Wehikuł czasu  - sierpień 2011 (rok 3/30)

Okres wakacyjny sprzyja podróżom luźniejszej atmosferze. Dziś więc trochę o lokalnych mitach.

121 lat temu miał przebywać w mieście, patriotycznie szukając śladów polskości, Stanisław Wyspiański. Zgrabnie skonstruowana gawęda zielonogórskiego profesora prowadzi nas śladami młodego artysty kończącego swoją pierwszą podróż po Europie. Ale czy tak było naprawdę? By znaleźć jego ślady Wehikuł zwrócił się o pomoc do Muzeum Narodowego w Krakowie.

Wędrując w czasie w innej podróży, całkiem nie dawnej, trafiliśmy na książkę Wojna totalna, Alberta Seatona (Wydawnictwo Wingert, 2010). A tam na stronie 726 informacja, że  garnizon głogowskiej twierdzy w oblężeniu 1945 r. liczył 18 000 żołnierzy. Tego mitu więc nie da się tak szybko obalić?

Pierwsze powojenne wakacje w Głogowie mogły wyglądać tak jak na zdjęciu

- wśród ruin z powszechnie dostępnymi zardzewiałymi rekwizytami (zbiory TZG 2011)

1157, 22.08., nad Odrę nadciągają straże przednie niemiecko-czeskich wojsk Fryderyka Barbarossy zwanego Rudobrodym. Podjął on pod pretekstem obrony wygnanego Władysława II, wyprawę na Polskę. Korzyści polityczne mają mu pomóc w unormowaniu sytuacji wewnętrznej.

Wyprawa była inaczej zorganizowana niż ta z przed 50 lat. Zwarte oddziały szybko i w kilku miejscach przekraczają rzekę. Szczególnie wyróżnić się mieli wojowie oddziałów czeskich. Częściowo wpław, ale i przy pomocy sprzętu, który użyty został jako pojazdy, szybko zdobyli drugi brzeg. Obrońcy byli zaskoczeni, gdyż nie spodziewali się tak sprawnie przeprowadzonego przedsięwzięcia, jak zauważają niemieccy historycy. Bolesław Kędzierzawy zebrał wprawdzie liczne wojsko, wspomagane przez Pomorzan, Prusów, Rusów i Węgrów ale nie chciał podjąć otwartej bitwy.

 Nie pozostawało mu nic innego jak zgotować wrogowi w inny sposób możliwie wiele trudności a samemu wycofać się w głąb kraju. I tak spalił silne, dotąd nie zdobyte twierdze odrzańskie: Głogów i Bytom, aby ich nie oddać w ręce wroga i zniszczył szeroko i daleko kraj.

W wydanej przez TZG w ub. roku książce „Warownia głogowska” jej autor pisał tak:

Taktyka polska w 1157 r. niewiele różniła się od wcześniejszych, miała jednak taką odmienną cechę, że zrezygnowano ze stałych punktów oporu (Głogów, Bytom Odrzański). Polacy cofali się, nie organizując, jak dotychczas, obrony w odosobnionych punktach oporu, lecz je po prostu niszcząc, a w dalszym ciągu próbując podejmować walkę podjazdową, gnębili i szarpali, na miarę możliwości, wrogie wojska podążające polskimi szlakami. Nie wiadomo, co przeważyło, że podjęto się spalenia Głogowa i Bytomia Odrzańskiego. Być może Polacy, paląc obie warownie, (które przecież w 1109 r były przez wroga nie do zdobycia), założyli, że nie byliby w stanie w nich stawić wrogom skutecznego oporu. Można więc przypuszczać, że nie mieli szans na dłuższe opieranie się Niemcom w Głogowie ….”

Mamy więc w tej kampanii moment innego niż zazwyczaj postępowania wojsk polskich. Zamiast uporczywej obrony, rezygnacja z niezmiernie ważnego punktu strategicznego (Głogów) bez walki. Palenie grodów i stosowanie elementu „spalonej ziemi” to kolejny element do tej pory w Polsce niestosowany. Trudno przypuszczać, aby książęta polscy rezygnowali z tak silnych twierdz tylko dlatego, że być może sukcesu dopatrywali się we wciągnięciu cesarza w głąb kraju, a tam zamknięciu go w pierścieniu i zniszczeniu, bo to było po prostu niemożliwe.”

