grudzień
1476, grudzień,
głogowska wojna sukcesyjna zyskuje kolejnego uczestnika. Książę Jan
II otrzymuje w Żaganiu mandat od stanów księstwa do występowania z
roszczeniami dziedzicznymi wobec nieodległego Głogowa.
1493,
8.12., dziś ma się dokonać żywot więzionego
od marca głogowskiego burmistrza, Martina Arnolda. Nie ukorzył się przed
Janem Karnkowskim, namiestnikiem Olbrachta. Wczoraj został wyprowadzony z lochu
w wieży, do pomieszczenia na pierwszym piętrze. Wzmocniono straże i nie
pozwolono nikomu na odwiedzanie więźnia.
Otwierane
dotychczas wraz ze świtem bramy miasta, teraz pozostały zamknięte. Była to
oznaka dla tych, którzy już się ustawiali przed nimi do wejścia, że w środku
dzieje się coś niezwykłego.
Na dziedziniec zamkowy wyprowadzono więźnia. Należy
przypuszczać, że obok niego znajdował się duchowny i przedstawiciel urzędu
namiestniczego. Przy pniu czekał z toporem w ręce miejski kat. Po egzekucji zwłoki
leżały w tym miejscu jeszcze przez kilka godzin. Potem słudzy miejscy zanieśli
zwłoki ściętego burmistrza na cmentarz znajdujący się poza murami. Jeżeli
to był najbliższy cmentarz na Przedmieściu Brzostowskim, to niewielki kondukt
przeszedł furtą Dominikańską koło nie użytkowanego, bo spalonego w czasie
oblężenia w 1488 r. kościoła Bożego Ciała. I tam złożono ciało do
grobu.
Dopiero
wtedy otworzono bramy. Miasto zaczęło funkcjonować ale było przerażone tym
okrutnym wyrokiem. Rozdzwoniły się kościelne dzwony i rozpoczęły się żałobne
egzekwie.
1677, 18.12.,
po piętnastu tygodniach rozpatrywania skargi magistratu na poczynania
komendanta twierdzy, wiedeński sąd wydał postanowienie. Nakazał zawarcie
ugody miedzy zwaśnionymi stronami proponując takie rozwiązania:
1.
Zabór wozów przy bramach ze względu na pobór targowego [Marktrecht] od towarów i wiktualiów ma się skończyć, a major [Wachtmeister-Lieutenant]
nie będzie żądał od przybywających tu kupców i kramarzy napiwku poza tym,
co daje się zwykle w czasie jarmarku.
2.
Piekarze, rzeźnicy, sprzedawcy wódki, piwa i wina nie powinni doznawać żadnego
uszczerbku, jednak oficerowie i żołnierze mogą zbierać się razem i zamawiać
dla swego domu, magistrat ma natomiast zadbać o to, aby nie wystąpiło żadne
śrubowanie cen.
3.
Magistratowi pozostaje swobodna dyspozycja w zakresie zakwaterowania, oficerom
zezwala się na większą wygodę za własne pieniądze.
4.
Cegielnię miejską przekazuje się do swobodnej dyspozycji magistratu.
5.
Komendantowi należy meldować, jeżeli mieszczanie wwożą siano, słomę,
chrust, drewno, nie powinno jednak wiązać się z tym obciążenie napiwkami
czy innymi podatkami.
6.
Włączone do ogrodów komendanta grunty przed Bramą Wrocławską pozostają
przy nim jedynie ad dies vitae [dożywotnio].
7.
Kordegardy, strażnice szańcowe [Schanzhütten]
przy bramach, przyczółki [Stühle]
mostów zwodzonych komendant nakazuje budować ze środków fortyfikacyjnych,
miasto jednak opatrywać mosty: odrzański i serbowski [Zerbauer] drewnianymi balami i blachami [Lähne]; miasto da także drewno na most zwodzony przy Bramie
Brzostowskiej, cieśle regimentowi zapewnią naprawę.
8.
Komendant będzie karał swawole żołnierzy.
9.
Miasto będzie zaopatrywać stare i nowe baraki w łóżka, sienniki, stoły i
ławki dla pachołków, ale nie dla ich kobiet i dzieci, do 40 nowo wybudowanych
baraków ma być przeniesionych po 5 ludzi, z tego jeden z żoną i dziećmi,
oficerowie będą jednak pilnować, aby piece, stoły, ławki i okna nie były
uszkadzane.
Ukontentowana
zdobytymi zapisami Rada Miejska uchwaliła oprócz zwrotu kosztów nagrodę dla
burmistrza Senftlebena w podzięce w wysokości 200 talarów, oprócz pieniędzy
za dostawę [Liefergelder] i
zwrotu znacznych wydatków.

