Wehikuł czasu - grudzień 2014 (rok 6/70)

Czas podróży w okresie przedświątecznym ma wymiar szczególny. Tegoroczna grudniowa wędrówka Wehikułu będzie poniekąd kolejowa. I nie tylko dlatego, że Wehikuł urodził się w dniu patronki kolejarzy – św. Katarzyny. Ale rośnie sentyment do przeszłości podróżowania koleją. Wiec Wehikuł proponuje w chwili wolnego czasu samodzielny spacer po głogowskiej, jak się okazuje wielce rozległej stacji kolejowej. Polecamy wirtualną wycieczkę, którą jeden z  Głogowian, miłośnik kolei zamieścił w sieci:  Głogów zdjęcia 2011 plan stan na 14.01.2002   http://www.covalus.ovh.org/glogow/3.html

I niżej, tego autora podgłogowskie opowiadanie kolejowe ze świąteczną dedykacją.

Dziś też, w siedemdziesiątą rocznicę przypominamy podróż do obozu pracy w niemieckim Glogau Holendra zatrzymanego w trakcie łapanki. W ubiegłym roku, też w grudniowej odsłonie [patrz 12/2013] Wehikuł awizował unikalne dziełko – „1944-45. Z dziennika holenderskiego robotnika przymusowego. Historia podróży dziewięciu Holendrów przez znaczną część Europy opowiedziana przez Keesa Borstlapa”.

Mężczyzna dotarł nad Odrę z Holandii pociągiem. Choć to była podróż do niewolniczej pracy, to co zobaczył później opisał. Młody chłopak miał świadomość wyjątkowości sytuacji w której się znalazł. Sporządził więc dość szczegółowe notatki. Jego syn,  Henk Borstlap kilkadziesiąt lat później, już w nowej sytuacji geopolitycznej znalazł sojuszników w przetłumaczeniu i wydaniu wspomnień ojca. Dzięki kontaktom przedstawicieli rodziny z p. Antonim Bokiem tekst trafił też do Głogowa. 4 grudnia został zaprezentowany publicznie. Teraz po raz kolejny krótki fragment w Wehikule.

W grudniową podróż z Paryża do Warszawy wyruszył syn Napoleona i Marii Walewskiej. Jechał trakcją konną. W okolicy Głogowa zatrzymany trafił do kazamat nadodrzańskiej twierdzy.

Kolejna pozycja - Z lektur Wehikułu - i inne grudniowe ciekawostki w zakładce Wehikuł czasu.

 

 

 

Wehikuł czasu nie odnosi się do bieżących zmian personalnych w mieście i powiecie na skutek werdyktu wyborczego w wyborach 16 i 30 listopada. Jednak przedstawia wizerunek drugiej, stosunkowo młodej „dziury w ziemi”, która też w ciągu najbliższych lat winna zostać zabudowana by podkreślić sprawność nowej ekipy. A w sprawie pierwszej – osławionego  L…kplacu” przed Ratuszem obietnice już padły. I przy okazji - Wehikuł zwraca uwagę, że okna obydwu najważniejszych głogowskich gabinetów nie wychodzą na inkryminowane „dziury”.   

 

Z lektur Wehikułu 

Techmańska Barbara, Jan II Żagański. Niespokojny książę. Sojusznik Króla Husyty (16 VI 1435- 22 IX 1504, Kraków 2014.

Praca dr Barbary Techmańskiej, symbolicznie łączy mijający rok swoistą klamrą. Początek roku 2014 na głogowskim rynku wydawniczym akcentowało pierwsze polskie tłumaczenie Annales Glogovienses. Wydanie - bez fałszywej skromności – zainicjował Wehikuł a przetłumaczył, przypisami i wstępem opatrzył prof. Wojciech Mrozowicz z Uniwersytetu Wrocławskiego. Zamykamy natomiast rok książką, w której jak stwierdza autorka wykorzystano też obok niemieckiego również to polskie wydanie. W tym naukowym cytowane są również inne wydawnictwa TZG. Fakt ten świadczy o dalszej potrzebie udostępniania źródeł i czy materiałów do których trudno dotrzeć czytelnikowi czy badaczowi.