1464, 15.08.,  od dzisiejszego święta Wniebowzięcia do Adwentu trwała na ziemi głogowskiej epidemia zarazy morowej przeniesionej przez kupców z Miśni. Miało umierać  codziennie w mieście ok. 60 osób, co dałoby zawrotną liczbę ok. 6 000 zmarłych na prawie 12 000 mieszkańców. A na wsiach liczba zgonów miała być jeszcze większa. W 1564r. liczba ludności wynosiła 9.800.czyli nie osiągnęła jeszcze stanu z przed tragedii. Szalejąca epidemia zdziesiątkowała ludność miasta ale dotknęła tez i okoliczne. W kronikach Wschowy czy Zielonej Góry też zachowały się opisy tej plagi. A u jej podstaw był powszechnie panujący brud, niska świadomość higieniczna. Na to nakładał się też zamęt powstający na wieść o "powietrzu", brak bardziej zorganizowanego przeciwdziałania. Nie pierwsza to ale i nie ostatnia w doświadczanym przez los mieście taka sytuacja.

1506, 4,08., książę Zygmunt pospiesznie opuszcza Głogów kierując się przez Wschowę na wschód. Jedzie na Litwę. Przedwczoraj Michał Gliński przywiózł wiadomość z Wilna. Ciężko zachorował jego starszy brat Aleksander, Król Polski. Dziś jeszcze nikt nie przypuszcza, że Zygmunt do Głogowa już nie wróci. 

 

1635, 4.08., ukazuje się patent władz miejskich Głogowa w sprawie powrotu uciekinierów wojennych. Burmistrz Adam Hahn i Rada Miejska apelują do mieszczan posiadających nieruchomości w twierdzy o powrót i współuczestnictwo w odbudowie. Wehikuł cytuje dokument w całości:

 My Burmistrz i radni cesarsko-królewskiego miasta oraz twierdzy Głogów każdemu kto przebywa z dala od gminy miejskiej i zatrzymał się w Koronie Polskiej – z racji minionego zagrożenia wojennego – Obywatelom , Mieszkańcom i podwładnym przyjazne pozdrowienia i wszystko co dobre.

Następni w imieniu Majestatu Cesarskiego wszystkim pospołu i każdemu z osobna – czy macie tu stałe miejsce zamieszkania czy też nie - zlecamy z całą powagą i niniejszym Patentem podajemy do życzliwej wiadomości co następuje:

Odkąd z życzenia Bożego, nastał już obecnie stały pokój, a garnizon nieprzyjacielski został odwołany, żywiliśmy nadzieje, że każdy sam z siebie albo  też mocą wystosowanego pozwu przypomni sobie wierność swoją i zobowiązania, którymi związał się był wobec zwierzchników krajowych i gminy miejskiej i spełni tym samym powinność swoją – to niestety zmuszeni jesteśmy przyjąć do wiadomości, że nic takiego nie nastąpiło. Otóż większą część tamtych ludzi zmierza ku temu, żeby wojska cesarskie, jakie winny być żywione przez księstwo głogowskie, utrzymywały kosztem nielicznych będących tu jeszcze na miejscu mieszczan. Ci natomiast od tego czasu, przy dobrym i lepszym stanie rzeczy w mieście, znów przystępują do starań o własne utrzymanie i na równi z tymi, którzy nieprzerwanie Cesarzowi powinność swoja świadczyli, pragną swoje mieszczańskie rzemiosło dalej uprawiać. My zaś nie możemy, a nawet nie wolno nam okazywać pobłażania wobec takich praktyk owych ludzi nieobecnych, mając na uwadze zbytnie przeciążenie tych co pozostali na miejscu.

Chcemy zatem niniejszym pismem wszystkich razem i każdego z osobna naszych Obywateli i Mieszkańców – obojętnie, czy maja swoje mienie w postaci domów, w mieście czy po wsiach, czy tez utracili je na skutek pożaru lub szkód wojennych – poważnie napomnieć i zarazem im rozkazać, żeby zaraz niechybnie w ciągu najbliższych czterech tygodni, rachując od daty tego pisma, tu się stawili i przejęli swoje majętności i domy. 

