Wehikuł czasu - październik 2015 (rok 7/80)

 

Wehikuł od wielu lat przypomina, że wśród ludzi poszukujących ostatniego niezlokalizowanego okrętu podwodnego Polskiej Marynarki Wojennej jest absolwent głogowskiego „Mechanika”, kmdr por. rez., dr inż. Benedykt Hac. W ostatnich dniach września gościł w Głogowie. Spotkał się z Prezydentem, młodzieżą swojej macierzystej szkoły (obecnie ZSPol.”Mechanik”) i 4 gimnazjum im. Polskich Odkrywców. Doszło też do koleżeńskiego spotkania „naszej klasy” czyli klasy III tb ówczesnego Technikum Mechanicznego – matura 1977 (patrz też dalej).

 

Od wiosny monitorujemy wspólnie z Doradcą Prezydenta p. Martą Dytwińską-Gawrońską i zainteresowanymi mediami program Kanon Miejsc Historycznych. Dzięki społecznym działaniom, ku zdziwieniu urzędników kultury i muzealników, zasypalismy organizatorów w Warszawie wnioskami o wpisanie na tę listę Głogowa. Otrzymalismy też wiadomość o deklaracjach pomocy od obudzonych. I czekamy już kolejny miesiąc czy

Głogów jest czy niejest MIEJSCEM HISTORYCZNYM ?

 

Za kilka dni tradycyjne święto nauczycieli - Dzień Edukacji Narodowej. Wehikuł składa pedagogom i pracownikom oświaty i nauki serdeczne życzenia i podziękowania za trud włożony w codzienną pracę z dziećmi i młodzieżą. Szczególne słowa kieruje do Przyjaciół i Sympatyków, bez których to comiesięczne funkcjonowanie byłoby inne i trudniejsze.  A pierwszym głogowskim nauczycielem, którego imię jest znane był kanonik Konrad – scholastyk, nauczyciel i organizator szkolnictwa głogowskiego. Był członkiem kapituły kolegiaty i pełnił swoje obowiązki w latach 1233-1239.

 

Pażdziernik to miesiąc ważny i pamiętny w dziejach nieistniejącej już głogowskiej Cukrowni. W roku 1947 (27 października) rozpoczęto pierwszą w powojennej historii kampanię cukrowniczą i od tego momentu rozpoczęła sie półwieczna historia produkcji „słodkiej” fabryki. Ale były tez dni czarne. O takim paździenikowym, tragicznym wydarzeniu w Cukrowni dalej. Natomiast teksty ilustrują zdjęcia pana Romana Banacha, który zrobił je w 2005 roku – a niedawno przekazał Wehikułowi, który dziękuje za udostępnienie.

Cukrownia w 2005 r. [fot. Roman Banach]

 

Komandor, dr inż. Benedykt Hac były dowódca ORP Heweliusz a obecnie znany eksplorator i poszukiwacz legendarnego "Orła" jest absolwentem głogowskiego „Mechanika” (Matura 1977). Nie zapomina o swojej szkole i mieście, w którym się uczył, utrzymuje kontakty z Rodziną w Polkowicach i koleżeństwem z lat szkolnych. Na zaproszenie dyrektora Zespołu Szkół Politechnicznych przyjechał do Głogowa na spotkanie z młodszymi kolegami ze „swojej szkoły”.

Wehikuł czasu wykorzystał tę obecność po swojemu i zaprogramował koledze ze szkolnej ławy czas po swojemu – intensywnie.

W napiętym programie dnia Prezydent znalazł czas na samym jego początku - panowie rozmawiali o pasjonujących poszukiwaniach podwodnych, bowiem dr Hac ma na koncie kilka atrakcyjnych odkryć. Nie tylko okrętów ale również samolotów. Tematem spotkania było również zbliżające się święto 70-lecia „Mechanika”. Prezydent nie omieszkał opowiedzieć o działaniach w mieście integrujących jego społeczność.

Później komandor Hac spotkał się z młodzieżą swojej macierzystej szkoły – dziś Zespołu Szkół Politechnicznych. W obszernej prezentacji przedstawił film o losach „Orła” a później podzielił się swoimi doświadczeniami poszukiwań podwodnych przy pomocy najnowocześniejszych urządzeń. Odpowiadajac na pytania stwierdził, że „dysponujemy takim sprzętem i wiedzą, że „jeżeli Orzeł jest to my go znajdziemy”. I dodal w odpowiedzi na kolejne – pozostanie tam na zawsze jako grób polskich marynarzy.