Polecając książkę do lektury kilka zdań od Autorki:

„Okrutny”, „Zły”, „Szalony”, „Niespokojny”, – to określenia, którymi najczęściej obdarzano Jana II żagańskiego. Książę nie był ulubieńcem historiografii niemieckiej, a i polska dostrzegała złożoność jego charakteru i kontrowersyjność czynów, które czasami trudno było nawet wytłumaczyć specyfiką czasów. Obrazowo scharakteryzował księcia Walenty Kulawski w dziewiętnastowiecznym przekazie „Spółcześni oburzeni jego dzikiem okrucieństwem nazwali go szalonym tyranem. Potomność, która czyny równie z powodów jak skutków i środków przedsiębranych sądzi, nie może go zupełnie od tych tytułów uwolnić.” Jan II należał do grona najbardziej barwnych postaci w panteonie książąt śląskich. Jego działalność polityczna miała ścisły związek z sytuacją międzynarodową, a poczynania interesowały władców sąsiednich krajów: Jerzego z Podiebradów, Macieja Korwina, Jagiellonów. Uwikłanie Jana II w politykę międzynarodową widoczne było przede wszystkim w okresie walk o sukcesję głogowską w latach 1476-1488, ale i wcześniejsze przedsięwzięcia księcia: popieranie króla husyty czy sprzedaż dziedzictwa żagańskiego Sasom nie pozostały niezauważone na arenie śląskiej. Niespokojny charakter księcia dał znać o sobie również w ostatnich latach życia, które śląski władca spędził jako pan niewielkiego obszaru wołowskiego. Brak politycznej aktywności zmobilizował księcia do „studiowania” alchemii i poszukiwania sposobu na wyrabianie złota… Aktywnego Jan II najprawdopodobniej nudziło spokojne dożywocie…

 

 

 

Wehikułu lektura pod choinkę

W ten przedświąteczny czas trochę inna propozycja lektury. Wehikuł w trakcie wirtualnego buszowania w Internecie znalazł interesującą stronę  pasjonata kolei i żelaznych szlaków. Wśród zamieszczonych opowiadań jest jedno, które stało się bliskie szczególnie. W lasach Głogówka spędzał czas i młody Wehikuł i rzesze głogowian. Już od końca XIX wieku ówczesny Las Miejski stał się miejscem odpoczynku, relaksu a nawet rekonwalescencji.

Dziś opowiadanie p. Marcina Kowalczyka pt. Telegraf:

 

Budynek stacyjny w Głogówku w obiektywie Tomasza Mietlickiego

 

Telegraf

Głogówko jest niewielką stacją na linii Leszno-Głogów. Dwa tory wynurzają się łagodnym łukiem z gęstego lasu. Zaraz za semaforem kształtowym odchodzi trzeci, który służy jako bocznica miejscowemu tartakowi. Piękny przedwojenny budyneczek obsługi ruchu ma dwa piętra. Na dole mieści się nastawnia, a na górze mieszkanie dla jej pracownika. Z nastawnią sąsiaduje poczekalnia, w której pasażer może zakupić bilet, nawet, gdy pociąg stoi już na stacji. Tutaj czas stanął w miejscu i nikt się nie śpieszy.

Niedawno zamknięto z powodu stanu technicznego jeden tor i wstawiono trójkomorowy semafor świetlny, gdyż kształtka się rozleciała. Linia do Leszna na odcinku Głogów - Głogówko stała się jednotorowa. Jako dyżurny ruchu i kasjer jednocześnie, dostałem przydział do tego miejsca wiosną 1998 roku. Gdy tylko bucząca suka zastopowała trzy piętrusy, wyskoczyłem na zasnuty mgłą peron. Świtało. Mój zmiennik ze stertą papierów flegmatycznie podszedł do mnie i wyciągnął rękę.