Z tym, ze każdy z nich musi tu dostarczyć i gminie miejskiej daninę wpłacać, a mianowicie: od piwiarni tygodniowo pół cesarskiego talara, od innego domu czy zakładu sześć groszy; z gospodarstwa chłopskiego pół cesarskiego talara – ogrodnik zaś sześć  groszy

Wszystko to pod wyraźnym, stanowczym a nieodwołalnym ostrzeżeniem, iż ten lub ów, sam z siebie czy za swoich nieletnich zgodnie ze swoim ścisłym obowiązkiem, jeśli tu na miejscu się nie stawi – a gdyby nie znalazł mieszkania, tak i przez wynajem niech sobie zapewni schronienie – kto by więc dla ulżenia trwającym tu obywatelom swojej powinności, czy też  wyznaczonej równowartości, licząc od 23 lipca, każdego tygodnia rzetelnie nie odprowadzał, tego musi się uznać za nieposłusznego i wiarołomnego ziomka, majętność jego tu zostawiona uznać się musi za całkiem przepadłą. A mimo tego nie można mu bynajmniej przyznać, by był uwolniony od swojej przysięgi i od swych zobowiązań. Nie jest także dopuszczalne i prawomocne, żeby tak i swoich wierzycieli w Polsce i na Śląsku miał odsyłać do wspomnianych zakładów; wierzyciel musi raczej kierować swoje pretensje tylko do osoby, której zawierzył.

Wszyscy zatem co do jednego niech to na uwadze mają i będą świadomi, że z cała mocą to musi być utrzymane.

Dokonano w Głogowie 4 sierpnia 1635 roku

 

Alegoria gwałtów w wojnie 30-letniej

1683, 30.08., inwazja potężnej armii tureckiej na Europę wzbudziła również strach na Śląsku. Choć już oddziały polskiego korpusu króla Jana III Sobieskiego podchodziły pod Wiedeń, dziś dopiero dociera zarządzenie (Intimation) Urzędu Zwierzchniego w sprawie przygotowań obronnych miasta. Nakazuje się w nim „zaopatrzyć kolegiatę na Ostrowie Tumskim w przedpiersie, remontować zawalone mury miejskie, dokończyć rozpoczęte prace fortyfikacyjne”. Ponieważ nakazano formowanie dodatkowych regimentów do dotychczasowego garnizonu przybyli dodatkowi rekruci z regimentu Metternicha, którym wskazano Głogów jako miejsce zbiórki. Jak w takich momentach bywało - zaczął się spór między komendantem a magistratem, ponieważ ten pierwszy chciał zakwaterować rekrutów w domach mieszczan, drugi zaś w starych i nowych barakach by zdjąc ciężar z mieszczan.

Widząc konflikt władzy żołnierze dopuszczali się wkrótce potem różnych swawoli wobec cywilnej ludności. Wymuszali u bram na kupcach jarmarcznych różne nienależne daniny, oficerowie samowolnie polowali na gruntach i polach miejskich z psami i końmi, pułkownik von Berge rozkazał wwieźć do miasta bez uiszczenia cła piwo uwarzone w Wąsoszu  i nie chciał wydać koni zabranych cudzoziemskim uczestnikom jarmarku.

1757, 12.08., kamera wojenna i dominialna poleciła proboszczowi kościoła św. Mikołaja  umieszczenie 1020 ton soli w kościele i okolicznych zabudowaniach. Wielebny Franz Leopold Scholtze (1740-1772) trzy dni później usiłował oprotestować to polecenie. Uzasadniał, ze składowana sól uniemożliwi pochówki w podziemiach zastawiając wejścia do grobowców w podziemiach i zasłoni ołtarze boczne. Odpowiedź urzędu była bezlitosna. Mimo powoływania się na fakt nie zajmowania kościołów w twierdzach Świdnica i Nysa, tu ostrzeżono proboszcza, że świątynia może  być w razie zagrożenia zajęta na potrzeby wojska. Odwołanie do Króla nie pomogło. Pryzmy soli zaległy na kościelnej posadzce nie bez wpływu na materiały budowlane i elementy wystroju wnętrza.

 

1786, 18.08., po południu dotarła do miasta wiadomość, ze w dniu wczorajszym zmarł król Fryderyka II. Zgodnie z poleceniem komendanta twierdzy natychmiast zamknięto bramy miasta zarządzono zbiórkę przebywających w mieście żołnierzy. Na międzywału garnizon złożył przysięgę nowemu królowi Fryderykowi Wilhelmowi II.

