1474,28.10.,
najemnik króla Macieja Korwina, Melchior Loebel (Labil) podchodzi pod Głogów. Z
nim podąża 400 zbrojnych i w taborach dwieście wozów. Opasane murami miasto już
może decydować kto może je odwiedzać. Przed żolnierzami Macieja Korwina
zatrzaśnięto bramy. Z zemsty więc, najemnik łupi i pali przedmieścia. Przechodzi
pod Kwielice (Quillitz). Zakłada tam obóz w dobrach kanoników regularnych z
Żagania (zwanych też Augustianami). Później oddala się za Odrę gdzie daje się do
końca roku we znaki miastom polskim.
1559,
październik,
urząd fizyka miejskiego objął młody lekarz po studiach włoskich, pochodzący z
Kożuchowa Joachim Cureus (ur. 23.10.1532)
Urząd ten znajdował się w większości europejskich miast. A Głogów był drugim
centrum miejskim Śląska. Obowiązków ówczesny fizyk miejski miał wiele. Przede
wszystkim odpowiadał za nadzór
epidemiologiczny, higienę komunalną, ochronę przed epidemiami i walkę z nimi.
Nadzorował apteki, kontrolował i egzaminował chirurgów. Pełnił też funkcję
lekarza sądowego. I oczywiście
prowadził
praktykę lekarską.
Joachim Cureus zyskał wielką popularność u głogowskich pacjentów jako lekarz –
specjalizował się w medycynie chorób wewnętrznych i neurologii. Jego sława miała
sięgać poza granice Śląska. Prowadził
badania naukowe, urządzał konferencje dla podobnych sobie specjalistów.
Ale w trakcie trzynastoletniego pobytu w Głogowie lekarz stworzyl i inne dzieło
– napisał bowiem historię Śląska – „Gentis Silesiae annales”, w której jako
pierwszy użył określeń Górny i Dolny Śląsk. I te Roczniki uczyniły go sławnym.
Polscy
historycy podkreślają proniemiecką nierzetelność badacza i kronikarza.

Strona tytułowa Cureusa
Historii Śląska.
1660,
10.10.,
w Głogowie przebywa książę Jerzy III - Piast z Brzegu. Przyjechał po narzeczoną
- księżniczkę Marię Charlotte von Pfalz-Simmern. Liczny dwór uczestniczy w wielu
rozrywkach. Jedną z nich jest premierowe przedstawienie na głogowskim Rynku.
Miejscowy, cieszący się już uznaniem, poeta Andreas Gryphius jest autorem
dwuczęściowej sztuki Verlibtes Gespenst
(Zakochany upiór) i Die geliebte Dornrose
(Ukochana kolczasta róża). Premiera odegrana przez teatr jezuicki miała być
ozdobą uroczystości.
Jak pisał później Zbigniew Rybka – „Zakochany
Upiór, którego akcja dzieje się w kręgu miejskiego patrycjatu, głosi pochwałę
miłości. Utwór napisany został językiem kunsztownej poezji. W jego akcję
wpleciona została, w formie intermediów, komedia Ukochana kolczasta róża,
napisana prozą. Przedstawia ona perypetie miłosne bohaterów z ludu wiejskiego.
Przy okazji tej historii autor pokazuje chłopów śląskich w sposób bardzo
realistyczny. Świetna postać dzierżawcy majątku, który będąc zarazem sędzią
wiejskim, dzięki dozie zdrowego humoru, potrafi rozwiązać liczne wiejskie
konflikty. Scena rozprawy sądowej była przyjmowana jako parodia i satyra na
ówczesne wiejskie sądownictwo, mając tym samym wymiar społeczno-krytyczny.
Sprzeczający się chłopi, stara rajfura i lokalna „czarownica” uzupełniały
bogaty, barwny obraz społeczeństwa wiejskiego. Największą wartością tej sztuki
jest język, którym posługują się postacie. Gryphius wykorzystał dialekt
niemiecko-śląski, którym mówiono na ziemi głogowskiej”.
Sztukę wystawiono również w 1929 r., kiedy za dyrekcji
Georga Sygudy, oficjalnie inaugurowano otwarcie głogowskiego teatru po ostatniej
przebudowie. Ponownie wystawiono Ukochaną kolczastą różę dokładnie 130 lat od
chwili powstania Teatru Miejskiego w Głogowie.
[patrz też - Zbigniew Rybka, EZG z. 4, 1993 - Gryphius Andreas – „Ukochana
kolczasta róża”]
1813 październik,
Wehikuł przypomina wydarzenia (patrz też
inne w notatce 10/2014) w twierdzy na początku drugiego oblężenia.
5.10.,
deputowani miejscy po raz kolejny sie zebrali ponieważ musieli podjąć decyzję o
udzieleniu francuskiej kasie wojennej pożyczki bez zastawu, w wysokości 15 981
talarów. Do miasta dotarła wiadomość, że prusko-rosyjski korpus oblężniczy liczy
ok. 12 tysięcy ludzi i dowodzi nim generał major
Levin Karl von Heister.
20.10.,
burmistrz otrzymał do dyspozycji jedenastoosobowy oddziałek wojskowy, który miał
siłą egzekwować od mieszczan ogłaszane podatki i zbiórki na rzecz komendy
twierdzy. Trwały spory miedzy stronami o wysokość należności i wysokość kosztów
utrzymania wojska, które ponosi miasto.
22.10.,
francuscy obrońcy urządzili zbrojny wypad na budowane koło Brzostowa szańce i
stanowiska oblężnicze.
25.10.,
zza Odry przybył parlamentariusz, nie ujawniono treści korespondencji. Trwały
intensywne prace inżynieryjne na pięciu nowych szańcach wznoszonych przez
oblegajacych: koło Starych Serbów (na tzw. Górze Piaskowej), koło Nosocic,
Górkowa, Ruszowic i Brzostowa. Obrońcy nie przeszkadzali ogniem artyleryjskim.