-Witamy na zadupiu, Wojtek jestem - mocno ścisnął mi dłoń

-Marcin - odpowiedziałem

-Wracam do chaty, Stare Drzewce, następne zadupie, tylko trochę większe... Tu masz klucze i instrukcje na papierze, spisałem wszystko, będę wieczorem to ci okolice pokażę- wskoczył na schody Bipy i skład ruszył rozpływając się we mgle. Pierwsze co, to podniosłem rogatki na przejeździe tuż przy stacji, chociaż nikt nie czekał na przejazd. Włączyłem, kolorofon na S1 i ustawiłem zwrotkę za stacją na spocznij. Potem wróciwszy do nastawni rozejrzałem się dokładnie po moim przyszłym miejscu pracy. Główna tablica stała na środku, po prawej w rogu był mały stół i stojak na bilety kartonowe. Zaś po drugiej stronie na blacie przymocowanym do ściany leżał stary telegraf kolejowy z 1867 roku. Trzymali go tu pewnie z sentymentu. Oderwane kable i zardzewiały mechanizm sprawiał przygnębiające wrażenie. Cały kąt był zimny i jakiś taki ponury. W przyszłości próbowałem tam chłodzić piwo, ale zawsze kisło mi w butelce. Wojtek odradził mi zbliżanie się do tego rupiecia.

 -Kiedyś go rozwalę - odgrażał się, lecz robił to cichutko i pod nosem.
Tak jakby bał się, że ten ponury kawał metalu może go usłyszeć.
Wkrótce wprawiłem się w robocie i wtopiłem w otoczenie. Polubiłem moją stacyjkę. Spałem w nastawni, bo nigdy nie chciało mi się wędrować na górę. Utulał mnie do snu zapach smaru i cichy szum naciągów sterowanych ręką Wojtka, mojego nocnego zmiennika i stróża. Za dużo roboty nie miał, jedynie jakieś podrzuty z Leszna i nocna Warszawa. Zresztą jak na jego wiek to było nadto. Wszystko działo się jak w bajce. Spokój i cisza przerywana od czasu do czasu buczeniem pociągu. Gdy miałem nieco czasu poznawałem okolice. Przepastne lasy i miejscowych życzliwych ludzi. Podczas jednej z takich wycieczek natknąłem się na ukryty w lesie cmentarz. Był osłonięty od ludzkiego wzroku gęstymi krzakami. Groby były zaniedbane. Z ciekawości oczyściłem kilka płyt, leżeli tu różni ludzie, lecz wszyscy odeszli tego samego dnia. Zmarł tragicznie 2 czerwca 1913 roku - taki napis widniał na każdym z nagrobków.
Nagle zrobiło się chłodno, słońce schowało się za chmury. Jakieś dreszcz przeszedł po mych lędźwiach. Wstyd się przyznać, ale uciekłem z tego miejsca lekko przestraszony. Z tym cmentarzem było coś nie tak. Wkrótce zrozumiałem co, ale na razie postanowiłem zasięgnąć języka w miejscowej pijalni piwa POD DĘBAMI.

Budynek stacyjny w Głogówku od strony wsi [Fot. T. Mietlicki]

 

-Coś taki blady - zagadnął barman nalewając kojącego płynu do dużego kufla.

-E nic, zaszedłem na stary cmentarz, ten koło leśniczówki i coś mi tak nijako się zrobiło - mruknąłem

Twarz barmana poszarzała. Drżącą ręką położył przede mną kufel złocistego napoju.
-Nie chodź tam- szepnął- to złe miejsce.

Z tonu głosu wnioskowałem, że nie żartuje. Wielu mieszkańców wioski potwierdziło jego słowa. Od kiedy jest tu cmentarz, TAMTEN cmentarz, źle się dzieje. Nikt jednak nie wiedział dlaczego, a może nie chciał wiedzieć?
Wziąwszy dwa złociste piwa na wieczór, gdyż to dziś Wojtek obejmował rządy na nastawni, ruszyłem ku stacji. Mój zmiennik siedział na ławeczce przed budynkiem i grzał stare kości w promieniach zachodzącego słońca. Usłyszawszy moje kroki odwrócił głowę:

-Gdzieś to się włóczył?

