Wehikuł czasu -
grudzień 2014 (rok 6/70)
Czas podróży w okresie przedświątecznym ma wymiar
szczególny. Tegoroczna grudniowa wędrówka Wehikułu będzie poniekąd
kolejowa. I nie tylko dlatego, że Wehikuł urodził się w dniu patronki
kolejarzy – św. Katarzyny. Ale rośnie sentyment do przeszłości
podróżowania koleją. Wiec Wehikuł proponuje w chwili wolnego czasu
samodzielny spacer po głogowskiej, jak się okazuje wielce rozległej
stacji kolejowej. Polecamy wirtualną wycieczkę, którą jeden z
Głogowian, miłośnik kolei zamieścił w
sieci: Głogów
zdjęcia 2011 plan stan na 14.01.2002
http://www.covalus.ovh.org/glogow/3.html
I
niżej, tego autora podgłogowskie opowiadanie kolejowe ze świąteczną
dedykacją.
Dziś też, w siedemdziesiątą
rocznicę przypominamy podróż do obozu pracy w niemieckim Glogau Holendra
zatrzymanego w trakcie łapanki. W ubiegłym roku, też w grudniowej
odsłonie [patrz 12/2013]
Wehikuł awizował unikalne dziełko – „1944-45.
Z dziennika holenderskiego robotnika przymusowego. Historia podróży
dziewięciu Holendrów przez znaczną część Europy opowiedziana przez Keesa
Borstlapa”.
Mężczyzna
dotarł nad Odrę z Holandii pociągiem. Choć to była podróż do
niewolniczej pracy, to co zobaczył później opisał.
Młody chłopak miał świadomość wyjątkowości sytuacji w której się
znalazł. Sporządził więc dość szczegółowe notatki. Jego syn,
Henk
Borstlap kilkadziesiąt lat później, już w nowej sytuacji geopolitycznej
znalazł sojuszników w przetłumaczeniu i wydaniu wspomnień ojca. Dzięki
kontaktom przedstawicieli rodziny z p. Antonim Bokiem tekst trafił też
do Głogowa. 4 grudnia został zaprezentowany publicznie. Teraz po raz
kolejny krótki fragment w Wehikule.
W grudniową
podróż z Paryża do Warszawy wyruszył syn Napoleona i Marii Walewskiej.
Jechał trakcją konną. W okolicy Głogowa zatrzymany trafił do kazamat
nadodrzańskiej twierdzy.
Kolejna pozycja -
Z lektur Wehikułu -
i inne
grudniowe ciekawostki
w zakładce Wehikuł czasu.

Wehikuł czasu nie odnosi się do bieżących zmian personalnych w
mieście i powiecie na skutek werdyktu wyborczego w wyborach 16 i 30
listopada. Jednak przedstawia wizerunek drugiej, stosunkowo młodej
„dziury w ziemi”, która też w ciągu najbliższych lat winna zostać
zabudowana by podkreślić sprawność nowej ekipy. A w sprawie pierwszej –
osławionego „L…kplacu”
przed Ratuszem obietnice już padły. I przy okazji - Wehikuł zwraca
uwagę, że okna obydwu najważniejszych głogowskich gabinetów nie wychodzą
na inkryminowane „dziury”.
Z lektur Wehikułu
Techmańska Barbara,
Jan II Żagański.
Niespokojny książę. Sojusznik Króla Husyty (16 VI 1435- 22 IX 1504,
Kraków 2014.
Praca dr Barbary Techmańskiej, symbolicznie łączy mijający rok swoistą
klamrą. Początek roku 2014 na głogowskim rynku wydawniczym akcentowało
pierwsze polskie tłumaczenie Annales Glogovienses. Wydanie - bez
fałszywej skromności – zainicjował Wehikuł a przetłumaczył, przypisami i
wstępem opatrzył prof. Wojciech Mrozowicz z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zamykamy natomiast rok książką, w której jak stwierdza autorka
wykorzystano też obok niemieckiego również to polskie wydanie. W tym
naukowym cytowane są również inne wydawnictwa TZG. Fakt ten świadczy o
dalszej potrzebie udostępniania źródeł i czy materiałów do których
trudno dotrzeć czytelnikowi czy badaczowi.
