Wehikuł czasu  - grudzień 2011 (rok 3/34)

 

505 lat temu, tuż przed świętami Bożego Narodzenia do miasta przybył posłaniec niedawno, na sejmie piotrkowskim obranego polskiego króla Zygmunta. Potwierdził fakt, ze dotychczasowy książę głogowski został władcą sąsiedniego królestwa. A on przybył by „zlikwidować” książęce gospodarstwo i zabrać pozostawione rzeczy. A stosunek mieszkańców do tej informacji najlepiej oddaje tekst cytowany w kultowej dla wielu pasjonatów historii, „Polski Jagiellonów” Pawła Jasienicy, wydawanej od 1963 roku wiele razy: „Tyś nam wrócił, największy z Jagiellonów, pokój i bezpieczeństwo. Tobie winien kupiec, że próżen trwogi może swobodnie z bogatym towarem spocząć, gdzie go albo zmierzch, albo upał słońca zapadnie. Niewzględny na żadną zacność ani potęgę wziąłeś zemstę ze wszystkich potworów krwi naszej niesytych. Pan i sługa, dzieliwszy z sobą zbrodnię, za twoim wyrokiem na jednym haku karę dzielą. Za ciebie pierwszy raz zadrżał pod haniebnym drzewem przemożny złodziej”.  Wehikuł zachęca do lektury relacji z wcześniejszych swoich wojaży po głogowskich czasach jagiellońskich.

Trzydzieści lat temu, w sobotę 12 grudnia 1981 r., w Zamku Książąt Głogowskim, w którym wtedy znajdował się również Urząd Stanu Cywilnego i kawiarnia „Zamkowa” odbyło się spotkanie ….

Ratusz choć podobny to jednak nie głogowski. Ale kartka jak wynika z drugostronnego wysłana została z Głogowa do Zabrza (Hindenburg) w przededniu Wigilii 1943 roku z życzeniami świątecznymi od niejakiego Augusta M. Ślązak ten (tak Wehikuł przypuszcza) został wcielony do zapasowego batalionu 54 pułku piechoty i miał zbliżające się, wojenne święta spędzić w koszarach.

grudzień

 

1476, grudzień, głogowska wojna sukcesyjna zyskuje kolejnego uczestnika. Książę Jan II otrzymuje w Żaganiu mandat od stanów księstwa do występowania z roszczeniami dziedzicznymi wobec nieodległego Głogowa.

 

1493, 8.12., dziś ma się dokonać żywot więzionego od marca głogowskiego burmistrza, Martina Arnolda. Nie ukorzył się przed Janem Karnkowskim, namiestnikiem Olbrachta. Wczoraj został wyprowadzony z lochu w wieży, do pomieszczenia na pierwszym piętrze. Wzmocniono straże i nie pozwolono nikomu na odwiedzanie więźnia.

Otwierane dotychczas wraz ze świtem bramy miasta, teraz pozostały zamknięte. Była to oznaka dla tych, którzy już się ustawiali przed nimi do wejścia, że w środku dzieje się coś niezwykłego.

              Na dziedziniec zamkowy wyprowadzono więźnia. Należy przypuszczać, że obok niego znajdował się duchowny i przedstawiciel urzędu namiestniczego. Przy pniu czekał z toporem w ręce miejski kat. Po egzekucji zwłoki leżały w tym miejscu jeszcze przez kilka godzin. Potem słudzy miejscy zanieśli zwłoki ściętego burmistrza na cmentarz znajdujący się poza murami. Jeżeli to był najbliższy cmentarz na Przedmieściu Brzostowskim, to niewielki kondukt przeszedł furtą Dominikańską koło nie użytkowanego, bo spalonego w czasie oblężenia w 1488 r. kościoła Bożego Ciała. I tam złożono ciało do grobu.

Dopiero wtedy otworzono bramy. Miasto zaczęło funkcjonować ale było przerażone tym okrutnym wyrokiem. Rozdzwoniły się kościelne dzwony i rozpoczęły się żałobne egzekwie.

 

1677, 18.12., po piętnastu tygodniach rozpatrywania skargi magistratu na poczynania komendanta twierdzy, wiedeński sąd wydał postanowienie. Nakazał zawarcie ugody miedzy zwaśnionymi stronami proponując takie rozwiązania:

1. Zabór wozów przy bramach ze względu na pobór targowego [Marktrecht] od towarów i wiktualiów ma się skończyć, a major [Wachtmeister-Lieutenant] nie będzie żądał od przybywających tu kupców i kramarzy napiwku poza tym, co daje się zwykle w czasie jarmarku.

