Dolny Śląsk - dziedzictwo przeszłości utrwalone w zabytkach

Niederschlesien - die Erbschaft der Vergangenheit in Denkmälern verewigt

Lower Silesia - inheritance of the past in remains


 

Węgrzce - powiat wołowski

vor 1945 Wangern (Gross Wangern / Klein Wangern ) - Kreis Wohlau

 

   

Zniszczony dwór w Węgrzycach (Gross Wangern).

   

Wjazd do dawnego majątku oraz studnia w pobliżu ruin dworu.

Zabudowa folwarku.


   

Ruiny dworu w Węgrzcach (Klein Wangern) oraz część zachowanej zabudowy gospodarczej.


 

Archiwalne widokówki i zdjęcia

Historische Ansichtskarten und Fotos



Informacje zaczerpnięte za zgoda autora ze strony  http://www.megusta.pl/

Świat, który się skończył. Węgrzce Małe - historia folwarku i ludzi

Majowy wieczór. W toni stawu przegląda się bryła dworu. Może raczej to, co z niego pozostało. Przez pozostałości dachu wpadają do pomieszczeń ostatnie promienie zachodzącego słońca. Wzdłuż lipowej alei kładą się cienie, a drzewa jakby kłaniają się idącym ludziom. Tych, niestety, nie widać. A przecież niegdyś folwark w Węgrzcach Małych tętnił życiem i pracą każdego dnia.

Fot. Archiwum Marka Wilka. Jeszcze na przełomie XXw. i XXIw. można było zobaczyć niemal kompletną bryłę dworu w Węgrzcach Małych.

Tak wyglądało moje pierwsze spotkanie w 2003r. - z dworami w Węgrzcach. Dworami, bo jest też drugi w odległości około 400 metrów, w dawnych Węgrzcach Wielkich. Wracałem tam jeszcze kilka razy, bo te miejsca przyciągają. Niestety, przy kolejnych powrotach pałaców - bo tak nazywają je miejscowi - było „coraz mniej”.

Węgrzce Małe

Z kuźni dochodzi stukot kowala przygotowującego sprzęty tak potrzebne w gospodarstwie. Z łąki nadciąga stado krów pędzonych przez grupę wyrostków. Są wszystkie sztuki, można je zapędzić do obory. Ekonom stoi przy płocie czekając jeszcze na pozostałych pracowników. Wie, że z okna swojego pokoju obserwuje go Stanisław Tomiński, pan na włości Klein Wangern. Węgrzce Małe. Nad bramą zamykającą folwark wisi dzwon. Jego głos nawołuje do pracy i kończy dzień.

Zespół folwarczny znajduje się około 200 m na południe od głównej drogi wiodącej z Wińska na zachód, w kierunku Odry. Jego sercem jest zespół budynków tworzących czworobok, którego każdy z boków ma długość około 40-50 m. Gospodarcze zabudowania układają się w kształt podkowy tworząc niemal całość od wschodu, południa i zachodu. Północną stronę zamyka dwór, przy którym znajdują się wyjazdy z dziedzińca.

Teraz taki obrazek z przeszłości ma walor historyczny, ale i sielankowy. Życie w folwarku jednak idyllą nie było. Ani dla robotników rolnych, ani także dla właścicieli dóbr. Ich ciężka praca sprawiła jednak, że Klein Wangern w latach 20. i 30 XX wieku zyskiwało na zamożności. Tamten świat już nie istnieje. Zniszczyła go wojenna zawierucha, wielka polityka i zwykli ludzie. Pozostał już właściwie tylko we wspomnieniach. Część wspomnień udało się nam przywrócić.

Praca w folwarku

Władysława Mosiek, z domu Pruchnik, urodziła się w 1929r. W 1941r. przyjechała do Węgrzc z mamą. Władysława, jako małoletnia, bawiła chłopca polskiej rodziny, także pracującej w folwarku. Mama natomiast najęła się do prac polowych. W Klein Wangern pracowało wielu ludzi, bo uprawiano tam buraki, kartofle, pszenicę i żyto. Było też około 300 świń. W 1937r. folwark miał 190 hektarów, w tym 125 hektarów gruntów ornych. – Gdy miałam 15 lat, to wzięli mnie do pracy w polu. Wołami jeździłam – wspomina Władysława Mosiek. Chłopaki zawsze bili woły, dlatego Stanisław kazał mi je wziąć. Pług miał trzy skiby. Oraliśmy wielkie pola jadąc obok siebie wołami i końmi. Brzuch mnie bolał od szarpania pługiem. Paskudny Polak, który był włodarzem, bił gdy coś było źle robione. Jak trzeba było, to kazano nam iść w pole nawet w sobotę i niedzielę. A Niemcy wówczas nie szli. Cieszyliśmy się, gdy Stanisław kupił traktor. Gdy kopał kartofle, zbieraliśmy je do koszyka. Za każdy koszyk otrzymywaliśmy blaszki. Później nam za nie płacił.