Słynący z odwagi
Gebhard Leberecht von Blücher
(zwany też marszalkiem „Naprzód”) organizował w tym czasie i dowodził
Armią Śląska w bitwie nad Kaczawą. W uznaniu zasług dla Prus otrzymał
w podwrocławskich
Krobielowicach
wielki majątek. Po śmierci wybudowano tam okazałe mauzoleum, które choć
sprofanowane dotrwało do XXI wieku. Tu zdjęcie z podróży Wehikułu.
1899, 1.10.,
wraz z rozwojem kajzerowskiej armii utworzono w Głogowie
2 Dolnośląski Pułk Artylerii Polowej nr
41 (taką nazwę, po niemiecku - 2
Niederschleschisches Feldartillerie-Regiment nr 41 – otrzymał od 27 stycznia
1902 r.). Kadr dostarczyły: I i IV
oddziały żaganskiego 5 Pułku Artylerii
Polowej
Dowódcami pułku byli: oberst/pułkownik Gaedke (od 1899), major Brand (1901),
major Dovel (1902), major Klussmann (1904), oberstleutnant/podpułkownik (obrlt)
Tischbein (1906), obrlt Fouquwt (1910)
W czasie I wojny Światowej (Wielkiej Wojny) oddziałem
dowodzili:
– obrlt Meyfarth (VII.1914 – IX.1916), major Hubbert (IX 1916 – V 1917), major
baron Goeler von Ravensburg (V 1917 – do końca wojny).