2. Piekarze, rzeźnicy, sprzedawcy wódki, piwa i wina nie powinni doznawać żadnego uszczerbku, jednak oficerowie i żołnierze mogą zbierać się razem i zamawiać dla swego domu, magistrat ma natomiast zadbać o to, aby nie wystąpiło żadne śrubowanie cen.

3. Magistratowi pozostaje swobodna dyspozycja w zakresie zakwaterowania, oficerom zezwala się na większą wygodę za własne pieniądze.

4. Cegielnię miejską przekazuje się do swobodnej dyspozycji magistratu.

5. Komendantowi należy meldować, jeżeli mieszczanie wwożą siano, słomę, chrust, drewno, nie powinno jednak wiązać się z tym obciążenie napiwkami czy innymi podatkami.

6. Włączone do ogrodów komendanta grunty przed Bramą Wrocławską pozostają przy nim jedynie ad dies vitae [dożywotnio].

7. Kordegardy, strażnice szańcowe [Schanzhütten] przy bramach, przyczółki [Stühle] mostów zwodzonych komendant nakazuje budować ze środków fortyfikacyjnych, miasto jednak opatrywać mosty: odrzański i serbowski [Zerbauer] drewnianymi balami i blachami [Lähne]; miasto da także drewno na most zwodzony przy Bramie Brzostowskiej, cieśle regimentowi zapewnią naprawę.

8. Komendant będzie karał swawole żołnierzy.

9. Miasto będzie zaopatrywać stare i nowe baraki w łóżka, sienniki, stoły i ławki dla pachołków, ale nie dla ich kobiet i dzieci, do 40 nowo wybudowanych baraków ma być przeniesionych po 5 ludzi, z tego jeden z żoną i dziećmi, oficerowie będą jednak pilnować, aby piece, stoły, ławki i okna nie były uszkadzane.

Ukontentowana zdobytymi zapisami Rada Miejska uchwaliła oprócz zwrotu kosztów nagrodę dla burmistrza Senftlebena w podzięce w wysokości 200 talarów, oprócz pieniędzy za dostawę [Liefergelder] i zwrotu znacznych wydatków.

 

Budowa i konserwacja umocnień fortecznych wymagała siły roboczej. Nie zawsze jej rekrutacja odbywała się na zasadzie ochotniczego zaciągu. Do prac wykorzystywani byli m.in. więźniowie i jeńcy wojenni.

 

1807, grudzień, do sztabu w Głogowie przybył młody, opromieniony sławą dotychczasowych dokonań oficer, baron Henry Jomini (1799-1869). Ten z pochodzenia Szwajcar, służył najpierw w armii helweckiej, od 1804 po dwuletnich doświadczeniach w manufakturach zbrojeniowych trafił do armii francuskiej. Najpierw dowodził batalionem, a następnie po okazaniu umiejętności został adiutantem marszałka Michela Ney’a. Do bezpośredniego otoczenia Napoleona trafił dzięki pierwszym publikacjom swoich dzieł. Po bitwie pod Jeną i Pruską Iławą oraz zawarciu pokoju w Tylży odznaczony Orderem Legii Honorowej i tytułem barona.

Na kilka miesięcy trafił do głogowskiej twierdzy. Jak wspominał po latach w wydanych drukiem memuarach „opublikowałem w Głogowie na Śląsku małą rozprawkę z tytułem "Podsumowanie ogólnych zasad sztuki wojennej”, w której zaproponowałem atak na system linii przeciwnika przez kolumny batalionowe”. W 1808 roku został mianowany szefem sztabu VI Korpusu. Uczestniczył w kampanii hiszpańskiej. Dał się poznać jako nowocześnie myślący teoretyk sztuki wojennej, ale kontrowersyjny i bezkompromisowy. Zdecydowanie prezentując swoje spojrzenie na zasady sztuki wojennej był skonfliktowany z większościa środowiska wojskowego. Złozył więc dymisję. Po rozstaniu z armią francuską pracował na rzecz carów Rosji. 

Generał Jomini, francuski i rosyjski, teoretyk i historyk wojskowości, porównywany był wielokrotnie z niemieckim genialnym teoretykiem Karlem Clausewitzem. Ten ostatni również miał związki z głogowską twierdzą, być może w niej bywał u swojego brata. Generał lejtnant Friedrich Clausewitz dowodził tu 9 Brygadą Piechoty i krótko był komendantem twierdzy. A w Głogowie mieszkał ponad 30 lat.

 

generał Antoine Henri baron Jomini [Wiki]

 

1857, 30.12., oddany został do użytku most kolejowy, którego projektantem był inż. Robert Bail. Kilka miesięcy później ukończono następny, też konstrukcji Baila. Był on dyrektorem kolei i radcą miejskim (1.01.1857 do 21.07.1870). Inżynier pochodził ze znanej głogowskiej rodziny. Jego ojciec Gustaw był znanym lekarzem, znanym z charytatywnych przedsięwzięć.

