1290, 16.07., dziś,
najprawdopodobniej już w Głogowie, książę głogowski Henryk III nadaje
swojemu miastu wsie Brzostów, Ruszowice i Jaczów. Niestety nie zachował się
oryginał dokumentu, który był przechowywany w głogowskim archiwum
miejskim.
Henryk
III do niedawna jeszcze przebywał
we Wrocławiu próbując przejąć nadane testamentem księstwo. Pozostał tam
po czerwcowym pogrzebie swojego dobroczyńcy Henryka Probusa. Mieszkał w
zamku książęcym na Ostrowie Tumskim, w sąsiedztwie biskupa wrocławskiego.
Uczestniczy w pracach sadowych rozstrzygających lokalne spory. Według
historyków ok. połowy miesiąca nastąpiło zerwanie poprawnych dotąd
stosunków z mieszczanami wrocławskimi. Miasto
postawiło na księcia legnickiego, Henryka Grubego. Ten ostatni wkroczył do
opuszczonego przez Henryka III Wrocławia i już 22 lipca potwierdził mu
wszystkie dotychczasowe przywileje.

Pieczęć
Henryka III.
1488, 13.07.,
rozpoczęła podróż ze Świdnicy pod głogowskie umocnienia potężna
armata. Działo to o oryginalnej nazwie "Świnia",
dało się już w 1468 poznać przy obleganiu Bolkowa. Ważyło ok. 8,5
tony, kula miała ciężar 168 kg a ładunek prochu ok. 53 kg [wg miary średniowiecznych
- 5 kamieni (5x10,4 kg)]. Wszystkie dane w kilogramach, bo już przeliczone
przez prof. Mateusza Golińskiego na nasze – współczesne.
Kaliber
tego kolosa to 503 mm czyli było ponad dwukrotnie większe od „atomówki”,
której 8 egzemplarzy drzemało w głogowskich garażach w końcu XX wieku.
Samobieżna armata Pion (Piwonia) 2S7 miała kaliber 203,2 mm, potrzebowałaby
jednak znacznie mniej czasu na pokonanie tej trasy i zasięg miała znacznie
większy bo doniosłaby swój pocisk do Nowej Soli, czy na przedmieścia
Lubina. Mogła razić cele
(niestety, też taktycznymi ładunkami jądrowymi) posyłając 110 kg pociski
na odległość ponad 37 500 m w tempie 2 strzałów na minutę.
Ciągnięta przez 32 konie „Świnia”, zmierzała powoli ku
obleganej przez oddziały „Czarnej Armii” [Fekete Sereg] Macieja
Korwina, nadodrzańskiej twierdzy. Mimo doświadczenia najemników miasto
trzymało się nieźle…

Pawęż
ze znakiem Macieja Korwina. Wysokość 115 cm., szer. 62 cm, waga ok. 14 kg.
1632, 29.07., pod wały i
mury podeszły oddziały protestanckie pod wodza saskiego generała, późniejszego
marszałka, Johanna von Arnima, dotąd leżące w okolicach Żagania i
Hoyerswerdy. Niespodziewanie pojawiły się też pod murami twierdzy oddziały
brandenburskie i szwedzkie. A za murami znajdowało się prawie 1600 obrońców
zakwaterowanych u głogowskich mieszczan. W domach mieszkało nawet do 30 żołnierzy.
Rozkładające się na podejściach do twierdzy oddziały szykowały się do
regularnego oblężenia.

