1258,
1.06.,
Konrad I podarował
dominikanom plac pod budowę klasztoru. Ponadto z nadania księcia Bolesława II
Rogatki oraz osób prywatnych – głównie mieszczan głogowskich – otrzymali oni
drobne darowizny w mieście i las koło Obry (potwierdzone około 1266 roku). Notka
ta kłóci się z wcześniejszym zapisem Wehikułu, że miało to nastąpić 1 stycznia
tego roku. Więc dla poparcia tej tezy przytacza literaturę:
Roman Stelmach,
Źródła do dziejów śląskich dominikanów zachowane w
archiwach wrocławskich, w:
Dominikanie. Gdańsk – Polska – Europa. Materiały z konferencji międzynarodowej,
Gdańsk-Pelplin 2003, s. 519-530; Marek
Robert Górniak, Konrad I Głogowski,
w: Encyklopedia Katolicka,
Lublin 2002 IX, kol. 664-665; Aleksander Walkowiak,
Biblioteka kolegiaty głogowskiej w średniowieczu,
Głogów 1994, s. 16.
1429, czerwiec,
husyci sieją strach na Śląsku. Dbający o dobre
stosunki z książętami śląskimi Władysław wysłał swojego przedstawiciela.
Prowadził on rozmowy i z taborytami i poszkodowanymi. Wśród nich byli również
powinowaci i podopieczni polskiego króla. Polski monarcha był bowiem prawnym
opiekunem nieletnich książąt cieszyńskich - synów Bolesława I i swojej
siostrzenicy Eufemii. Król Władysław Jagiełło w liście do Witolda pisał więc o
tej misji tak:
„…posłaliśmy
Chrząstowskiego na Śląsk…. donosi, że książęta głogowscy udali się do niego;
błagali, aby porozumiał się z nami i imieniem owych książąt nas prosił, abyśmy
chcieli wziąć ich miasto Głogów w nasze poddaństwo i opiekę i rycerzy w tymże
mieście i zamku osadzić…”.
Zaufany królewski Chrząstowski
przywiózł więc zaproszenie do Głogowa dla królewskich oddziałów. Tak trafił nad
Odrę Piotr Szafraniec, członek potężnego rodu panów małopolskich.
1443, 5.06.,
w Głogowie i w Sławie odczuwalne jest trzęsienie ziemi. Jak się potem okazało
odczuwalne było na całym Dolnym Śląsku. Tak donosiła Kronika Sławy Martina
Sprungali. Ale J. Blaschke napisał w swojej monografii Głogowa i Ziemi
Głogowskiej, że „Nie mniejszy przestrach dotknął
Głogowian w 1433 wraz z odczuciem trzęsienia ziemi”.
1488, 16.06.,
Król Maciej
energicznie domaga się przez swoich posłańców, od Wrocławia, Zgorzelca i
Świdnicy przysłania ich największych dział (puszek). Powinny zostać zaopatrzone
też w kule. Na miejscu oblegający mieli zapewnić proch, którego trzeba było w
wielkich działach ok. cetnara (ok. 50 kg) na jeden strzał.
Służby logistyczne „Czarnej Roty” oblegającej miasto, rozpoczynają budowę
umocnień mających za zadanie uniemożliwienie dostaw i uzupełnień. Czyli tworzą
tak zwaną linię cyrkumwalacyjną. Przeciwko obrońcom, mająca za zadanie m.in.
uniemożliwienie wycieczek z twierdzy, budowana jest
linia kontrwalacyjna.
Wykopane zostaną dwie głębokie fosy. Wśród fortyfikacji polowych znalazły się
także dwa pasy częstokołów i 7 bastei.
1632, 10.06.,
w XVIII wiecznej kronice
zielonogórskiej Wehikuł znalazł pod dzisiejszą datą taki zapis:
„burmistrz
Prüfer
z Głogowa podciął sobie nożem gardło. Był on burmistrzem Zielonej Góry”
1666,
18.06.,
następcą zmarłego komendanta twierdzy von Mersa został mianowany generał [General-Wachtmeister] Ludwig von Lopis, baron von Monteverques,
dziedzic na Domanicach [Domanz] i
Posewitz, francuski szlachcic z Awinionu. Na Śląsk trafił w trakcie wojny
trzydziestoletniej wraz z oddziałami piechoty. Dowódca i właściciel (w latach
1636-1650) pułku piechoty niemieckiej. Do nie dawna był komendantem w Legnicy.