Polecając książkę do lektury kilka zdań od Autorki:
„Okrutny”,
„Zły”, „Szalony”, „Niespokojny”, – to określenia, którymi najczęściej
obdarzano Jana II żagańskiego. Książę nie był ulubieńcem historiografii
niemieckiej, a i polska dostrzegała złożoność jego charakteru i
kontrowersyjność czynów, które czasami trudno było nawet wytłumaczyć
specyfiką czasów. Obrazowo scharakteryzował księcia Walenty Kulawski w
dziewiętnastowiecznym przekazie „Spółcześni oburzeni jego dzikiem
okrucieństwem nazwali go szalonym tyranem. Potomność, która czyny równie
z powodów jak skutków i środków przedsiębranych sądzi, nie może go
zupełnie od tych tytułów uwolnić.” Jan II należał do grona najbardziej
barwnych postaci w panteonie książąt śląskich. Jego działalność
polityczna miała ścisły związek z sytuacją międzynarodową, a poczynania
interesowały władców sąsiednich krajów: Jerzego z Podiebradów, Macieja
Korwina, Jagiellonów. Uwikłanie Jana II w politykę międzynarodową
widoczne było przede wszystkim w okresie walk o sukcesję głogowską w
latach 1476-1488, ale i wcześniejsze przedsięwzięcia księcia: popieranie
króla husyty czy sprzedaż dziedzictwa żagańskiego Sasom nie pozostały
niezauważone na arenie śląskiej. Niespokojny charakter księcia dał znać
o sobie również w ostatnich latach życia, które śląski władca spędził
jako pan niewielkiego obszaru wołowskiego. Brak politycznej aktywności
zmobilizował księcia do „studiowania” alchemii i poszukiwania sposobu na
wyrabianie złota… Aktywnego Jan II najprawdopodobniej nudziło spokojne
dożywocie…

Wehikułu lektura
pod choinkę
W ten przedświąteczny czas trochę inna propozycja lektury. Wehikuł w
trakcie wirtualnego buszowania w Internecie znalazł interesującą stronę
pasjonata
kolei i żelaznych szlaków. Wśród zamieszczonych opowiadań jest jedno,
które stało się bliskie szczególnie. W lasach Głogówka spędzał czas i
młody Wehikuł i rzesze głogowian. Już od końca XIX wieku ówczesny Las
Miejski stał się miejscem odpoczynku, relaksu a nawet rekonwalescencji.
Dziś opowiadanie p. Marcina
Kowalczyka pt.
Telegraf:

Budynek stacyjny w Głogówku w obiektywie Tomasza Mietlickiego
Telegraf
Głogówko jest niewielką stacją na linii Leszno-Głogów. Dwa tory
wynurzają się łagodnym łukiem z gęstego lasu. Zaraz za semaforem
kształtowym odchodzi trzeci, który służy jako bocznica miejscowemu
tartakowi. Piękny przedwojenny budyneczek obsługi ruchu ma dwa piętra.
Na dole mieści się nastawnia, a na górze mieszkanie dla jej pracownika.
Z nastawnią sąsiaduje poczekalnia, w której pasażer może zakupić bilet,
nawet, gdy pociąg stoi już na stacji. Tutaj czas stanął w miejscu i nikt
się nie śpieszy.
Niedawno zamknięto z powodu stanu technicznego jeden tor i wstawiono
trójkomorowy semafor świetlny, gdyż kształtka się rozleciała. Linia do
Leszna na odcinku Głogów - Głogówko stała się jednotorowa. Jako dyżurny
ruchu i kasjer jednocześnie, dostałem przydział do tego miejsca wiosną
1998 roku. Gdy tylko bucząca suka zastopowała trzy piętrusy, wyskoczyłem
na zasnuty mgłą peron. Świtało. Mój zmiennik ze stertą papierów
flegmatycznie podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
-Witamy na zadupiu, Wojtek jestem - mocno ścisnął mi dłoń
-Marcin - odpowiedziałem
-Wracam do chaty, Stare Drzewce, następne zadupie, tylko trochę
większe... Tu masz klucze i instrukcje na papierze, spisałem wszystko,
będę wieczorem to ci okolice pokażę- wskoczył na schody Bipy i skład
ruszył rozpływając się we mgle. Pierwsze co, to podniosłem rogatki na
przejeździe tuż przy stacji, chociaż nikt nie czekał na przejazd.