-Tu i tam - odparłem enigmatycznie i otworzyłem flaszkę - chcesz? Zaproponowałem siadając obok

-Nie nigdy na służbie

-Wiem - pociągnąłem i zebrawszy myśli zapytałem- Wojtek co wiesz na temat cmentarza za leśniczówką?

Zareagował tak jak barman, posmutniał i ręce zaczęły mu drżeć. Sięgnął po piwo. Oniemiałem zawsze odmawiał, gdy tylko był mundurowy.

-Więc go znalazłeś, kiedyś musiało to nastąpić...To złe miejsce, bardzo złe... Zresztą zacznijmy od początku.

2 Czerwca 1913 roku, znam to z relacji mojej babki Drzewce wyprawiły pociąg, skład 2020, miejscowy osobowy. Zawiadomiono telegrafem tutejszego dyżurnego, Macieja. Ten jak zwykle przygotował drogę przebiegu i czekał, lecz skład nigdy tu nie dotarł. Zaniepokojony powiadomił władze i rozpoczęto poszukiwania... - Wojtek przerwał aby się napić, wskutek drżenia ręki część płynu wylała się na jego mundur- lecz nic to nie dało, składu nie odnaleziono

-Bujasz?!- Przerwałem mu zdumiony i otworzyłem drugie piwo.

-Rozpłynął się we mgle, władze urządziły fikcyjny pogrzeb zaginionym, na cmentarzu, który widziałeś, kładli puste trumny do ziemi, potem straszliwa klątwa padła na wioskę. Umierali ludzie, a szczególności pracownicy stacji Drzewce i Głogówko. Skład 2020 mścił się przeklęty...

Dlatego nikt nie chce mieszkać na górze, ostatnią rodzinkę znaleziono martwych w lecie 1950 roku. Umarli na zawał ze strachu, tak jak wszyscy. Potem wszystko ucichło. Od tego czasu ja tu służę. Wolę spać na dole i nie myśleć o 2020. Tylko ten telegraf, zepsuł się tamtej nocy 1913 i nikt nie potrafił go naprawić, nienawidzę dziada, bo mi tamte czasy przypomina, lecz nie mam odwagi go rozwalić, to tak jak bym niszczył czyjś nagrobek. Jedyna oprócz cmentarza pamiątka tamtej tajemnicy. On wie co się stało ze składem 2020...
Słońce zaszło. Wojtek wylał resztę piwa do kwietnika i pozapalał światła. Około 23.30 zadzwonił telefon. Głogów wysyłał WARSZAWĘ i rozkazał przygotować drogę. Pośpieszny nigdy nie stawał i był ostatnim rozkładowym pociągiem na tej linii. Wojtek zapalił kolorofon na zielono ja przygotowałem zwrotnicę i opuściłem rogatki. Czekaliśmy. Wkrótce dotarło do nas monotonne buczenie Suki. Zwolniwszy nieco, pośpiech przetoczył się z łoskotem i zniknął w nocnej ciszy. Podniosłem rogatki i przywróciłem zwrotnicom położenie spoczynkowe. Klapnąłem obok Wojtka na ławeczce.


-Nie idziesz spać? Spytał

-Nie - noc była lepka od ciepła i przyjemna dla ciała.

Milczeliśmy spoglądając na widoczne w blasku lamp szyny. Nagle z nastawni dobiegł nas metaliczny zgrzyt. Tak jakby ktoś tarł metalem o metal.
-Ki diabeł - warknął Wojtek.

Wyjazd ze stacji w Głogówku w kierunku Wschowy i Leszna [Fot. R. Kiczor]

 

Poszedłem razem z nim do środka. Wszystko zdawało się spać, oprócz... TELEGRAFU, który ożył. Niczym zardzewiały zombi wypluwał z siebie pożółkły pasek papieru z nakreślonymi znakami.

-Niemożliwe... Wojtek był przerażony.