W południe odwiedził 4 Gimnazjum im. Polskich Odkrywców, gdzie również miał wykład dla uczniów. Tu warto wspomnieć, że kilka dni temu dr Benedykt Hac został członkiem elitarnego, nowojorskiego Klubu Odkrywców (The Explorers Club), jako jeden z 33 Polaków. Po spotkaniu obejrzał gabinet historyczny i jego zbiory. Obiecał pomoc w dostarczeniu elementów marynarskiej barwy.

W trakcie spotkań, rozmów i wywiadów padały pytania o przyszłość poszukiwań Orła. Gość odpowiedział, że z chęcią podzieli się w Głogowie informacjami o sukcesie.

Wehikuł inspirował niektóre ze spotkań i dziękuję p. Prezydentowi, Dyrekcjom Szkół i młodzieży za przyjęcie i zainteresowanie tematem.

Więcej informacji na:

https://www.facebook.com/zspglogow/photos/pcb.1693410230888718/1693410094222065/?type=3&theater

http://www.gim4.glogow.pl/komandor-porucznik-doktor-inzynier-benedykt-hac-w-naszym-gimnazjum/

 

 

 

Dr Benedykt Hac w Ratuszu z Prezydentem Rafaelem Rokaszewiczem i w trakcie spotkań z młodzieżą.

 


1474,28.10., najemnik króla Macieja Korwina, Melchior Loebel (Labil) podchodzi pod Głogów. Z nim podąża 400 zbrojnych i w taborach dwieście wozów. Opasane murami miasto już może decydować kto może je odwiedzać. Przed żolnierzami Macieja Korwina zatrzaśnięto bramy. Z zemsty więc, najemnik łupi i pali przedmieścia. Przechodzi pod Kwielice (Quillitz). Zakłada tam obóz w dobrach kanoników regularnych z Żagania (zwanych też Augustianami). Później oddala się za Odrę gdzie daje się do końca roku we znaki miastom polskim.

 

 

1559, październik, urząd fizyka miejskiego objął młody lekarz po studiach włoskich, pochodzący z Kożuchowa Joachim Cureus (ur. 23.10.1532)

Urząd ten znajdował się w większości europejskich miast. A Głogów był drugim centrum miejskim Śląska. Obowiązków ówczesny fizyk miejski miał wiele. Przede wszystkim odpowiadał za nadzór epidemiologiczny, higienę komunalną, ochronę przed epidemiami i walkę z nimi. Nadzorował apteki, kontrolował i egzaminował chirurgów. Pełnił też funkcję lekarza sądowego. I oczywiście  prowadził praktykę lekarską.

Joachim Cureus zyskał wielką popularność u głogowskich pacjentów jako lekarz – specjalizował się w medycynie chorób wewnętrznych i neurologii. Jego sława miała sięgać poza granice Śląska. Prowadził  badania naukowe, urządzał konferencje dla podobnych sobie specjalistów. Ale w trakcie trzynastoletniego pobytu w Głogowie lekarz stworzyl i inne dzieło – napisał bowiem historię Śląska – „Gentis Silesiae annales”, w której jako pierwszy użył określeń Górny i Dolny Śląsk. I te Roczniki uczyniły go sławnym. Polscy historycy podkreślają proniemiecką nierzetelność badacza i kronikarza.

Strona tytułowa Cureusa Historii Śląska.

 

1660, 10.10., w Głogowie przebywa książę Jerzy III - Piast z Brzegu. Przyjechał po narzeczoną - księżniczkę Marię Charlotte von Pfalz-Simmern. Liczny dwór uczestniczy w wielu rozrywkach. Jedną z nich jest premierowe przedstawienie na głogowskim Rynku. Miejscowy, cieszący się już uznaniem, poeta Andreas Gryphius jest autorem dwuczęściowej sztuki Verlibtes Gespenst (Zakochany upiór) i Die geliebte Dornrose (Ukochana kolczasta róża). Premiera odegrana przez teatr jezuicki miała być ozdobą uroczystości.