Budowa
i konserwacja umocnień fortecznych wymagała siły roboczej. Nie zawsze jej
rekrutacja odbywała się na zasadzie ochotniczego zaciągu. Do prac
wykorzystywani byli m.in. więźniowie i jeńcy wojenni.
1807,
grudzień, do sztabu w Głogowie
przybył młody, opromieniony sławą dotychczasowych dokonań oficer, baron
Henry Jomini (1799-1869). Ten z pochodzenia Szwajcar, służył najpierw w armii
helweckiej, od 1804 po dwuletnich doświadczeniach w manufakturach zbrojeniowych
trafił do armii francuskiej. Najpierw dowodził batalionem, a następnie po
okazaniu umiejętności został adiutantem marszałka Michela Ney’a. Do
bezpośredniego otoczenia Napoleona trafił dzięki pierwszym publikacjom swoich
dzieł. Po bitwie pod Jeną i Pruską Iławą oraz zawarciu pokoju w Tylży
odznaczony Orderem Legii Honorowej i tytułem barona.
Na
kilka miesięcy trafił do głogowskiej twierdzy. Jak wspominał po latach w
wydanych drukiem memuarach „… opublikowałem
w Głogowie na
Śląsku małą rozprawkę z
tytułem "Podsumowanie ogólnych
zasad sztuki wojennej”, w której zaproponowałem
atak na system linii przeciwnika przez
kolumny batalionowe”.
W 1808 roku został mianowany szefem sztabu VI Korpusu. Uczestniczył w kampanii
hiszpańskiej. Dał się poznać jako nowocześnie myślący teoretyk sztuki
wojennej, ale kontrowersyjny i bezkompromisowy. Zdecydowanie prezentując swoje
spojrzenie na zasady sztuki wojennej był skonfliktowany z większościa środowiska
wojskowego. Złozył więc dymisję. Po rozstaniu z armią francuską pracował
na rzecz carów Rosji.
Generał
Jomini, francuski i rosyjski, teoretyk i historyk wojskowości, porównywany był
wielokrotnie z niemieckim genialnym teoretykiem Karlem Clausewitzem. Ten ostatni
również miał związki z głogowską twierdzą, być może w niej bywał u
swojego brata. Generał lejtnant Friedrich Clausewitz dowodził tu 9 Brygadą
Piechoty i krótko był komendantem twierdzy. A w Głogowie mieszkał ponad 30
lat.

generał
Antoine Henri baron Jomini [Wiki]
1857, 30.12.,
oddany został do użytku most kolejowy, którego projektantem był inż. Robert
Bail. Kilka miesięcy później ukończono następny, też konstrukcji Baila. Był
on dyrektorem kolei i radcą miejskim (1.01.1857 do 21.07.1870). Inżynier
pochodził ze znanej głogowskiej rodziny. Jego ojciec Gustaw był znanym
lekarzem, znanym z charytatywnych przedsięwzięć.