Włączyłem, kolorofon na S1 i ustawiłem zwrotkę za stacją na spocznij.
Potem wróciwszy do nastawni rozejrzałem się dokładnie po moim przyszłym
miejscu pracy. Główna tablica stała na środku, po prawej w rogu był mały
stół i stojak na bilety kartonowe. Zaś po drugiej stronie na blacie
przymocowanym do ściany leżał stary telegraf kolejowy z 1867 roku.
Trzymali go tu pewnie z sentymentu. Oderwane kable i zardzewiały
mechanizm sprawiał przygnębiające wrażenie. Cały kąt był zimny i jakiś
taki ponury. W przyszłości próbowałem tam chłodzić piwo, ale zawsze
kisło mi w butelce. Wojtek odradził mi zbliżanie się do tego rupiecia.
-Kiedyś
go rozwalę - odgrażał się, lecz robił to cichutko i pod nosem.
Tak jakby bał się, że ten ponury kawał metalu może go usłyszeć.
Wkrótce wprawiłem się w robocie i wtopiłem w otoczenie. Polubiłem moją
stacyjkę. Spałem w nastawni, bo nigdy nie chciało mi się wędrować na
górę. Utulał mnie do snu zapach smaru i cichy szum naciągów sterowanych
ręką Wojtka, mojego nocnego zmiennika i stróża. Za dużo roboty nie miał,
jedynie jakieś podrzuty z Leszna i nocna Warszawa. Zresztą jak na jego
wiek to było nadto. Wszystko działo się jak w bajce. Spokój i cisza
przerywana od czasu do czasu buczeniem pociągu. Gdy miałem nieco czasu
poznawałem okolice. Przepastne lasy i miejscowych życzliwych ludzi.
Podczas jednej z takich wycieczek natknąłem się na ukryty w lesie
cmentarz. Był osłonięty od ludzkiego wzroku gęstymi krzakami. Groby były
zaniedbane. Z ciekawości oczyściłem kilka płyt, leżeli tu różni ludzie,
lecz wszyscy odeszli tego samego dnia. Zmarł tragicznie 2 czerwca 1913
roku - taki napis widniał na
każdym z nagrobków.
Nagle zrobiło się chłodno, słońce schowało się za chmury. Jakieś dreszcz
przeszedł po mych lędźwiach. Wstyd się przyznać, ale uciekłem z tego
miejsca lekko przestraszony. Z tym cmentarzem było coś nie tak. Wkrótce
zrozumiałem co, ale na razie postanowiłem zasięgnąć języka w miejscowej
pijalni piwa POD DĘBAMI.

Budynek stacyjny w Głogówku od strony wsi [Fot. T. Mietlicki]
-Coś taki blady - zagadnął barman nalewając kojącego płynu do dużego
kufla.
-E nic, zaszedłem na stary cmentarz, ten koło leśniczówki i coś mi tak
nijako się zrobiło - mruknąłem
Twarz barmana poszarzała. Drżącą ręką położył
przede mną kufel złocistego napoju.
-Nie chodź tam- szepnął- to złe miejsce.
Z tonu głosu wnioskowałem, że nie żartuje. Wielu
mieszkańców wioski potwierdziło jego słowa. Od kiedy jest tu cmentarz,
TAMTEN cmentarz, źle się dzieje. Nikt jednak nie wiedział dlaczego, a
może nie chciał wiedzieć?
Wziąwszy dwa złociste piwa na wieczór, gdyż to dziś Wojtek obejmował
rządy na nastawni, ruszyłem ku stacji. Mój zmiennik siedział na ławeczce
przed budynkiem i grzał stare kości w promieniach zachodzącego słońca.