Jak pisał później Zbigniew Rybka – „Zakochany Upiór, którego akcja dzieje się w kręgu miejskiego patrycjatu, głosi pochwałę miłości. Utwór napisany został językiem kunsztownej poezji. W jego akcję wpleciona została, w formie intermediów, komedia Ukochana kolczasta róża, napisana prozą. Przedstawia ona perypetie miłosne bohaterów z ludu wiejskiego. Przy okazji tej historii autor pokazuje chłopów śląskich w sposób bardzo realistyczny. Świetna postać dzierżawcy majątku, który będąc zarazem sędzią wiejskim, dzięki dozie zdrowego humoru, potrafi rozwiązać liczne wiejskie konflikty. Scena rozprawy sądowej była przyjmowana jako parodia i satyra na ówczesne wiejskie sądownictwo, mając tym samym wymiar społeczno-krytyczny. Sprzeczający się chłopi, stara rajfura i lokalna „czarownica” uzupełniały bogaty, barwny obraz społeczeństwa wiejskiego. Największą wartością tej sztuki jest język, którym posługują się postacie. Gryphius wykorzystał dialekt niemiecko-śląski, którym mówiono na ziemi głogowskiej”.

Sztukę wystawiono również w 1929 r., kiedy za dyrekcji Georga Sygudy, oficjalnie inaugurowano otwarcie głogowskiego teatru po ostatniej przebudowie. Ponownie wystawiono Ukochaną kolczastą różę dokładnie 130 lat od chwili powstania Teatru Miejskiego w Głogowie.

[patrz też - Zbigniew Rybka, EZG z. 4, 1993 - Gryphius Andreas – „Ukochana kolczasta róża”]

 

 

1813 październik, Wehikuł przypomina wydarzenia  (patrz też inne w notatce 10/2014) w twierdzy na początku drugiego oblężenia.

5.10., deputowani miejscy po raz kolejny sie zebrali ponieważ musieli podjąć decyzję o udzieleniu francuskiej kasie wojennej pożyczki bez zastawu, w wysokości 15 981 talarów. Do miasta dotarła wiadomość, że prusko-rosyjski korpus oblężniczy liczy ok. 12 tysięcy ludzi i dowodzi nim generał major Levin Karl von Heister.

20.10., burmistrz otrzymał do dyspozycji jedenastoosobowy oddziałek wojskowy, który miał siłą egzekwować od mieszczan ogłaszane podatki i zbiórki na rzecz komendy twierdzy. Trwały spory miedzy stronami o wysokość należności i wysokość kosztów utrzymania wojska, które ponosi miasto.

22.10., francuscy obrońcy urządzili zbrojny wypad na budowane koło Brzostowa szańce i stanowiska oblężnicze.

25.10., zza Odry przybył parlamentariusz, nie ujawniono treści korespondencji. Trwały intensywne prace inżynieryjne na pięciu nowych szańcach wznoszonych przez oblegajacych: koło Starych Serbów (na tzw. Górze Piaskowej), koło Nosocic, Górkowa, Ruszowic i Brzostowa. Obrońcy nie przeszkadzali ogniem artyleryjskim.

Słynący z odwagi Gebhard Leberecht von Blücher (zwany też marszalkiem „Naprzód”) organizował w tym czasie i dowodził Armią Śląska w bitwie nad Kaczawą. W uznaniu zasług dla Prus otrzymał w podwrocławskich  Krobielowicach wielki majątek. Po śmierci wybudowano tam okazałe mauzoleum, które choć sprofanowane dotrwało do XXI wieku. Tu zdjęcie z podróży Wehikułu. 

 

1899, 1.10., wraz z rozwojem kajzerowskiej armii utworzono w Głogowie  2 Dolnośląski Pułk Artylerii Polowej nr 41 (taką nazwę, po niemiecku - 2 Niederschleschisches Feldartillerie-Regiment nr 41 – otrzymał od 27 stycznia 1902 r.). Kadr dostarczyły:  I i IV oddziały żaganskiego  5 Pułku Artylerii Polowej

Dowódcami pułku byli: oberst/pułkownik Gaedke (od 1899), major Brand (1901), major Dovel (1902), major Klussmann (1904), oberstleutnant/podpułkownik (obrlt) Tischbein (1906), obrlt Fouquwt (1910)

W czasie I wojny Światowej (Wielkiej Wojny) oddziałem dowodzili:

– obrlt Meyfarth (VII.1914 – IX.1916), major Hubbert (IX 1916 – V 1917), major baron Goeler von Ravensburg (V 1917 – do końca wojny).

 

Koszary 41 pułku artylerii polowej na Ostrowie Tumskim. Scena rodzajowa na ul. Kamienna Droga (Steinweg).