Głogowska Rada Miejska gratulując mianowania, wyraziła przekonanie, że miasto
przez długi czas dozna dzięki jego doświadczeniu, ochrony. Niestety życzenia i
pozytywne opinie przekazane nam przez burmistrza Berndta nie mówiły prawdy.
Generał przede wszystkim dbał o interes twierdzy, cesarza i własny. I to w
różnej kolejności. M. In. zażądał wzniesienia mostu zwodzonego na Odrze,
wykonania domów dla straży i budek strażniczych i wielu innych świadczeń. Prof.
Jerzy Maroń przypomina w swojej znakomitej książce (Wojna
trzydziestoletnia na Śląsku.
Aspekty militarne,
Racibórz 2008),
że jego nazwisko często występuje w dokumentach,
jako dowódcy oddziałów wojskowych łupiących mieszkańców Śląska.

Ludwig von Lopis baron von Monteverques
1886, 8.06.,
odbyło się nabożeństwo, podczas którego poświęcono nowo zbudowany kościół
staroluterski w Głogowie. Pierwszym proboszczem parafii staroluterskiej był ks.
Adolf Schnieber, późniejszy superintendent (odpowiednik biskupa) kościoła w
Poznaniu. Głogowscy staroluteranie pochodzili głównie z Krążkowa, gdzie
spotykali się na nabożeństwach na zamku. Parafia była na tyle duża, że posiadała
swoje filiały. Jednym z nich był filiał w Lesznie, do którego dojeżdżali
głogowscy duchowni aż do odzyskania niepodległości przez Polskę.

Kościół staroluterski w
Głogowie [ze zbiorów – zdjęcie z Marcina Błaszkowskiego
autora powyższej notki]
1945,
25.06.
W trakcie wielkiej Parady Zwycięstwa w Moskwie, na Placu
Czerwonym pod trybunę honorową żołnierze wnieśli sztandary pokonanej armii
hitlerowskiej. Wehikuł już o tym pisał - wśród nich były również znaki jednostek
głogowskich. Jak się tam znalazły?
Po nieudanym zamachu 20 lipca 1944 roku, Hitler po raz
kolejny z niechęcią odniósł się do Wehrmachtu. To bowiem oficerowie armii
wystąpili przeciwko najwyższej władzy i kanclerzowi osobiście.
Jedną z szykan było pozbawienie oddziałów znaków honorowych
pod pretekstem umieszczenia ich w muzeum i ochrony przed dostaniem się w ręce
nieprzyjaciela. Nie była to nowość w dziejach wojen. W pewnym okresie i Napoleon
nakazał wycofanie legendarnych orłów z pierwszej linii.
W Głogowie rozkaz miał dotyczyć sztandarów 54 pułku
artylerii i 18 batalionu saperów. Polecenie zawierało również wskazanie, że
sztandary należy spakować i wręcz chyłkiem wywieźć z garnizonu bez jak
nakazywano, zbędnych honorów i ceremoniału. Przedłużano moment przekazania
znaków w nieskończoność. W gronie oficerskim nie było zgody na termin i formę
wydania. Jednak w styczniu 1945 nie dało się już dalej zwlekać. Podjęto decyzję,
że dla resztek garnizonu będzie to jednak wydarzenie. W asyście honorowej
kursantów kursu oficerskiego 213 batalionu saperów odprowadzono sztandary na
głogowski dworzec. Maszerowano ul. Langestr. (Długą) i Hohenzollern (Aleją
Wolności). Na głogowskim bruku musiał się głośno rozlegać miarowy stukot
podkutych butów. Rozwinięte sztandary po raz ostatni jak się okazało
przedefilowały w swoim garnizonowym mieście. Jak opisuje badacz dziejów
głogowskiego Wehrmachtu p. Stuhler sztandary miały zostać zdeponowane jak i
pozostałe z VIII okręgu Wojskowego, w Zamku Wiesenberg k Mahrisch Ost. Kiedy
dostały się w ręce zdobywców przewieziono je do Moskwy gdzie w trakcie Parady
Zwycięstwa znalazły swoje miejsce w pierwszym rzędzie. Rzucono je na bruk pod
murem kremlowskim. Dołączone zdjęcia opisane jako zrobione w styczniu pokazują
żołnierzy bez płaszczy a na placu nie ma śniegu.