1813, sierpień, w obliczu zbliżającego się końca rozejmu, trwają gorączkowe przygotowania twierdzy do obrony. Przywracana jest zdolność bojowa urządzeń fortecznych, gromadzone zapasy żywności i broni. W przerwie miedzy oblężeniami przybyły dodatkowe 2 działa 6-funtowe, 2 haubice, 4 moździerze (z 14 vorrathslaffeten). Dostarczono prochu do 230000 funtów, 78 700 kul, 15000 granatów, a w saskim parku było gotowych 28 wozów amunicyjnych. Uzupełniano również załogę. Do 17 sierpnia znalazły się za murami główne siły batalionów 151 liniowego pułku piechoty. Razem stanowiło to więc ok. 2 5000 oficerów i żołnierzy. Następnego dnia w jego skład wcielono półbatalion 133 pułku. Kolejnego z kolei dnia został ranny dowódca  tej największej jednostki garnizonowej - pułkownik Jean Pierre Recouvreur

 

Orzeł napoleoński - znak honorowy 151 liniowego pułku piechoty w pełnej gali na czele pułku.

 

1870, 4.08.,  w pierwszych dniach wojny francusko-niemieckiej hekatombę polskiej krwi pod Weissenburgiem złożyły bataliony głogowskiego 59 pułku piechoty. W stacjonujących w Głogowie jednostkach kajzerowskiej armii służyło wielu Polaków, mieszkańców pobliskiej Wielkopolski. 58 pułk piechoty nazywano wręcz popularnie  „Kaczmareks Regiment” a w oficjalnej nazwie miał „3 Poznański”.

Prasa niemiecka i angielska opisując krwawe efekty zmagań na początku wojny, zauważyła, że większość żołnierzy tego pułku jest narodowości polskiej. Do kanonu polskiej literatury trafiła nowelka „Bartek zwycięzca”, którym mógł  być jeden z żołnierzy głogowskiego garnizonu, wielkopolski chłop.

I choć  wśród  spisu poległych pod Weissenburgiem żołnierzy „3 Poznańskiego Pułku Piechoty nr 58”  nie ma żadnego Kaczmarka, to lista polsko brzmiących nazwisk jest imponująca:

             - E.Rudynski, J. Rzepa, L. Brzaska, W. Kurowski, W. Stefaniak,  Janecki, J. Przychodzki, J. Nowak, R. Sukała, J. Nawrocki, J. Liskiewicz, W. Tojek, H. Domagała, A. Dębczynski, A. Jankowiak, I. Nowacki, J. Beczynski, A. Duczyński II, S. Rutkowski, J. Krzymański, W. Kubacki, W. Modrczyk, J. Milajczak, J. Nowaczyk, A. Koszycki, P. Włodarkiewicz, W. Wachowiak, F. Frankowski, J. Stefaniak, A. Przymuszała, A. Wróblewicz, J. Stanisławski, T. Lipczak, J. Filipowski, A. Banorski, M. Wojtkowiak, A. Basiński, A. Napierałą, A. Stachowski, C. Czapraski, W. Maik, W. Nowaczek, Nowak, W. Kończak, J. Skotarczak, J. Konieczny, M. Kuleczka, A. Luczka, C. Stabrowski, W. Kuchna, J. Koreanek, A. Adamczewski, J. Dura, W. Dymek, S. Grześkowiak, W. Janczak, A. Janiszewski, J. Mania, J. Molik, J. Stefaniak, P. Borowski, F. Krzyżan, B. Kmieckowski, L. Gawłowski, M. Pierczynski, I. Przyborowski, W. Utraciak, C. Sierpiński, A. Makowski, M. Kurowski i inni. 

      By uczcić pamięć poległych, na pobojowiskach odsłonięto i poświęcono pomniki. Jeden z nich, w 1910 roku otrzymał swoją kopię w Głogowie. W  rocznicę bitwy, w związku z 50-leciem istnienia 58 pułku, Stowarzyszenie Weteranów i żołnierzy 58 pp postawiło na pofortecznej konstrukcji nieopodal byłej Bramy Wrocławskiej w południowej części miasta, obelisk. Był  on wierną repliką obiektu stojącego od 1872 na polach pod Weissenburgiem.