Ślizgawka
na odrzańskich rozlewiskach u stóp mostu kolejowego i bastionowych umocnień w
1894 r. [ze zbiorów T. Mietlickiego]
1870,
24.12., w
Wigilię świąt Bożego Narodzenia (Weihnachtsabend) uciekł
z twierdzy, więziony w niej kapitan Émile
Auguste Zurlinden (1837-1929), francuski artylerzysta.
Dostał
się do niewoli wraz ze swoim pułkiem po kapitulacji twierdzy Metz. Późniejszy
gubernator Paryza i minister obrony opisał swoje przeżycia w pierwszym tomie
wspomnień (Mes souvenirs, 2 tomes 1870-1900). Oficerowie mieli dać
na piśmie słowo honoru, że do końca wojny nie będą walczyć przeciwko
Niemcom. Kolumny pułkowe i korpuśne były kierowane do miejsc odosobnienia. Każdy
żołnierz mógł zabrać tornister, rzeczy, sprzęt obozowy, Oficerowie mogli
obok rzeczy zatrzymać pałasze lub szpady. Pierwotnie zostali wysłani do Wiesbaden, gdzie by mieć trochę swobody mieli zobowiązać
się do nie podejmowania prób ucieczki. Młody artylerzysta publicznie
jednak stwierdził, „…że
obowiązkiem francuskiego oficera jest zrobienie wszystkiego by powrócić do armii”.
Dowódca miejscowego obozu jenieckiego, pułkownik von
Saigner natychmiast zawezwał
dyżurnego oficera, który pod czteroosobową eskortą odesłał krnąbrnego
oficera do głogowskiej fortecy. Stąd było dalej do Francji, a mury i kontrola
miały wybić z głowy patriotyczne pomysły. |
|
Jednak
kilka tygodni później, pewnego
ranka, czy raczej, dokładniej, w piękną noc,
Zurlinden sobie znanym sposobem opuścił twierdzę. Było w niej już
kilkanaście tysięcy francuskich jeńców, w tym również oddział żołnierzy
tureckich. Oficerowie byli zakwaterowani w domach mieszczan. To być może
ułatwiło wykonanie tego zamiaru. Kiedy jego
zniknięcie zauważono, gubernator twierdzy,
płk Wollenhaupt, rzucił do
poszukiwań w bliższej i dalszej okolicy patrole
żołnierskie. Wydany komunikat głosił, ze uciekinier
ma być dostarczony "żywy
lub martwy". W kilka dni później był już
w Bordeaux, gdzie Leon Gambetta
powołał go na szefa szwadronu. Włączył się więc w prace nad rekonstrukcją siły zbrojnej a
konsekwencja jego aktywności były kolejne awanse.
To
nie był odosobniony przypadek ucieczki jeńców francuskich w tym czasie,
choć na pewno najgłośniejszy. Tajemna
eskapada gen. Zurlindena z głogowskiej twierdzy stała się w późniejszych
latach, kiedy francuski bohater stał się osobą publiczną, przyczyną
konfliktów dyplomatycznych. Niemiecka prasa, należy przypuszczać, że z
poduszczenia polityków przypuściła atak na ministra. Oskarżano go
przede wszystkim, że nie jest człowiekiem honoru. Wrzawa w prasie ucichłą,
pamięć o wyczynie francuskiego oficera pozostała.

Generał
Émile Auguste Zurlinden
1918, 31.12.,
na rozpaczliwe wezwania starosty babimojskiego von Lucke, z garnizonu głogowskiego
wyrusza silny oddział wojska. Rotmistrz Fedor von Kleist (niektórzy mówią,
że podporucznik) dowodził również dwoma działonami artylerzystów, którzy
stanowili obsługę przyznanych mu dział polowych. Było to znaczące
wsparcie dla Niemców broniących miasta przed powstańcami z
Wielkopolski. Żołnierze trafili od razu na pozycje bojowe. Dowódca z Głogowa
zginął w trakcie potyczki. Z powodu braku dostępu do materiałów źródłowych
obecne informacje uniemożliwiają dokładne ustalenie daty i miejsca jego
śmierci. Najprawdopodobniej było to w okolicy Nowego Kramska na
Babimojszczyźnie. Kilkanaście
lat później w trakcie masowej zmiany polsko brzmiących nazw, na jego
cześć nazwano Nowe Kramsko mianem Kleistdorf.
1945, 15.12.,
od sierpnia częścią drogi publicznej łączącej lewobrzeżny Głogów
z Ostrowem Tumskim i trasą wgłęb kraju, był uruchomiony przez pionierów
prom. Przewoził jak widać nizej ludzi, zaprzęgi i towary. Dziś wydarzył
się na Odrze wypadek. W trakcie przeprawy wywrócił się prom. Do wody
wpadło 18 osób. Nieznany jest dramatyzm tego wydarzenia i jego
przyczyny. Dzięki temu, że rzeka nie była jeszcze skuta lodem
nie doszło do nieszczęścia. Nikt nie utonął.