Fot. Tomasz Wlezień. Folwark 2012 r.

Dwór z 48 schodami

Przed laty, wchodząc do dworu schodami od północnej strony najpierw trafiało się do wielkiej sali. W niej wisiały pluszowe kotary. Ich widok najbardziej zapadł w pamięć naszej bohaterce. - Przy ścianach były śliczne kredensy. Gdy w styczniu 1945r. przyszli Rosjanie, to kolbami karabinów wybijali w nich szyby – wspomina Władysława, która wówczas miała 16 lat i doskonale pamięta tamten czas. - Po przejściu hallu był korytarzyk, a za nim - salon. Bardzo podobał mi się w nim piec: biały, okrągły. Kafle były rzeźbione. Miał wnękę w ścianie, a paliło się w nim nie z salonu, tylko ze znajdującego się obok wydzielonego pomieszczenia - przypomina sobie z dzieciństwa, już z czasów powojennych, Ryszard Piskorz, mieszkaniec Węgrzc. I po chwili dodaje: Był jeszcze drugi ozdobny piec, ale po wojnie mieszkańcy go rozebrali i zbudowali piec chlebowy. W pałacu była łazienka wyłożona kafelkami, z wanną. Pamiętam piękny, mosiężny, duży kran nad umywalką. Po wojnie w łazience było jedno z wydzielonych mieszkań. Zajmująca je lokatorka łóżko postawiła w miejscu wyrzuconej wanny.

W piwnicy była pałacowa kuchnia oraz folwarczna, mała mleczarnia. Wodę na potrzeby dworu pobierano pompami ze studni. Po wojnie jednak studnię zasypano – żałuje mieszkaniec Węgrzc i dodaje, że aby przejść z piwnicy na strych, trzeba było pokonać 48 schodów.

Z Małych do Wielkich

Oba dwory – w Węgrzcach Małych i Węgrzcach Wielkich - najprawdopodobniej łączyło podziemne przejście. Niemcy z niego korzystali. Takie przejścia w Niemczech były bardzo modne, często je budowano – zapewnia pani Władysława. Słyszałem opowiadania starszych ludzi o podziemnym połączeniu pałaców – dodaje Ryszard Piskorz, a potwierdził to Wiesław Mielko (nieżyjący już mieszkaniec Wińska, który dzieciństwo spędził w Węgrzcach): Ja tym przejściem chodziłem.

Prawdopodobnie istniał także drugi tunel, mający prowadzić do karczmy (już nieistniejącej), stojącej obok dwóch wciąż istniejących samotnych domków przy wjeździe do Węgrzc od strony Wińska. Według innych opowieści tunel miał dochodzić aż do wińskiego kościoła pod wezwaniem Świętej Trójcy.

Gdy przed laty zakładano w Węgrzcach wodociąg, znaleziono na głębokości około 1,3 m betonowe belki. Podobnie, gdy kopano studnie koło przypałacowego stawu. – Pod drogą jest mnóstwo dużych kamieni. One i belki mogły być elementami tunelu, ale być może też wzmocnieniami terenu, który jest bardzo grząski – zastanawia się Ryszard Piskorz. Nikt mi nie potwierdził, czy znaleziska próbowano dokładniej badać.

Fot. Archiwum Marka Wilka. Odległy o kilkaset metrów dwór w Węgrzcach Wielkich miał zupełnie inną architekturę. Na zdjęciu widok z przełomu XX w. i XXI w.

Jeszcze jest, choć szybko znika

Po wojnie dwór w Węgrzcach Małych miał kilkudziesięciu właścicieli, repatriantów z Kresów Wschodnich. Państwo stworzyło wspólnotę, w której większość mieszkańców miała udział po 4/50 całości. Część miał także Skarb Państwa. Takie rozwiązanie właścicielskie oraz brak remontów były przyczyną pogarszającego się stanu technicznego dworu. Jak wydzielić swoje 4/50 i komuś przekazać na przykład w spadku? Jak zabrać 4 cegły spośród 50? Kwadratura koła stała się początkiem końca tego ładnego obiektu. Jeśli na przykład wypadła dachówka, nikt nie naprawiał ubytku. Z czasem więc dwór zaczął się rozpadać.