Asysta honorowa i przekazanie sztandarów na głogowskim dworcu
kolejowym.[ze zbiorów TZG]
|
|
1949,
6.06., dr Juszkiewicz, jeden z nielicznych
lekarzy na ziemi głogowskiej mimo wielu prósb władz administracyjnych,
gospodarczych i politycznych musiał odbyć wojskowe przeszkolenie medyczne i
sanitarne. Jak wspominał „W roku 1949 w maju, zostałem powołany do czynnej
służby wojskowej”. I właśnie dziś przyjechał z Łodzi na trzy dni urlopu. Nie
dane mu było spędzić cywilnego urlopu w spokoju. W trakcie masowej uroczystości
na pobliskim stadionie miejskim nastąpił niespodziewany wybuch nie usuniętej
wcześniej pamiątki po niedawnej wojnie. Młody lekarz udał się więc do pełnienia
swoich obowiązków i opatrywania rannych. Czas przepustki dr Juszkiewicz spędził
w szpitalu.

Dr Wiesław Juszkiewicz w trakcie szkolenia wojskowego w
1949 r. [Archiwum rodzinne]
1981, 23.06.,
obraduje Wojewódzka Konferencja Sprawozdawczo-Wyborcza PZPR w Legnicy.
Uczestniczy w niej duża grupa delegatów z Głogowa. Rozwija się tu silnie ruch
tzw.
,,struktur poziomych"
czyli porozumienia poziomego organizacji partyjnych
zakładów pracy z pominięciem aparatu partyjnego wyższych szczebli (popularne
„poziomki”). Dzięki temu porozumieniu wśród delegatów na konferencję i
głogowskim kandydatem na funkcję I Sekretarza KW PZPR w Legnicy został
Zdzisław Zyga.
Główny księgowy z Famaby
Zdzisław Zyga (17.07.1926-3.09.2006)
był
znaną i popularną postacią. Pochodził z Lubelszczyzny, w czasie wojny w
partyzantce akowskiej, potem w Wojsku Polskim. Oficer, pilot,
po
zwolnieniu ze służby wojskowej, w Żarach, w przemyśle. Ekonomista. W 1969 r.
trafił do Głogowa, do GFMB. 15.12.1981 na skutek nacisków politycznych przeszedł
na wcześniejszą emeryturę. Zginął tragicznie w Kulowie, pochowany na cmentarzu
przy Legnickiej.
W Konferencji uczestniczył, z
„klucza” jak sam wspominał, wicepremier Mieczysław F. Rakowski. Nie planował
wystąpienia. Jednak w rozedrganej emocjami swobodnego mówienia atmosferze,
uznał, że musi odpowiedzieć kilku dyskutantom.
Jednym z nich miał być właśnie głogowski kandydat na I sekretarza KW PZPR.
Zanotował w wydanej później swojej
książce „Czasy
nadziei i rozczarowań” – (s. 279): „…
zająłem się
wypowiedzią pewnego towarzysza, który – o zgrozo! – znalazł się wśród kandydatów
na I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego. Na wstępie wyraziłem zdumienie, że
przewodniczący konferencji nie przerwał mu jego wystąpienia,
choć część delegatów tego się domagała. Towarzysz ten stwierdził m.in., że całe
36-lecie nadaje się do wyrzucenia na śmietnik. Jego zdaniem, polska rewolucja w
latach czterdziestych kontynuowała dzieło rozpoczęte w Stutthofie, Oświęcimiu i
Palmirach. Powiedziałem, ze jeżeli ktoś porównuje trudne, a nieraz i krwawe
zmagania właściwe każdej rewolucji z tym, co hitlerowcy uczynili w Oświęcimiu,
to powinien sam złożyć legitymację partyjną. Powinni ją złożyć także ci, którzy
uznali, ze może on kandydować na I sekretarza. – Wyprano nam mózgi - stwierdził
ów towarzysz. W odpowiedzi usłyszał ode mnie, że „no może niektórym wyprano i do
dziś z tym chodzą” i opowiadają brednie.
…było
to skrajne wystąpienie… człowieka, który uznał, iż wreszcie nadeszła pora na
powiedzenie głośno tego co mu leżało na sercu….”
Z kronikarskiego obowiązku zanotujmy, że Z. Zygo
nie został wybrany. I sekretarzem został Stanisław Jasiński, inżynier z KGHM,
spoza aparatu partyjnego
Wehikuł wróci jeszcze do postaci głogowskiego bohatera tego dnia, jak i do
„głogowskich poziomek”, w trakcie najbliższych podróży.