 

Pomnik żołnierzy 58 poznańskiego pułku piechoty. Z lewej odsłonięty w 1872 r. na polu bitwy pod Weissenburgiem, obok – kopia postawiona na blokhauzie przy ul. Piastowskiej w 1910 r.

1890, 17-22.08., w Głogowie miał przebywać Stanisław Wyspiański (1869 - 1907).

Dwudziestojednoletni, młody a dobrze zapowiadający się artysta wyjeżdża 1 marca tego roku za namową i przy pomocy Tadeusza Stryjeńskiego, a wbrew zdaniu Matejki,  w pierwszą podróż zagraniczną. Wiodła ona przez Wiedeń, Wenecję, Padwę, Weronę, Mantuę, Mediolan, Bazyleę, Como, Lucernę aż do Paryża. Wyspiański przybył tam wkrótce po 24. kwietnia i pozostał w stolicy Francji przez 6 tygodni. Droga powrotna prowadziła przez Niemcy, na tej trasie miał się tez znajdować ówczesny Glogau.

Czy 17 sierpnia recepcjonista głogowskiego hotelu „Pod Koroną” wpisał do księgi gości młodzieńca  „aus Krakau”? Czy w czasie pobytu artysta utrwalił w swoim szkicowniku głogowskie zabytki, mające też polskie korzenie?. Jerzy Piotr Majchrzak w swojej barwnej opowieści - gawędzie odpowiada na te pytana twierdząco. Ale Wehikuł poszukując potwierdzenia a przede wszystkim szkiców, trafił do krakowskiego Muzeum Narodowego. Uprzejma pani Kustosz nie znalazła do dziś wzmianki  o pobycie Wyspiańskiego w Głogowie. Ale takiego wariantu trasy powrotnej nie wyklucza. Natomiast uważa, ze nierealny jest „zakres czasowy, bowiem zadatowane szkicowniki Wyspiańskiego poświadczają, że jeszcze 18 sierpnia był w Pradze, 24 w Dreźnie, zaś dopiero 29 sierpnia przybył do Legnicy, by następnego dnia udać się do Poznania, gdzie przebywał (co też poświadczają rysunki) między 30 VIII a 4 IX 1890 roku.” 

O wynikach dalszych poszukiwań Wehikuł będzie informował.

1944, 27.08., 9 letnia Jadzia Modrakowska wraz z bratem, mamą i stryjem wchodzą do restauracji „Piwnica Ratuszowa” w Rynku. W salach było już wtedy pustawo. Ostatni dzierżawca lokalu, Artur Kliche, był wcześniej starszym kelnerem u poprzedniego szefa, Hermanna Wielanda. Dziś oferuje jeszcze wykwintne posiłki. Napoje i dania z karty były jeszcze w dobrym wyborze, te ostatnie, jak gdzie indziej,  na kartki żywnościowe. Po 66 latach pani Jadwiga Modrakowska złożyła w TZG swoje wspomnienia. Trafiła do Głogowa wraz z mamą i młodszym bratem - zostali aresztowani tuż po wybuchu Powstania Warszawskiego i wywiezieni do obozu w Głogowie. Tu, poniewieranych odnalazł  Kurt Schwarzbach, przyrodni brat jej ojca. Mieszkał we Wrocławiu, z którego przyjechał na wieść o kłopotach rodziny w Głogowie. Zabrał ich na obiad – „Przeraził się widząc warunki w jakich mieszkaliśmy.” A w lokalu wszystko dzieci ciekawiło. Widziały różnicę między ubiorem nielicznych gości a nędzą swojego. Jednonogi kelner nie wszystko wyciął z karki i na dodatek zapakował gratis nieco słodyczy.

            Interwencja stryja okazała się skuteczna, rodzinę zwolniono z obozu i matce zezwolono na pracę we Wrocławiu.

1945,  l4.08., inżynier Władysław Gadus, który niedawno, bo w maju przyjechał z Kresów, przejął port rzeczny z rak komendantury wojennej. Zniszczony i ogołocony ze sprzętu teren w dalszym ciągu jednak będzie traktowany przez sowieckich marynarzy z pobliskiej Nowej Soli jak rezerwuar części zamiennych. Nie mniej jednak powstaje w mieście placówka państwowej służby wodnej. Stojący na jej czele inż. Gadus pozostanie w Głogowie do śmierci w 2000 roku.