Dwór (nazywany przez lokalną społeczność pałacem) należał do wszystkich, a właściwie – do nikogo. Umiera na oczach wszystkich. Większość patrzy i nic nie może zrobić. Niektórzy pomagają mu umrzeć. Budynki są duże, remont trzeba było zrobić. Nikt nie chciał się do tego przyłożyć. Ludzie się wyprowadzili. Jak miałem 10 lat, zaczął się walić strop nad hallem. Strop był skonstruowany z drewnianych belek, a wypełniony był mieszaniną gliny i słomy – przypomina Ryszard Piskorz. To technologia budowy powszechnie spotykana w tym regionie Dolnego Śląska w XVIII i XIX wieku.

Mieszkańcy wsi wysyłali nawet petycje do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Wołowie, by dwór w Węgrzcach Małych zburzyć, bo zagraża bezpieczeństwu. Nie można tego zrobić, bo to zabytek wpisany do rejestru zabytków. Podobnie jest z drugim obiektem, w Węgrzcach Wielkich. Mimo to oba obiekty powoli znikają. Koniecznie trzeba jeszcze je zobaczyć. Wkrótce niewiele z nich zostanie.

Fot. Tomasz Wlezień.

Tak dwór w Węgrzcach Małych wyglądał wiosną 2003r. Także staw odczuł upływający czas i zmiany właścicielskie. Pierwotnie był okrągły, z wyspą pośrodku, na której stała mała baszta. Na wyspę wiodła drewniana kładka wspierająca się na kamiennym murze. Po II wojnie światowej część stawu od strony dworu zasypano, więc zbiornik otrzymał kształt podkowy.

Węgrzce Małe

Dawne nazwy Węgrzc to Wangernn (1541 r.), później Gross Wangern i Klein Wangern (Węgrzce Wielkie i Małe). Wywodzi się je od mieszkańców pochodzenia węgierskiego. Przez kilka wieków były to dwie blisko siebie położone, ale jednak odrębne wsie. Niewielka przyfolwarczna osada Klein Wangern w 1787 r. zamieszkiwana była przez 10 wolnych zagrodników i 1 chałupnika. Do 1635 r. majątek był we władaniu rodziny Hansa von Glaubitz. Później między innymi: von Uechtritz, von Berge, von Stosch, von Haugwitz, von Nassau. Na początku XX w. majątek należał do Siegfrieda Riebela, później - Beno Bűse. Po 1910 r. dobra przeszły na własność Marii Tomińskiej.

Dwór – na planie kwadratu - w jego ostatecznej, późnobarokowej architekturze o neobarokowym wystroju, ale też cechach klasycystycznych, można datować na koniec XVIII w. Budynek częściowo przebudował około 1882 r. Robert Glűmel. Kolejna modernizacja nastąpiła na początku XX w. Po II wojnie światowej rozpoczął się upadek obiektu. W latach 80. wyprowadzili się z niego ostatni mieszkańcy.

Fot. Tomasz Wlezień. Do 2006 r. stan ruiny zmienił się w nieznacznym stopniu jeszcze pokazując minioną już świetność.

Pokręcone losy

Rodzina Tomińskich, która przybyła tu około 1910 r.,  pochodziła spod Wielichowa w Poznańskiem. Maria Tomińska, z domu Gaebecke-Patschekto, po śmierci męża kupiła oba pałace w Węgrzcach. W Węgrzcach Małych mieszkał jej drugi syn Stanisław, w Węgrzcach Wielkich – starszy Jan. Rodzina w czasie wojny musiała podpisać volkslistę. Wtedy trzeci z braci – najmłodszy, Karol – podciął sobie żyły – mówi Władysława Mosiek.

Maria Tomińska miała jeszcze dwie córki: Zytę i Gabrielę. - Gabrieli kupiła dom w Wińsku. Polacy mówili na nią „frau Wanacka”, bo Gabriela przyjęła nazwisko męża - Wanatz. Po jego śmierci dom wydzierżawiła stomatologowi, a sama przeniosła się do Węgrzc Małych – opowiada pani Władysława. Zyta wyszła za mąż za Kaufmanna, właściciela lasów koło Cottbus. Z rodzeństwa tylko ona miała dzieci. Stanisław i Jan pozostali kawalerami, Gabriela zmarła bezpotomnie. Stanisław kulał, był też chory na serce. Zmarł w 1943r. Ubrana na czarno Gabriela Wanatz chodziła po folwarku i mówiła pracownikom, że pan zmarł. Został pochowany obok matki na cmentarzu w Wińsku. Podobnie jak Karol.