Usłyszawszy moje kroki odwrócił głowę:
-Gdzieś to się włóczył?
-Tu i tam - odparłem enigmatycznie i otworzyłem flaszkę - chcesz?
Zaproponowałem siadając obok
-Nie nigdy na służbie
-Wiem - pociągnąłem i zebrawszy myśli zapytałem- Wojtek co wiesz na
temat cmentarza za leśniczówką?
Zareagował tak jak barman, posmutniał i ręce zaczęły mu drżeć. Sięgnął
po piwo. Oniemiałem zawsze odmawiał, gdy tylko był mundurowy.
-Więc go znalazłeś, kiedyś musiało to nastąpić...To złe miejsce, bardzo
złe... Zresztą zacznijmy od początku.
2 Czerwca 1913 roku, znam to z relacji mojej babki Drzewce wyprawiły
pociąg, skład 2020, miejscowy osobowy. Zawiadomiono telegrafem
tutejszego dyżurnego, Macieja. Ten jak zwykle przygotował drogę
przebiegu i czekał, lecz skład nigdy tu nie dotarł. Zaniepokojony
powiadomił władze i rozpoczęto poszukiwania... - Wojtek przerwał aby się
napić, wskutek drżenia ręki część płynu wylała się na jego mundur- lecz
nic to nie dało, składu nie odnaleziono
-Bujasz?!- Przerwałem mu zdumiony i otworzyłem drugie piwo.
-Rozpłynął się we mgle, władze urządziły fikcyjny pogrzeb zaginionym, na
cmentarzu, który widziałeś, kładli puste trumny do ziemi, potem
straszliwa klątwa padła na wioskę. Umierali ludzie, a szczególności
pracownicy stacji Drzewce i Głogówko. Skład 2020 mścił się przeklęty...
Dlatego nikt nie chce mieszkać na górze, ostatnią
rodzinkę znaleziono martwych w lecie 1950 roku. Umarli na zawał ze
strachu, tak jak wszyscy. Potem wszystko ucichło. Od tego czasu ja tu
służę. Wolę spać na dole i nie myśleć o 2020. Tylko ten telegraf, zepsuł
się tamtej nocy 1913 i nikt nie potrafił go naprawić, nienawidzę dziada,
bo mi tamte czasy przypomina, lecz nie mam odwagi go rozwalić, to tak
jak bym niszczył czyjś nagrobek. Jedyna oprócz cmentarza pamiątka tamtej
tajemnicy. On wie co się stało ze składem 2020...
Słońce zaszło. Wojtek wylał resztę piwa do kwietnika i pozapalał
światła. Około 23.30 zadzwonił telefon. Głogów wysyłał WARSZAWĘ i
rozkazał przygotować drogę. Pośpieszny nigdy nie stawał i był ostatnim
rozkładowym pociągiem na tej linii. Wojtek zapalił kolorofon na zielono
ja przygotowałem zwrotnicę i opuściłem rogatki. Czekaliśmy. Wkrótce
dotarło do nas monotonne buczenie Suki. Zwolniwszy nieco, pośpiech
przetoczył się z łoskotem i zniknął w nocnej ciszy. Podniosłem rogatki i
przywróciłem zwrotnicom położenie spoczynkowe. Klapnąłem obok Wojtka na
ławeczce.
-Nie idziesz spać? Spytał
-Nie - noc była lepka od ciepła i przyjemna dla ciała.
Milczeliśmy spoglądając na widoczne w blasku lamp
szyny. Nagle z nastawni dobiegł nas metaliczny zgrzyt. Tak jakby ktoś
tarł metalem o metal.
-Ki diabeł - warknął Wojtek.

Wyjazd ze stacji w Głogówku w kierunku Wschowy i Leszna [Fot. R.
Kiczor]
Poszedłem razem z nim do środka. Wszystko zdawało się spać, oprócz...
TELEGRAFU, który ożył. Niczym zardzewiały zombi wypluwał z siebie
pożółkły pasek papieru z nakreślonymi znakami.