Prom,
dopóki nie odbudowano mostu, był jedynym łącznikiem odrzańskich brzegów.
[ze zbiorów I. Dominiaka]
1946, 17.12.,
kroniki stoczni rzecznej donoszą, że tego dnia było bardzo mroźno
ponad – 20 stopni poniżej
0. Mróz o mało co nie
zablokował możliwości bezpiecznego schronienia dla odrzańskich
jednostek pływających. Ostatnie holowniki i barki ledwo zdążyły wpłynąć
do zatoki na zimowisko, kiedy kilka dni później zamarzła rzeka.

Skuty
lodem głogowski port [ze zbiorów TZG]
1981,
12.12., dzisiejsza sobota miała
być dniem jakich wiele było w tym gorącym okresie. W Głogowie chyba
nikt, łącznie z komendantem miejskim MO, ppłk Janem Kosarzyckim nie
wiedział co się wydarzy dzisiejszej nocy. Gwoli przypomnienia –
jeszcze nie dla wszystkich sobota też była wolna. Przez cały rok m.in.
trwały negocjacje w tej sprawie. mówiło się o tym, że trzy soboty w
miesiącu miały być wolne, były różne koncepcje. Nauka jeszcze też
trwała 6 dni w tygodniu.
Sobotni
poranek zapowiadał się uroczyście na głogowskim Zamku. Mieszczący się
w nim Urząd Stanu Cywilnego podniośle obchodzi w tym roku 35 lecie
powstania. Z tej okazji jeszcze w listopadzie zaplanowano pod egidą
Prezydenta miasta, Stanisława Majchera, spotkanie wszystkich tych „którzy celebrowali świeckie
uroczystości stanu cywilnego w latach 1945-1981”.
Zorganizowano również wystawę „dokumentów ozdobnych, pamiątek, zdjęć fotograficznych z obrzędowości
świeckiej oraz plansz z danymi statystycznymi dotyczącymi rejestracji
stanu cywilnego w latach 1945-1981.”
W
programie było również spotkanie w kawiarni „Zamkowa”, która
jak nazwa wskazuje mieściła się w Zamku i gwóźdź programu: – o
godzinie 13.30 - „Celebrowanie uroczystości zaślubin
w sali reprezentacyjnej USC”. Odbyła się więc jak
najbardziej rzeczywista i podniosła uroczystość zaślubin „w sali reprezentacyjnej
USC”. Datę sobotnią
posiadają dwa akty małżeństwa. Jedna z tych par pochodziła z Głogowa,
małżonkowie drugiej pary z terenu Dolnego Śląska, a widnieją na nich
podpisy zastępcy kierownika USC p. Elizy Majdańskiej. Wehikuł
jak i głogowianie chętnie poznaliby tych, którzy w tym dniu brali ślub.
Szczególnie interesujące mogłyby być ich wspomnienia z
„oczepin”. Wehikuł przypomina, ze ten obrzęd występujący
na większości weselnych uroczystości odbywa się tuż po północy. W
tym przypadku było to już 13 grudnia.
Jak
wynika z kronikarskich zapisów w specjalnym tomie ofiarowanym z tej
okazji przez głogowski Cech Rzemiosł Różnych ze Starszym Cechu p. Wandą
Pawlak, spotkanie zamkowe przebiegało w miłej im sympatycznej
atmosferze.

Dedykacja
w przekazanym tomie Kroniki USC.
2005, 3.12., po raz
pierwszy Mikołajowa czapka zakryła hełm ratuszowej wieży. Był
to najbardziej widoczny akcent obchodów dnia św. Mikołaja, patrona
miasta. Pomysł się przyjął i już grudniowe ubieranie wieży w czerwone i białe nakrycie stało się
tradycją. Od początku, na zlecenie Urzędu Miasta, przeprowadza tę
skomplikowaną operację głogowianin
Hubert Dubienko, alpinista z firmy Lupus Art. Na wysokości ok. 80 metrów
nad głogowskim Rynkiem zakłada specjalne olinowanie i w walce z wiatrem
wciąga metry kwadratowe biało-czerwonego materiału. Jak opowiadał dla
głogowskiej gazety pierwszą czapkę „…zniszczył wiatr, więc musieliśmy zrobić drugie nakrycie. O ile
dobrze pamiętam, zużyto na nie około trzydziestu metrów kwadratowych
białego i czerwonego dederonu, a całość dodatkowo została wzmocniona
specjalnymi taśmami”.

Ratusz
w Mikołajowej czapie w 2009 roku. |