 

Inż. Władysław Gadus na nadodrzańskim gruzowisku 

 

1946, 21.08., w Rejonowej Komisji Uzupełnień Głogów z siedzibą w Nowej Soli odbył się pobór rocznika 1925. Z terenu powiatu głogowskiego podlegało mu 155 młodych ludzi. Przed Komisją stanęło 145 mężczyzn,  10 było nieusprawiedliwionych.. O godz. 15,30 do siedziby komisji przybył gen. dyw. Stanisław Popławski, ówczesny Dowódca Okręgu Wojskowego Śląsk (późniejszego Okręgu Wojskowego nr IV i od  1953 r., Śląskiego Okręgu Wojskowego. W czasie wojny gen. Popławski był dowódca I Armii Wojska Polskiego. Jego pobyt na terenie powiatu traktowany był również jako wizyta dowódcy frontowego u swoich żołnierzy.

 

W trakcie podróży po  Popławski służbowych generał Popławski nie stronił od populistycznych gestów. Podpis pod tym zdjęciem z 1946 roku mówił, ze generał „używa kosy nie gorzej niż miecza”. Tu również z papierosem w ustach.


1947, sierpień,  Państwowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP) w Głogowie zwraca się z prośbą do głogowskiego Starostwa „o wydanie polecenia burmistrzom, wójtom i sołtysom przeprowadzenia i prowadzenia ścisłej ewidencji ludności niemieckiej oraz ludności z akcji „W" według następujących rubryk: lp, nazwisko i imię, data ur., skąd przybył, adres zam., uwagi oraz przesyłanie raportów odnośnie przebywania w/w i 15 każdego miesiąca do Starostwa Powiatowego". Według Urzędu zarządzenie to miało zapobiec samowolnemu oddalaniu się ludności z akcji „W" na tereny innych powiatów. W wypadku ujawnienia takiego oddalenia się przesiedleńców miały być wobec nich wyciągnięte ostre konsekwencje. Jak pisze badacz dziejów Łemków, w odpowiedzi władzom PUBP starosta informował, iż „ewidencję i kontrolę ruchu ludności na terenie Rzeczypospolitej reguluje wyczerpująco rozporządzenie z dnia 16.3.28 /Dz.U.R.P. nr 32 poz. 309/. Wszelkie zmiany w tych przepisach mogą odbywać się jedynie za zgodą władz przełożonych". Wobec tego postulował, aby zwrócić się za pośrednictwem Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (WUBP) do Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu z wnioskiem o wydanie odpowiedniego polecenia na prowadzenie specjalnej ewidencji ludności niemieckiej i ukraińskiej z akcji „W". Było wtedy w powiecie głogowskim ok. 1100 obywateli narodowości ukraińskiej.

1972, 22.08., rozpoczęto budowę Osiedla “Chrobry”. Skomplikowało to w pierwszej chwili komunikację mieszkańców południowej części miasta z okolicami dworca kolejowego i Alei Wolności. Została zamknięta tzw. „Czarna Droga” wijąca się przez wielki kompleks ogródków działkowych. Dziś na jej miejscu znajduje się część chodnika biegnącego od ul. Gustawa Morcinka do obecnego „Zielonego Rynku”. Wtedy ul. Słowiańska była wylotową w kierunku Brzostowa, a za nią do koszar, znajdowały się wśród kasztanów baraki warsztatów mechanicznych Zespołu Szkól Zawodowych. Tu zacznie się niebawem wyłaniać nowoczesna dzielnica mieszkaniowa. Zmieni się miejski układ komunikacyjny. Powstanie  ulica Wojska Polskiego i zostanie zamknięta ul. Słowiańska.

 

W zimowym pejzażu byłych ogródków działkowych trwa budowa pierwszych bloków osiedla „Chrobry”. W głębi nieistniejący już budynek mieszkalny miedzy obecnym Bankiem a kominami nieistniejącej też już ciepłowni. Wieżowce przy ul. Daszyńskiego w budowie … a z lewej niepozorne kominy piekarni i masarni PSS.



Wykonanie: ŁUKASZ JEDYNAK FOTOGRAFIKA