1 strona Gazety Robotniczej relacjonującej obrady
Konferencji.
1986, 24.06., dziś w
Hucie Miedzi ma nastąpić wyburzenie komina H-150 na Wydziale Ołowiu i Wydziale
Kwasu Siarkowego. Będzie to pierwsza w Polsce wykonana metodą strzałową operacja
kontrolowanego wysadzenia komina w funkcjonującym zakładzie. Zaproszono do tej
operacji płk Jana Iwaszkę z WSOWInż z Wrocławia.
Od kilku miesięcy wiadomo było, ze dni komina są policzone.
Jeżeli się go nie rozbierze to spowoduje nieobliczalna katastrofę budowlaną.
Bowiem wewnątrz 150 metrowej budowli zachodziła reakcja chemiczna mokrych gazów
z fabryki kwasu z trzonem żelbetowym. Poproszono więc o ekspertyzę wybitnych
fachowców. Przyjechał światowej sławy specjalista prof. Roman Ciesielski z
Politechniki Krakowskiej.
Stanisław Kot (późniejszy dyrektor
HMG) wspominał w hutniczym wydawnictwie. : „Ubraliśmy
go w to co się wtedy ubierało, czyli zwykły fartuch, kask, rękawice, okulary i
poszliśmy pod ten komin … padało wtedy bardzo …. w pewnym momencie profesor nam
zniknął. Patrzymy a on jest już 50 metrów nad ziemią, na drabinie … Heniu
Kaczmarek pierwszy wyrwał za profesorem. Wrócili razem po jakiejś godzinie.
Profesor był bardzo poważny … wziął kartkę papieru i napisał krótką,
kilkuzdaniową opinię. Że komin jest w stanie awaryjnym i grozi mu zawalenie i
należy w jak najszybszym czasie jego wyburzenia,. Nie spodziewaliśmy się takiej
opinii ...” Opowieść ta ma swój
niespodziewany epilog. Tak bliskie podejście i wejście na komin i to w padającym
stale deszczu dla Profesora Ciesielskiego nie zakończyło się bezkarnie. Kwas
rozpuścił mu skarpetki.
Ale wracajmy do dnia operacji.
Dyrektor Kot wspomina: „… komin miał
się przewrócić po pierwszym strzale. Tak się jednak nie stało … wsparł się na
tzw. popielniku … mimo, że się trochę przechylił w planowanym kierunku - jednak
nie upadł. Przy drugim strzelaniu – ani drgnął. Czas upływał … Za trzecim razem
komin poleciał”. Oczywiście nie było tak
prosto, świadek wspomina, że dowożono kolejne materiały wybuchowe, że obliczenia
wskazywały na inne zapotrzebowanie. Że wreszcie konstrukcja popielnika wzmocniła
niespodziewanie komin. Jednak obliczenia co do kierunku upadku okazały się
prawidłowe i dramatyzm wiszącego nad hutą komina skończył się w planowanym
miejscu wielkim gruzowiskiem. Żadne sąsiadujące z linią upadku obiekty nie
doznały szwanku, bo odchyłka wyniosła tylko 1,5 metra.

Upadek wyburzanego komina H-150. [Kronika HMG
1971-2006, s. 177]
2000, 27.06.,
dziś
sklep jubilerski przy Al. Wolności stał się obiektem zainteresowania przestępców
z Wołomina. Około 11.30 czwórka bandytów dokonała napadu. Trzech mężczyzn wdarło
się do środka gdzie terroryzując personel ukradli pieniądze i biżuterię. Czwarty
czekał w samochodzie. Srebrne BMW, zostało kilka dni wcześniej skradzione
obywatelowi Niemiec w Łęknicy. Zaopatrzono je w ukradzione na terenie Jawora
tablice rejestracyjne. Można wnioskować, że napad był wcześniej przygotowany.
Bandytom udało się uciec pomimo natychmiastowego ogłoszenia policyjnej blokady
miasta. Choć napad się udał, bandyci mieli pecha. Przypadkiem bowiem w pobliżu
banku znajdował się patrol policji. Policjanci użyli broni, trafiając jednego z
bandytów. Rannego kompani wyrzucili z samochodu. Chwilę później na głogowskim
bruku ranny zakończył życie. Zidentyfikowano go jako przestępcę z Wołomina,
znanego jako "Kraszan". A sprawcą tego napadu był poszukiwany od kilku lat
Andrzej T. ps. "Tybur".
|