Generał
Georg Arnheim, głównodowodzący kontyngentem sasko-brandenburskim, który
zdobył twierdzę.
1742,
9.07., przyjechał do
twierdzy król pruski Fryderyk II. Nie ma informacji, że wtedy już narzekał
na podagrę, którą później wielokrotnie w Głogowie też leczył. Należy
więc domniemywać, że spędzony tu czas poświęcił też nowej zdobyczy jaką
stała się nadodrzańska forteca. A przebywał tu cały dzień i dwie noce, do 11 lipca. Po wyjeździe króla
do Frankfurtu nad Odrą, (może na jego wniosek),
podjęto zmiany w nazewnictwie ulicy i Bramy Brzostowskiej. Nadano im
nazwy Pruskich. Bramy Brzostowskiej już niema ale jest ulica o takiej nazwie.
Natomiast dawna ulica Pruska to dzisiejsza Grodzka.
1849, 1.07., zmarł
niespodziewanie dr Gustaw Bail, lekarz miejski, aktywny również na innych
polach działalności społecznej. Od kilkunastu dni trwa na ziemi głogowskiej
walka z kolejną falą groźnej wtedy choroby jaką była cholera.
Ta
jedna z chorób brudnych rąk jak popularnie się ją nazywa, pojawiła się
znienacka. Wiedziano już wtedy, że jest chorobą o bardzo dużym potencjale
epidemicznym. Dlatego też najważniejszym celem ochronnym była izolacja
chorych i niedopuszczenie do rozprzestrzenienia się bakterii. Miasto więc za
kwotę 3500 talarów zakupiło posesję na cmentarzu na Ostrowie Tumskim, na
której wybudowany został lazaret cholery. Jednak epidemia jak się pojawiła
tak wygasła. Postawiony obiekt był niewykorzystany więc przeznaczono go na
sierociniec, funkcjonujący przez wiele lat.
W
Głogowie zanotowano w tym okresie 105 wypadków śmiertelnych, jednym z nich
była właśnie śmierć społecznika i medyka, doktora Baila. A w okolicznych
miejscowościach jak Przedmoście i Żukowice, zmarło po 100 osób czyli
choroba zdziesiątkowała mieszkańców. W innych miejscowościach takich jak:
Pruszyce, Retków, Stara Rzeka, Wysoka Cerkiew i Ruszowice wystąpiły
pojedyncze wypadki.
1866,
17.07., jeszcze w trakcie
wojny toczącej się na terenie niedalekich Czech do twierdzy docierają
kolumny jeńców wojennych. Przybywają po kolejnych
przegranych przez wojska austrowęgierskie bitwach: pod Nachodem
i Trautenau (27 czerwca), pod Skalicami (28 czerwca) i pod Sadową (3 lipca).
Dziś
gazety poznańskie i wrocławskie donoszą z Głogowa o zachowaniu jeńców
armii austrowęgierskiej.
Odmówili
oni ciężkiej pracy przy umocnieniach.
„Kiedy
komendant austriackich jeńców wojennych nakazał im wczoraj odmeldować się
do pracy, więźniowie odmówili posłuszeństwa. Od razu na wałach pojawił
się komendant twierdzy płk Wollenhaupt wraz z oddziałami żołnierzy i na
oczach więźniów wydał rozkaz strażnikom i swoim żołnierzom
zarepetowania broni. Na jego wniosek wystąpili przywódcy buntu i
przedstawili głośno swoje oczekiwania. Wg nich cesarz zabronił im,
przypadku popadnięcia w niewolę, pracy przy kopaniu okopów i innych urządzeniach
wojennych. Poskromiono więc dwóch prowodyrów, aresztując i umieszczając w
areszcie. Natomiast komendant twierdzy zagroził pozostałym, że w przypadku
dalszego odmawiania pracy rozstrzela co dziesiątego jeńca.
Determinacja obersta Wollenhaupta
uspokoiła ludzi i powrócili do
swoich zajęć."
To
był jeszcze czas przed napisaniem i przyjęciem przez wiele państw konwencji
o traktowaniu jeńców wojennych. Na razie w 1864 na skutek starań H. Dunanta
przyjęto konwencje o rannych i znaku czerwonego krzyża. Konwencja dotycząca praw i zwyczajów wojny lądowej, tzw IV konwencja haska powstała
dopiero w 1907 roku.
Ale
jeszcze w tym miesiącu, 26 lipca, podpisano preliminaria pokojowe, a
ostateczny traktat 23 sierpnia 1866 r. w Pradze. Wojna nazywana później
„niemiecka szybko się zakończyła.”