Koszary 41 pułku artylerii polowej na Ostrowie Tumskim. Scena rodzajowa na ul.
Kamienna Droga (Steinweg).
1939,
październik,
żołnierz Wojska Polskiego, Stefan Ciemniak 18 września tego roku dostał się do
niewoli. Po wojnie zeznawał przed Komisją Badań Zbrodni Hitlerowskich w Zielonej
Górze: „w
październiku zostaliśmy przetransportowani do Głogowa. Wysadzono nas z wagonów i
oprowadzono po mieście celem pokazania ludnosci cywilnej „polskich bandytów”. W
czasie tego oprowadzania ludność cywilna rzucała na nas obelgi i kamienie.
Następnie dotarliśmy do obozu w Gębicach…” Autor wspomnień został jeńcem
obozu przejściowego w Gębicach (Amtitz) k/ Lubska. Panowały tam trudne warunki
socjalne i sanitarne. Po kilku miesiącach jeńcy zostali przeniesieni do Stalagu
żagańskiego lub po zrzeczeniu sie praw jenieckich trafiali do bauerów w
charakterze parobków.
1945,
3.10.,
zbiegł aresztowany wczoraj [patrz notka 10/2014] ppor. Władysław Osina–Palko,
komendant powiatowy Milicji Obywatelskiej. Rozesłano za nim listy gończe ale bez
fotografii, brak też podobizny w aktach śledczych i sadowych z 1954 r.
|
|
Po
ucieczce długo powtarzano plotki i pojawiły sie też różne mity. Pozostały w
aktach śledztwa czy wspomnieniach. I miedzy innymi takie jak:
- „Stasiak
twierdził do mnie, że Osina po ucieczce przystał do bandy leśnej na terenie pow.
głogowskiego i kilka razy się z nim kontaktował.”
-
„Osina po ucieczce wyjechał za granicę i służył w Armii Andersa”
-
Osina–Palko został aresztowany i
osadzony w areszcie PUBP w Głogowie, jego konkubina - „kochanka” Pawłowska
zawiozła mu płaszcz a potem on zbiegł.
Ucieczkę miał mu ułatwić” ówczesny szef PUBP Szczepaniak. Od tej pory
Osiny już nie widziałem”
1945,
październik,
w końcu miesiąca do tymczasowej siedziby Urzędu Pocztowego przy ul.
Grunwaldzkiej 9 dostarczono pierwszą łącznicę telefoniczną. Miała „aż” 5
numerów. Uruchomiono napowietrzne połączenie telefoniczne z Nową Solą. Ta linia
ulegała ciągłym uszkodzeniom z racji prowizorycznego charakteru jak i panującej
jesienno-zimowej szarugi.

Ulica Grunwaldzka 70 lat później.
1979,
14.10.,
w godzinach wieczornych (jak wykazało śledztwo o 18.45), w Cukrowni doszło do
tragicznego wypadku, w wyniku którego śmierć poniosło 5 pracowników. Na drugiej
zmianie zablokowała się zasuwa w podziemnym, dwustumetrowym kanale spławnym,
regulująca dopływ buraków do pompy buraczanej. Nastąpił zator, który trzeba było
usunąć fizycznie. Do studzienki celem oczyszczenia zasuwy wchodzili po kolei
znajdujący w pobliżu pracownicy. Z pośpiechu chyba, i dotąd stosowanej praktyki,
idący jako pierwszy kierownik zmiany nie zabrał żadnego urządzenia czy
kombinezonu ochronnego. Podobnie drugi – majster płuczki. Ostatkiem sił zaczęli
wzywać pomocy. Momentalnie tracili świadomość. Weszło do kanału jeszcze trzech
robotników. Akcja ratunkowa została zainicjowana w momencie, gdy w kanale
znajdowało sie już pięciu mężczyzn. Wszyscy zginęli na skutek zatrucia.
Dokonany 5 godzin później specjalistyczny pomiar obecności tlenku węgla (CO),
popularnie zwanego czadem, wykazał stężenie 1238 mg/m3 czyli przewyższające
ponad 41 razy dopuszczalne normy dla bezpiecznej pracy ludzi.
Prokurator śledztwo umorzył „wobec
braku dostatecznych dowodów popełnienia przestępstwa”.
Służba Bezpieczeństwa prowadziła sprawę „Glukoza”, nie stwierdzono „wrogiej”
działalności. Biegli cukrownicy spoza Głogowa w swoich opiniach sporządzonych po
wypadku oceniali stosowane rozwiązania technologiczne za niebezpieczne i
nieprawidłowe. Stwierdzono również niezgodność budowy z pierwotnym projektem. Do
kanału odprowadzane były również ścieki z okolicznych oddziałów. Na
nieprawidłowości nie zwracał też uwagi inspektor sanitarny w trakcie corocznych
kontroli. Biegli uznali, że przyczyną zbiorowego, tragicznego wypadku był „niewłaściwie
zbudowany kanał, w którym w istniejących warunkach bardzo trudno byłoby
zachowywać właściwe środki ostrożności”.