Na pogrzeb przyjechali wszyscy okoliczni posiadacze ziemscy. Stanisław, za życia znany z zamiłowania do łowiectwa, ubrany był w zielony mundur, jak gdyby właśnie miał udawać się na polowanie. Trumna została przykryta papierową zasłoną. Wieńce ułożono na osobnym wozie, gdyż tak wiele ich przywieźli uczestnicy pogrzebu.

Życie w Węgrzcach

Śmierć Stanisława z perspektywy czasu jawi się jako zapowiedź zmierzchu Klein Wangern, choć wówczas jeszcze zapewne nikt tego zdarzenia tak nie odbierał. W latach II wojny światowej Węgrzce podlegały administracyjnie do Kozowa. W Węgrzcach był sołtys, a w Kozowie – wójt, który wydawał np. Polakom zezwolenia na przejazdy pociągiem. Sklep w Węgrzcach należał do rodziny Tsaches. Matka z córką sprzedawały chleb, bułki i inne towary przywożone każdego dnia z Wińska przez około 70-letnią babcię na doczepianym do roweru wózku. We wsi były też dwie knajpy - gasthausy. Niemcy w wolnym czasie lubili w nich grać w karty, pić piwo – wspomina nasza bohaterka.

Właściciele okolicznych folwarków gościli się urządzając uczty i polowania. - Gdy panowie jechali na polowanie na zające, dzieci naganiały zwierzynę. Natomiast Stanisław miał 3 duże psy, z którymi jeździł rowerem na polowania. Potem siedział nad stawem i skrobał rogi – wspomina pani Władysława. Przypomina też sobie, że w niedziele rodzina Tomińskich jeździła powózkami do kościoła w Wińsku.

Wszystko się zmieniło w styczniu 1945r. - Była sobota, musieliśmy młócić zboże. Nagle zaczęły bić dzwony. Sołtys Preus zwołał wiejskie zebranie. Gdy Niemcy wrócili do folwarku, zaczęli się pakować. Brali tylko to, co unieśli w torbach. Śpieszyli się, bo Rosjanie byli już w Rawiczu – przypomina sobie styczniowe dni Władysława Mosiek. Wtedy tamten świat się skończył.

Fot. Tomasz Wlezień. Pozostałości po dworze – stan z sierpnia 2012 r.

Postscriptum

Czas płynie nieubłaganie. Dwór w Węgrzcach Małych nie oparł się jego działaniu; przede wszystkim – działaniu ludzi. Gdy po 6 latach ponownie odwiedziłem Węgrzce, dojeżdżając aleją do folwarku widziałem w tle tylko niebo. Resztki podpiwniczenia wyłoniły się z zarośli nagle, bo jeszcze przed chwilą miałem wrażenie, że tu nic nie ma. Że tu nigdy nic nie było…

Choć właściwie czego miałem oczekiwać? Że ktoś zabezpieczy ruinę? O odbudowie przecież nawet nie można było marzyć. Historyczny balast niesiony od 1945r., bezwładny system ochrony zabytków, brak funduszy w budżecie Państwa, niski poziom zamożności Gminy Wińsko i mieszkańców dosięgły także dworów w Węgrzcach. Jeszcze są, ale umierają. Jest ich coraz mniej. Chciałem napisać, parafrazując słowa ks. Jana Twardowskiego: Spieszmy się je obejrzeć, bo wkrótce odejdą. Ale właściwie jest już za późno. Czas na Missa requiem… Tamten świat się skończył. Pozostałości po nim także znikają.

Tomasz Wlezień



Śląsk - Dolny Śląsk - Schlesien - Niederschlesien - Silesia - Zabytki Dolnego Śląska

Będę wdzięczny za wszelkie informacje o historii miejscowości, ciekawych miejscach oraz za skany archiwalnych widokówek lub zdjęć.

Wenn Sie weitere Bilder oder Ortsbeschreibungen zu dem oben gezeigten Ort haben sollten, wäre ich Ihnen über eine Kopie oder einen Scan sehr dankbar.

Tomasz  Mietlicki    e-mail  -  itkkm@o2.pl