 

Ślizgawka na odrzańskich rozlewiskach u stóp mostu kolejowego i bastionowych umocnień w 1894 r. [ze zbiorów T. Mietlickiego]

 

1870, 24.12., w Wigilię świąt Bożego Narodzenia (Weihnachtsabend) uciekł z twierdzy, więziony w niej kapitan  Émile Auguste Zurlinden (1837-1929), francuski artylerzysta.

 Dostał się do niewoli wraz ze swoim pułkiem po kapitulacji twierdzy Metz. Późniejszy gubernator Paryza i minister obrony opisał swoje przeżycia w pierwszym tomie wspomnień (Mes souvenirs, 2 tomes 1870-1900). Oficerowie mieli dać na piśmie słowo honoru, że do końca wojny nie będą walczyć przeciwko Niemcom. Kolumny pułkowe i korpuśne były kierowane do miejsc odosobnienia. Każdy żołnierz mógł zabrać tornister, rzeczy, sprzęt obozowy, Oficerowie mogli obok rzeczy zatrzymać pałasze lub szpady. Pierwotnie zostali wysłani do Wiesbaden, gdzie by mieć trochę swobody mieli zobowiązać się do nie podejmowania prób ucieczki. Młody artylerzysta publicznie jednak stwierdził, „…że obowiązkiem francuskiego oficera jest zrobienie wszystkiego by powrócić do armii”. Dowódca miejscowego obozu jenieckiego, pułkownik von Saigner natychmiast zawezwał dyżurnego oficera, który pod czteroosobową eskortą odesłał krnąbrnego oficera do głogowskiej fortecy. Stąd było dalej do Francji, a mury i kontrola miały wybić z głowy patriotyczne pomysły.

Jednak kilka tygodni później, pewnego ranka, czy raczej, dokładniej, w piękną noc, Zurlinden sobie znanym sposobem opuścił twierdzę. Było w niej już kilkanaście tysięcy francuskich jeńców, w tym również oddział żołnierzy tureckich. Oficerowie byli zakwaterowani w domach mieszczan. To być może ułatwiło wykonanie tego zamiaru. Kiedy jego zniknięcie zauważono, gubernator twierdzy, płk Wollenhaupt, rzucił do poszukiwań w bliższej i dalszej okolicy patrole żołnierskie. Wydany komunikat głosił, ze uciekinier ma być dostarczony "żywy lub martwy". W kilka dni później był już w Bordeaux, gdzie Leon Gambetta powołał go na szefa szwadronu. Włączył się więc w prace nad rekonstrukcją siły zbrojnej a konsekwencja jego aktywności były kolejne awanse.

To nie był odosobniony przypadek ucieczki jeńców francuskich w tym czasie, choć na pewno najgłośniejszy. Tajemna eskapada gen. Zurlindena z głogowskiej twierdzy stała się w późniejszych latach, kiedy francuski bohater stał się osobą publiczną, przyczyną konfliktów dyplomatycznych. Niemiecka prasa, należy przypuszczać, że z poduszczenia polityków przypuściła atak na ministra. Oskarżano go przede wszystkim, że nie jest człowiekiem honoru. Wrzawa w prasie ucichłą, pamięć o wyczynie francuskiego oficera pozostała. 

 

Generał Émile Auguste Zurlinden

1918, 31.12., na rozpaczliwe wezwania starosty babimojskiego von Lucke, z garnizonu głogowskiego wyrusza silny oddział wojska. Rotmistrz Fedor von Kleist (niektórzy mówią, że podporucznik) dowodził również dwoma działonami artylerzystów, którzy stanowili obsługę przyznanych mu dział polowych. Było to znaczące wsparcie dla Niemców broniących miasta przed powstańcami z Wielkopolski. Żołnierze trafili od razu na pozycje bojowe. Dowódca z Głogowa zginął w trakcie potyczki. Z powodu braku dostępu do materiałów źródłowych obecne informacje uniemożliwiają dokładne ustalenie daty i miejsca jego śmierci. Najprawdopodobniej było to w okolicy Nowego Kramska na Babimojszczyźnie.  Kilkanaście lat później w trakcie masowej zmiany polsko brzmiących nazw, na jego cześć nazwano Nowe Kramsko mianem Kleistdorf.

 

1945, 15.12., od sierpnia częścią drogi publicznej łączącej lewobrzeżny Głogów z Ostrowem Tumskim i trasą wgłęb kraju, był uruchomiony przez pionierów prom. Przewoził jak widać nizej ludzi, zaprzęgi i towary. Dziś  wydarzył się na Odrze wypadek. W trakcie przeprawy wywrócił się prom. Do wody wpadło 18 osób. Nieznany jest dramatyzm tego wydarzenia i jego przyczyny. Dzięki temu, że rzeka nie była jeszcze skuta lodem  nie doszło do nieszczęścia. Nikt nie utonął.