Piec wapienny zwany wapniakiem, w jego pobliżu doszło do
opisywanej tragedii. [Fot.
Roman Banach]
1987,
23.10.,
data dzisiejsza obowiązuje jako początek nowego życia wielkiego skarbu monet,
znalezionego na działkach głogowskiego osiedla Piastów Śląskich. Skarb posiada
już wielką literaturę. Naukową i opisowo-sensacyjną, choć chyba ostatni wątek
nie został jeszcze przedstawiony dokładnie. Bo choć pamięć świadków jeszcze
żywa, to niektóre karty jeszcze niezapisane. Znalezisko zanim trafiło pod
skrzydła archeologów było przez kilka dni rozgrzebywane przez domorosłych
badaczy. Błotnisty grunt sprzyjał rozdeptywaniu miejsca. Fachowcy, którzy
pojawili sie na działkach usiłowali opanować sytuację, ale jak wieść niesie, nie
do końca im się to udało i dyrektor obdzielił ich karami regulaminowymi. W końcu
zebrano warstwę ziemi i na dziedzińcu muzealnym przesiewano ją przez kilka dni.
Znaleziono 20 638 monet całych i
fragmentów, siedem srebrnych sztabek i grudkę srebra. Było tam również
kilkanaście drewnianych klepek z pojemnika (beczułki, wiaderka?) w którym były
przechowywane czy zakopane. Specjaliści wyróżnili w znalezisku „31
typów w większości polskich denarów pochodzących ze Śląska z XII i pocz. XIII w.
Zachowana część skarbu równa się wartości ok. 34 grzywien wagowych”. Czyli
na obecne miary było to ok. 7 kg. srebra.
Dyrektor Muzeum wystąpił do Ministra o wyróżnienie znalazców. A na zagranicznych
aukcjach numizmatycznych pojawiły się liczniej niż dotychczas srebrne monety z
epoki odkrycia. Milicja Obywatelska wszczęła śledztwo. Odzyskano 87 monet, które
zostały przekazane do Muzeum. Tu zostały zakonserwowane i profesjonalnie
opracowane.
Znalezisko nie jest pierwszym i nie ostatnim w Głogowie i okolicach ale
największym na pewno. Podniosło rangę miejskiej placówki jako ośrodka
numizmatycznego. Stałą wystawę reprezentatywnych przykładów po latach
siermiężnej ekspozycji, zmodernizowano z zastosowaniem nowoczesnych metod
prezentacji zabytków. Przystosowano mobilnie, tak by łatwość montażu była atutem
dla udostępniania jej krajowym i zagranicznym placówkom muzealnym. I od
października 2010 roku, w 23 lata po odkryciu, wędruje po Polsce i Europie będąc
znakomitym promotorem miasta nad Odrą.
Wehikuł poleca lekturę wydawnictw Muzeum Archeologiczno-Historycznego w
Głogowie. Podstawowym źródłem wiedzy winien stać sie katalog wystawy z tekstem
Krystiana Książka. A zbiór artykułów „Skarb średniowieczny z Głogowa: Analizy
specjalistyczne i konserwacja wybranych zabytków” jest do pobrania ze strony
Muzeum.

Wystawa [strona MA-H]
1988,
7.10.,
w Widziszowie, we wschodniej części Miasta od kilku już lat trwa budowa
ciepłowni. Dziś, o godzinie 7.00 rozpoczęto betonowanie ciągłe kołowej płyty
fundamentowej komina, który miał osiągnąć wysokość ponad 200 metrów. Jej
średnica wynosiła 34 metry a głębokość prawie cztery. Wielogodzinny ciągły
proces prowadził główny wykonawca – Lubuskie Przedsiębiorstwo Budownictwa
Przemysłowego w Nowej Soli. Przez 56 godzin (ponad dwie doby) wylano w uzbrojoną
143 tonami stali „dziurę” 2600 m sześciennych betonu. Dowoziło go 20
samochodów – betoniarek, które zrobiły ok. tysiąca kursów. Fundament
potem „stygł” przez 6 miesięcy.

Uzbrojona płyta fundamentowa i pierwsze „gruszki” betonu

Zaproszeni goście na rozpoczęciu betonowania fundamentu komina, czwarty od
prawej, prezydent miasta Marian Borawski [z kroniki budowy]
|