Ja stałem skamieniały przez chwilę. Podszedłem do telegrafu i poczekawszy aż stanie oderwałem taśmę.

ROZKAZ 2345 (SKŁAD 2020 WYJECHAŁ ZE STACJI DRZEWCE- PRZYGOTOWAC DROGĘ PRZEBIEGU)

Wojtek oszalał. Wybiegł do poczekalni i wrócił stamtąd z olbrzymim toporem strażackim w dłoni - naszym jedynym oprócz gaśnicy sprzętem ppoż.

- Od dawna na to czekałem, odsuń się!- krzyknął z dziwnymi ognikami w oczach.
Chciałem zaprotestować, lecz nie miało to sensu. Topór zatoczywszy łuk w powietrzu uderzył w telegraf. Potem jeszcze raz i jeszcze. Zardzewiałe urządzenie rozpadło się na kawałki. Wojtek dyszał ciężko.

-Nareszcie to zrobiłem...nareszcie...

Niepewny wydarzeń i tego co się tu stało chwyciłem za telefon. Odezwały się Drzewce

-Hej co to za jaja z tym telegrafem, wysłaliście skład?!

 -Popiliście czy co? Nic nie wysyłaliśmy...-cisnąłem słuchawkę na stół bowiem na horyzoncie pojawiła się łuna. Wiedząc jak ustawione są zwrotnice zareagowałem odruchowo i ustawiłem je na przestrzał. Dałem wolną drogę, wiedząc że od strony Głogowa jest pusto. Wojtek tam właśnie dzwonił.

-Jak to nic... a my tu... bełkotał, lecz wkrótce przerwał bowiem na szlaku wykwitł świetlisty trójkąt czoła pociągu.

-Słyszycie!!! skierował nań słuchawkę, nic nie słyszeli POCIĄG ZBLIŻAŁ SIĘ W ABSOLUTNEJ CISZY. Zostawiwszy telefon i krzyczącego dyżurnego z Głogowa wyszliśmy na peron. Już chyba obaj pojmowaliśmy co się dzieje. Zaginiony skład 2020 nadchodził. Dostojnie w milczeniu zwalniał na zwrotnicy. Trupio oświetlone okna zabytkowych lorek gościły kamienne twarze zmęczonych dusz. Skład stanął. Parowóz niemy smok, wraz z niemą obsługą wpatrującą się w nas wyhamował naprzeciw. Zrozumieliśmy na co czekali. Wojtek wszedł do wewnątrz nastawni i przywdział czapkę. W rękach miał resztki telegrafu, które cisnął do wewnątrz pociągu.

-Zabierzcie to do Was należy - szepnął i podniósł lizak - odjazd!
Parowóz bezdźwięcznie zabuksował kołami. Twarze pasażerów zniknęły za zasłonkami okien lorek. Skład 2020 opuszczał stację Głogówko. Na zawsze? Staliśmy tak dopóki nie zniknął w czeluściach nocy...

 

Wyjazd ze stacji w Głogówku w kierunku Głogowa [Fot. R. Kiczor]

Rano w milczeniu wysłuchaliśmy reprymendy obu zaniepokojonych dyżurnych ruchu. Przez grzeczność nie udzielono nam nagany za picie w pracy. My nie protestowaliśmy, chcąc jeszcze być uznawanymi za zdrowych umysłowo. Żaden z nas nigdy nie wspominał co zdarzyło się tamtej nocy. Oni odeszli, lecz czy na zawsze? Nie wiem, może dopóki ktoś nie odnajdzie składu 2020 i nie wyjaśni historii zniknięcia. A cmentarz, już nie jest taki ponury tylko niesamowicie pusty. Ja zaś z niepokojem patrzę na pusty stolik po telegrafie, z dziurami po toporze. Sam nie wiem dlaczego?

Marcin Kowalczyk Wrocław 3.06.2002 http://www.covalus.ovh.org/   

 

 

 


1406, 4.12., Książę Jan potwierdził klasztorowi braci mniejszych prawo do połowu ryb w Odrze za pomocą dwóch łodzi. Przywilej ten przetrwał w formie zapisu do XXI w.