 

Prom, dopóki nie odbudowano mostu, był jedynym łącznikiem odrzańskich brzegów. [ze zbiorów I. Dominiaka]

1946, 17.12., kroniki stoczni rzecznej donoszą, że tego dnia było bardzo mroźno ponad  – 20 stopni poniżej 0. Mróz  o mało co nie zablokował możliwości bezpiecznego schronienia dla odrzańskich jednostek pływających. Ostatnie holowniki i barki ledwo zdążyły wpłynąć do zatoki na zimowisko, kiedy kilka dni później zamarzła rzeka.

 

Skuty lodem głogowski port [ze zbiorów TZG]

1981, 12.12., dzisiejsza sobota miała być dniem jakich wiele było w tym gorącym okresie. W Głogowie chyba nikt, łącznie z komendantem miejskim MO, ppłk Janem Kosarzyckim nie wiedział co się wydarzy dzisiejszej nocy. Gwoli przypomnienia – jeszcze nie dla wszystkich sobota też była wolna. Przez cały rok m.in. trwały negocjacje w tej sprawie. mówiło się o tym, że trzy soboty w miesiącu miały być wolne, były różne koncepcje. Nauka jeszcze też trwała 6 dni w tygodniu.

Sobotni poranek zapowiadał się uroczyście na głogowskim Zamku. Mieszczący się w nim Urząd Stanu Cywilnego podniośle obchodzi w tym roku 35 lecie powstania. Z tej okazji jeszcze w listopadzie zaplanowano pod egidą Prezydenta miasta, Stanisława Majchera, spotkanie wszystkich tych „którzy celebrowali świeckie uroczystości stanu cywilnego w latach 1945-1981”. Zorganizowano również wystawę „dokumentów ozdobnych, pamiątek, zdjęć fotograficznych z obrzędowości świeckiej oraz plansz z danymi statystycznymi dotyczącymi rejestracji stanu cywilnego w latach 1945-1981.”

W programie było również spotkanie w kawiarni „Zamkowa”, która jak nazwa wskazuje mieściła się w Zamku i gwóźdź programu: – o godzinie 13.30 - „Celebrowanie uroczystości zaślubin w sali reprezentacyjnej USC”. Odbyła się więc jak najbardziej rzeczywista i podniosła uroczystość zaślubin „w sali reprezentacyjnej USC”. Datę  sobotnią posiadają dwa akty małżeństwa. Jedna z tych par pochodziła z Głogowa, małżonkowie drugiej pary z terenu Dolnego Śląska, a widnieją na nich podpisy zastępcy kierownika USC p. Elizy Majdańskiej.   Wehikuł jak i głogowianie chętnie poznaliby tych, którzy w tym dniu brali ślub. Szczególnie interesujące mogłyby być ich wspomnienia z „oczepin”. Wehikuł przypomina, ze ten obrzęd występujący na większości weselnych uroczystości odbywa się tuż po północy. W tym przypadku było to już 13 grudnia.

Jak wynika z kronikarskich zapisów w specjalnym tomie ofiarowanym z tej okazji przez głogowski Cech Rzemiosł Różnych ze Starszym Cechu p. Wandą Pawlak, spotkanie zamkowe przebiegało w miłej im sympatycznej atmosferze. 

 

Dedykacja w przekazanym tomie Kroniki USC.


2005, 3.12., po raz pierwszy Mikołajowa czapka zakryła hełm ratuszowej wieży. Był to najbardziej widoczny akcent obchodów dnia św. Mikołaja, patrona miasta. Pomysł się przyjął i już grudniowe ubieranie wieży w czerwone i białe nakrycie stało się tradycją. Od początku, na zlecenie Urzędu Miasta, przeprowadza tę skomplikowaną operację głogowianin Hubert Dubienko, alpinista z firmy Lupus Art. Na wysokości ok. 80 metrów nad głogowskim Rynkiem zakłada specjalne olinowanie i w walce z wiatrem wciąga metry kwadratowe biało-czerwonego materiału. Jak opowiadał dla głogowskiej gazety pierwszą czapkę „…zniszczył wiatr, więc musieliśmy zrobić drugie nakrycie. O ile dobrze pamiętam, zużyto na nie około trzydziestu metrów kwadratowych białego i czerwonego dederonu, a całość dodatkowo została wzmocniona specjalnymi taśmami”.

 

Ratusz w Mikołajowej czapie w 2009 roku.



Wykonanie: ŁUKASZ JEDYNAK FOTOGRAFIKA