1939, październik, żołnierz Wojska Polskiego, Stefan Ciemniak 18 września tego roku dostał się do niewoli. Po wojnie zeznawał przed Komisją Badań Zbrodni Hitlerowskich w Zielonej Górze: „w październiku zostaliśmy przetransportowani do Głogowa. Wysadzono nas z wagonów i oprowadzono po mieście celem pokazania ludnosci cywilnej „polskich bandytów”. W czasie tego oprowadzania ludność cywilna rzucała na nas obelgi i kamienie. Następnie dotarliśmy do obozu w Gębicach…” Autor wspomnień został jeńcem obozu przejściowego w Gębicach (Amtitz) k/ Lubska. Panowały tam trudne warunki socjalne i sanitarne. Po kilku miesiącach jeńcy zostali przeniesieni do Stalagu żagańskiego lub po zrzeczeniu sie praw jenieckich trafiali do bauerów w charakterze parobków.

1945, 3.10., zbiegł aresztowany wczoraj [patrz notka 10/2014] ppor. Władysław Osina–Palko, komendant powiatowy Milicji Obywatelskiej. Rozesłano za nim listy gończe ale bez fotografii, brak też podobizny w aktach śledczych i sadowych z 1954 r.

Po ucieczce długo powtarzano plotki i pojawiły sie też różne mity. Pozostały w aktach śledztwa czy wspomnieniach. I miedzy innymi takie jak:

- „Stasiak twierdził do mnie, że Osina po ucieczce przystał do bandy leśnej na terenie pow. głogowskiego i kilka razy się z nim kontaktował.

- „Osina po ucieczce wyjechał za granicę i służył w Armii Andersa”

- Osina–Palko został aresztowany  i osadzony w areszcie PUBP w Głogowie, jego konkubina - „kochanka” Pawłowska zawiozła mu płaszcz a potem on zbiegł.  Ucieczkę miał mu ułatwić” ówczesny szef PUBP Szczepaniak. Od tej pory Osiny już nie widziałem

1945, październik, w końcu miesiąca do tymczasowej siedziby Urzędu Pocztowego przy ul. Grunwaldzkiej 9 dostarczono pierwszą łącznicę telefoniczną. Miała „aż” 5 numerów. Uruchomiono napowietrzne połączenie telefoniczne z Nową Solą. Ta linia ulegała ciągłym uszkodzeniom z racji prowizorycznego charakteru jak i panującej jesienno-zimowej szarugi.

Ulica Grunwaldzka 70 lat później.

  

1979, 14.10., w godzinach wieczornych (jak wykazało śledztwo o 18.45), w Cukrowni doszło do tragicznego wypadku, w wyniku którego śmierć poniosło 5 pracowników. Na drugiej zmianie zablokowała się zasuwa w podziemnym, dwustumetrowym kanale spławnym, regulująca dopływ buraków do pompy buraczanej. Nastąpił zator, który trzeba było usunąć fizycznie. Do studzienki celem oczyszczenia zasuwy wchodzili po kolei znajdujący w pobliżu pracownicy. Z pośpiechu chyba, i dotąd stosowanej praktyki, idący jako pierwszy kierownik zmiany nie zabrał żadnego urządzenia czy kombinezonu ochronnego. Podobnie drugi – majster płuczki. Ostatkiem sił zaczęli wzywać pomocy. Momentalnie tracili świadomość. Weszło do kanału jeszcze trzech robotników. Akcja ratunkowa została zainicjowana w momencie, gdy w kanale znajdowało sie już pięciu mężczyzn. Wszyscy zginęli na skutek zatrucia.

Dokonany 5 godzin później specjalistyczny pomiar obecności tlenku węgla (CO), popularnie zwanego czadem, wykazał stężenie 1238 mg/m3 czyli przewyższające ponad 41 razy dopuszczalne normy dla bezpiecznej pracy ludzi.

Prokurator śledztwo umorzył „wobec braku dostatecznych dowodów popełnienia przestępstwa”.

Służba Bezpieczeństwa prowadziła sprawę „Glukoza”, nie stwierdzono „wrogiej” działalności. Biegli cukrownicy spoza Głogowa w swoich opiniach sporządzonych po wypadku oceniali stosowane rozwiązania technologiczne za niebezpieczne i nieprawidłowe. Stwierdzono również niezgodność budowy z pierwotnym projektem. Do kanału odprowadzane były również ścieki z okolicznych oddziałów. Na nieprawidłowości nie zwracał też uwagi inspektor sanitarny w trakcie corocznych kontroli. Biegli uznali, że przyczyną zbiorowego, tragicznego wypadku był „niewłaściwie zbudowany kanał, w którym w istniejących warunkach bardzo trudno byłoby zachowywać właściwe środki ostrożności”.