 

 

1460, grudzień, została wreszcie opanowana zaraza, która zbierała wielkie żniwo  od sierpnia.  W Głogowie umierało od 60 do 80 osób dziennie. We Wrocławiu było 24 tysiące ofiar. Kroniki okolicznych miast księstwa rejestrują ten fakt z radością a zjawisko z przerażeniem. Tu dane z Kroniki Bojadeł.

 

1603, 21.12., na ten dzień datowane jest pismo cesarza do głogowskiego starosty Heinricha von Prausnitz w którym potwierdza dotychczasowe przywileje i gwarantuje dalszą ochronę rodzinie lidera głogowskich Żydów, Benedykta Israela. Od kilku lat Benedykt cieszył się szczególna cesarska łaska . Ten i późniejsze listy ze stolicy umożliwiały dawanie odporu krewkim mieszczanom. Chronologię kontaktów z dworem cesarskim i historie potyczek z głogowskimi gojami zawiera wydana niedawno po polsku książka „Żydzi głogowsy. Dzieje i kultura”

Pierwsza strona przywileju „z Bożej łaski …” cesarza Karola VI dla rodziny Benedykta Israela w 1723 r. [Ilustracja z: F. Lucas,  Stadt des Glaubens… s. 31]

 

1652, 24.12., zakończono budowę Kościoła Pokoju i odbyło się pierwsze uroczyste nabożeństwo w nowej świątyni. Brakowało jeszcze plebanii ale już istniała możliwość godnego uprawiania kultu religijnego.

 

1773, 6.12., dziś wreszcie następuje kres odbudowy spalonego w trakcie wielkiego pożaru kościoła św. Mikołaja. Piętnastoletni okres budowlanych zmagań z różnymi przeciwnościami zakończono poświęceniem kościoła przez biskupa Moritza von Struchwitz.

Tak wyglądać mógł w tym czasie (chyba przed pożarem) kościół św. Mikołaja oczami rysownika śląskiej ziemi Friedricha Bernharda Wernera

 

1830, grudzień,  w więzieniu fortecznym osadzony został przedzierający się do Polski dwudziestoletni młodzieniec. Był to Aleksander Florian Józef Colonna-Walewski (1810-1863) emisariusz francuski. Syn Napoleona i Marii Walewskiej był wysłannikiem francuskiego Ministra Spraw Zagranicznych  Horace Sebastiani de La Porta. Miał nawiązać łączność, przekazać informacje i ustalić formy kontaktów z władzami powstania. Niestety w trakcie prób zbliżenia się do granicy prusko-rosyjskiej został zatrzymany i osadzony w nadodrzańskiej twierdzy. Na skutek porozumień między zaborcami miał zostać przewieziony z pruskiego Glogau do Petersburga. W trakcie podróży udało mu się zbiec i dołączyć do powstania. W trakcie rozmów w kierownictwie zaproponowano mu stanowisko adiutanta księcia Michała Radziwiłła. Odmówił i poprosił o skierowanie do wojsk liniowych. Za czyny na polu bitwy otrzymał w marcu 1831 r. krzyż złoty Orderu Virtuti Militari (IV kl.) Ale to temat na odrębną opowieść.

Hrabia Aleksander Colonna-Walewski, syn Napoleona i Marii Walewskiej.

1944, 31.12., [cd. 12/13], trzydziestodziewięcioletni Holender, Kees Borstlap przyjeżdża ostatniego dnia 1944 roku do Głogowa. Zostaje umieszczony w obozie jenieckim w Nosocicach. Tu jego opis tego miejsca:

Nosocice (Urstetten) to niewielka wioska, która wyrosła pod Głogowem. Stocznia, gdzie mamy pracować, jest własnością Schlesische Dampfer Comp. Statki tej spółki, w sumie pięćset siedemdziesiąt trzy jednostki, pływają po wodach niemieckich. Natomiast w dużych miastach Holandii można było przed wojną zobaczyć te statki z czerwono-biało-czerwonym paskiem okalającym komin. W normalnych czasach stocznia była stocznią remontową, w której od czasu do czasu budowano jakiś statek. Jest przestarzała, ale ponieważ leży na wschodzie, Niemcy dobudowali na początku wojny kilka dużych hal montażowych. Teraz są tam robione elementy do łodzi podwodnych.