-Niemożliwe... Wojtek był przerażony.
Ja stałem skamieniały przez chwilę. Podszedłem do telegrafu i
poczekawszy aż stanie oderwałem taśmę.
ROZKAZ 2345 (SKŁAD 2020 WYJECHAŁ ZE STACJI DRZEWCE- PRZYGOTOWAC DROGĘ
PRZEBIEGU)
Wojtek oszalał. Wybiegł do poczekalni i wrócił stamtąd z olbrzymim
toporem strażackim w dłoni - naszym jedynym oprócz gaśnicy sprzętem
ppoż.
- Od dawna na to czekałem, odsuń się!- krzyknął z
dziwnymi ognikami w oczach.
Chciałem zaprotestować, lecz nie miało to sensu. Topór zatoczywszy łuk w
powietrzu uderzył w telegraf. Potem jeszcze raz i jeszcze. Zardzewiałe
urządzenie rozpadło się na kawałki. Wojtek dyszał ciężko.
-Nareszcie to zrobiłem...nareszcie...
Niepewny wydarzeń i tego co się tu stało chwyciłem za telefon. Odezwały
się Drzewce
-Hej co to za jaja z tym telegrafem, wysłaliście skład?!
-Popiliście
czy co? Nic nie wysyłaliśmy...-cisnąłem słuchawkę na stół bowiem na
horyzoncie pojawiła się łuna. Wiedząc jak ustawione są zwrotnice
zareagowałem odruchowo i ustawiłem je na przestrzał. Dałem wolną drogę,
wiedząc że od strony Głogowa jest pusto. Wojtek tam właśnie dzwonił.
-Jak to nic... a my tu... bełkotał, lecz wkrótce przerwał bowiem na
szlaku wykwitł świetlisty trójkąt czoła pociągu.
-Słyszycie!!! skierował nań słuchawkę, nic nie słyszeli POCIĄG ZBLIŻAŁ
SIĘ W ABSOLUTNEJ CISZY. Zostawiwszy telefon i krzyczącego dyżurnego z
Głogowa wyszliśmy na peron. Już chyba obaj pojmowaliśmy co się dzieje.
Zaginiony skład 2020 nadchodził. Dostojnie w milczeniu zwalniał na
zwrotnicy. Trupio oświetlone okna zabytkowych lorek gościły kamienne
twarze zmęczonych dusz. Skład stanął. Parowóz niemy smok, wraz z niemą
obsługą wpatrującą się w nas wyhamował naprzeciw. Zrozumieliśmy na co
czekali. Wojtek wszedł do wewnątrz nastawni i przywdział czapkę. W
rękach miał resztki telegrafu, które cisnął do wewnątrz pociągu.
-Zabierzcie to do Was należy - szepnął i podniósł
lizak - odjazd!
Parowóz bezdźwięcznie zabuksował kołami. Twarze pasażerów zniknęły za
zasłonkami okien lorek. Skład 2020 opuszczał stację Głogówko. Na zawsze?
Staliśmy tak dopóki nie zniknął w czeluściach nocy...

Wyjazd ze stacji w Głogówku w kierunku Głogowa [Fot. R. Kiczor]
Rano w milczeniu wysłuchaliśmy reprymendy obu zaniepokojonych dyżurnych
ruchu. Przez grzeczność nie udzielono nam nagany za picie w pracy. My
nie protestowaliśmy, chcąc jeszcze być uznawanymi za zdrowych umysłowo.
Żaden z nas nigdy nie wspominał co zdarzyło się tamtej nocy. Oni
odeszli, lecz czy na zawsze? Nie wiem, może dopóki ktoś nie odnajdzie
składu 2020 i nie wyjaśni historii zniknięcia. A cmentarz, już nie jest
taki ponury tylko niesamowicie pusty. Ja zaś z niepokojem patrzę na
pusty stolik po telegrafie, z dziurami po toporze. Sam nie wiem
dlaczego?
Marcin Kowalczyk Wrocław 3.06.2002
http://www.covalus.ovh.org/
|