Piec wapienny zwany wapniakiem, w jego pobliżu doszło do opisywanej tragedii.  [Fot. Roman Banach]

1987, 23.10., data dzisiejsza obowiązuje jako początek nowego życia wielkiego skarbu monet, znalezionego na działkach głogowskiego osiedla Piastów Śląskich. Skarb posiada już wielką literaturę. Naukową i opisowo-sensacyjną, choć chyba ostatni wątek nie został jeszcze przedstawiony dokładnie. Bo choć pamięć świadków jeszcze żywa, to niektóre karty jeszcze niezapisane. Znalezisko zanim trafiło pod skrzydła archeologów było przez kilka dni rozgrzebywane przez domorosłych badaczy. Błotnisty grunt sprzyjał rozdeptywaniu miejsca. Fachowcy, którzy pojawili sie na działkach usiłowali opanować sytuację, ale jak wieść niesie, nie do końca im się to udało i dyrektor obdzielił ich karami regulaminowymi. W końcu zebrano warstwę ziemi i na dziedzińcu muzealnym przesiewano ją przez kilka dni.

Znaleziono  20 638 monet całych i fragmentów, siedem srebrnych sztabek i grudkę srebra. Było tam również kilkanaście drewnianych klepek z pojemnika (beczułki, wiaderka?) w którym były przechowywane czy zakopane. Specjaliści wyróżnili w znalezisku „31 typów w większości polskich denarów pochodzących ze Śląska z XII i pocz. XIII w. Zachowana część skarbu równa się wartości ok. 34 grzywien wagowych”. Czyli na obecne miary było to ok. 7 kg. srebra.

Dyrektor Muzeum wystąpił do Ministra o wyróżnienie znalazców. A na zagranicznych aukcjach numizmatycznych pojawiły się liczniej niż dotychczas srebrne monety z epoki odkrycia. Milicja Obywatelska wszczęła śledztwo. Odzyskano 87 monet, które zostały przekazane do Muzeum. Tu zostały zakonserwowane i profesjonalnie opracowane.

Znalezisko nie jest pierwszym i nie ostatnim w Głogowie i okolicach ale największym na pewno. Podniosło rangę miejskiej placówki jako ośrodka numizmatycznego. Stałą wystawę reprezentatywnych przykładów po latach siermiężnej ekspozycji, zmodernizowano z zastosowaniem nowoczesnych metod prezentacji zabytków. Przystosowano mobilnie, tak by łatwość montażu była atutem dla udostępniania jej krajowym i zagranicznym placówkom muzealnym. I od października 2010 roku, w 23 lata po odkryciu, wędruje po Polsce i Europie będąc znakomitym promotorem miasta nad Odrą.

Wehikuł poleca lekturę wydawnictw Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Głogowie. Podstawowym źródłem wiedzy winien stać sie katalog wystawy z tekstem Krystiana Książka. A zbiór artykułów „Skarb średniowieczny z Głogowa: Analizy specjalistyczne i konserwacja wybranych zabytków” jest do pobrania ze strony Muzeum.

Wystawa [strona MA-H]

1988, 7.10., w Widziszowie, we wschodniej części Miasta od kilku już lat trwa budowa ciepłowni. Dziś, o godzinie 7.00 rozpoczęto betonowanie ciągłe kołowej płyty fundamentowej komina, który miał osiągnąć wysokość ponad 200 metrów. Jej średnica wynosiła 34 metry a głębokość prawie cztery. Wielogodzinny ciągły proces prowadził główny wykonawca – Lubuskie Przedsiębiorstwo Budownictwa Przemysłowego w Nowej Soli. Przez 56 godzin (ponad dwie doby) wylano w uzbrojoną 143 tonami stali „dziurę” 2600 m sześciennych betonu. Dowoziło go 20  samochodów – betoniarek, które zrobiły ok. tysiąca kursów. Fundament potem „stygł” przez 6 miesięcy.

Uzbrojona płyta fundamentowa i pierwsze „gruszki” betonu

Zaproszeni goście na rozpoczęciu betonowania fundamentu komina, czwarty od prawej, prezydent miasta Marian Borawski [z kroniki budowy]

 




Wykonanie: ŁUKASZ JEDYNAK FOTOGRAFIKA