Pracuje tam około sześciuset pracowników, z których czterystu to robotnicy deportowani i jeńcy wojenni. Wśród obcokrajowców są Francuzi, Polacy, Włosi, Serbowie, Czesi, Rosjanie, Holendrzy i nawet czterdziestu Chińczyków. Pracuje tam niewiele kobiet, jest jedynie dwadzieścia Rosjanek i trzydzieści Niemek. Robotnicy niemieccy, na przykład kowale, stolarze i hydraulicy z okolicznych wiosek, są w dużej mierze swoimi własnymi szefami. Ich zakłady zostały pozamykane, a oni przymusowo zatrudnieni w stoczni.

 

 

Kees Borstlap (1905-1973); zdjęcie pochodzi z opisywanego wyżej wydawnictwa.

1949, grudzień,  Komendant Powiatowy MO w swoim comiesięcznym sprawozdaniu sytuacyjnym przedstawia m.in. incydenty polityczne które miały miejsce w ostatnim czasie na terenie powiatu. Były to np. takie zdarzenia jak:  zerwanie czerwonej flagi w Goli gm. Kotla, wywieszenie portretu Stalina z wydłubanymi oczami w gm. Polkowice.

W trakcie wyborów sołtysów w gm. Kotla pojawiły się głosy by „Nie wybierać sołtysów PZPR-owców bo będą dążyli do zakładania kołchozów”. Jak stwierdzał autor ta szeptana propaganda osiągnęła skutek w gromadach Gola, Wilków, Zabiele gm. Kotla. Podobnie stało się tez w gminie Grębocice, w gromadach Bucze i Krzydłowice.

 

zdjęcie z późniejszych lat placówki ORMO w Kotli.  

1974, grudzień, na początku lat siedemdziesiątych znaczącą placówką kultury w mieście zaczął być klub „Nadodrze” głogowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej o takiej samej nazwie. Wraz z rozwojem miasta, powstawaniem osiedli, tworzone były nowe kluby. Ich działalność finansowana była ze statutowego funduszu spółdzielczego. Ostatnim klubem był bodajże Klub „Pegaz” na Koperniku.

Wehikuł zatrzymał się w klubie „Nadodrze” w grudniu 1975 roku. Skupiona wokół kierowniczki placówki, Haliny Stelmach młodzież bawiła się, bawiła innych, ale tez uczyła i pomagała.

Kier. Klubu Halina Stelmach i Mikołaj w „prawdziwych” dżinsach, kupionych w lubińskim „Pewexie” za dolary.

 

1997, 4.12., oddano uroczyście do użytku nową siedzibę  miejscowego oddziału banku PKO BP. W Alei Wolności po restauracji „Salome” pozostało tylko wspomnienie. Po ponad dwudziestu latach funkcjonowania na gastronomicznej mapie Głogowa zmieniło się przeznaczenie obiektu. Gastronomiczne pomieszczenia poddano gruntownemu remontowi.  W nowych, klimatyzowanych, bezpiecznych  i funkcjonalnych pomieszczeniach przystąpiło do pracy 66 osób. Oddział obsługiwał 100 000 rachunków jak twierdziła w trakcie uroczystości dyrektor głogowskiego Banku Zofia Siekerska.

 

W dwóch niskich pawilonach wokół oddanego na początku lat siedemdziesiątych hotelu „Kasztelański” mieściły się kawiarnia i restauracja o nazwie Salome. Do restauracji wchodziło się od strony Al. Wolnosci. I tu powstał bank.




Wykonanie: ŁUKASZ JEDYNAK FOTOGRAFIKA