Lato
1866 r., jeńcy wojenni w drodze do miejsc odosobnienia, przejazdem na dworcu
we Wrocławiu.
|
|
1945,
11.07., dzień ponoć zaczynał się
jak to w lipcu bywa. Niebo było bezchmurne, temperatura się podnosiła, wiał
lekki wiaterek, kiedy w Kotli, z budynku posterunku Milicji Obywatelskiej we
wczesnych godzinach porannych wyszli Komendant Powiatowy Milicji Obywatelskiej
Władysław Osina-Palko i jego gospodarz – Józef Krościk.
Wybierali się do pobliskiego gospodarstwa milicyjnego. Zaraz też natknęli
się na „10 robotników kolejowych którzy rowerami jechali po tretuarze”
jak opisywał później zdarzenie Józef Krościk. Osina, zatrzymując
rowerzystów zwrócił mu uwagę na nieprzestrzeganie zasad ruchu i źle
utrzymywany porządek na terenie gminy: „ponieważ ludzie jeżdżą chodnikami, to znaczy wbrew przepisom o ruchu
drogowym”. Odesłali tych ludzi na posterunek do dalszego wyjaśnienia.
Po powrocie Osina zaczął na nich krzyczeć. Dwóch kolejarzy się obruszyło
i zażądało zwolnienia. Zostali pobici, według świadków „trzciną, którą zawsze za sobą
nosił. Bił ich dość silnie gdzie mu się udało …”. Po
tym „przesłuchaniu” zwolnił ich wszystkich i udał się do Sławy.
Kiedy
kolejarze wracali, tuż przed miasteczkiem, na poboczu natknęli się na
spacerującego poboczem komendanta. Jeden z nich, Wański, się
go zapytał dlaczego ich pobił. Osina miał chwycić za pistolet ale
kolejarze go obezwładnili, jednak nie pobili, nie mieli też broni palnej.
Chwilę
później nadbiegli powiadomieni przez towarzyszkę Osiny milicjanci.
Aresztowano 4 kolejarzy – „kilkunastu milicjantów zawiodło
aresztowanych do komendy”. Wśród nich byli szczególnie
aktywni w sporze z komendantem, Wański Mieczysław i Maćkowski Stanisław. Ci już na samym początku zostali dotkliwie pobici. Od
tego momentu zaczęła się miesięczna gehenna zatrzymanych.
W
sprawie aresztowanych odbywała się procesja proszących o ułaskawienie. Dwóch
z nich po pewnym czasie zwolniono. Świadek zeznał, że jego ojciec wręczył
komendantowi sowitą łapówkę. Natomiast Wański i Maćkowski maltretowani
psychicznie i fizycznie trwali w sławskim areszcie milicyjnym. W ich obronie
miał stanąć też komendant posterunku w Sławie, Józef Włodarczyk. Nie
pozwolił na wyprowadzenie aresztantów z budynku. Wtedy pokazał tez swoje
oblicze ppor. Osina-Palko – „…
wyciągnął pistolet i zwrócił się
z nim do mnie, no to ja również sięgnąłem po pistolet i milicjant Łabud,
który był ze mną też to samo uczynił ale do wymiany strzałów nie doszło.”
Najgorsze
dla uwięzionych miało dopiero przyjść…

Posterunek
w Kotli [fot. z 1998 r., Sławomir Majewski]
1946,
lipiec, dnia 22 tego miesiąca mijała
2 rocznica ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego.
Wehikuł obserwuje jak zapisywali w swoich dokumentach ten fakt ówcześni
notable. Meldował swoim przełożonym komendant powiatowy MO, ppor. Karol
Tabakiernik: „wiece, demonstracje i pochody nie miały miejsca. Władze
administracyjne nie urządzały żadnych zebrań ani odczytów w dniu 22 lipca
rb. t.j. w rocznicę wydania manifestu PKWN-u. Bierność swoją tłomaczyli
opóźnieniem rozkazów które oczekiwane były od wyższych rozkazów”.
Ale by poznać punkt widzenia drugiej strony, zobaczmy co w tym samym
czasie wicestarosta Kazimierz Gliński zanotował w swojej Kronice:
„W
dniu wczorajszym w niektórych miejscowościach powiatu odbyły się lokalne
obchody 2 rocznicy P.K.W.N. W Sławie obchód ten odbędzie się w dniu 28 bm.
w połączeniu ze Świętem Morza, jakie organizuje Liga Morska.”
1947,
lipiec, Ubezpieczalnia Społeczna w Lesznie przedstawiła tymczasową
organizację lecznictwa w powiecie głogowskim. W dwa lata po zakończeniu
wojny na terenie powiatu ordynowało 7 lekarzy, w tym 4 Niemców, którzy za
chwilę opuszczą Polskę:
W
Głogowie Ambulatorium mieściło się przy Szpitalu Powiatowym i codziennie w
godzinach 9-14.00 przyjmowali na zmianę dr Wiesław
Juszkiewicz, Guenther Muller i Karl Barthel.
W
Sławie w przychodni na pl. Daszyńskiego przyjmował
w godz. 9-12 i 14-16, dr Józef
Pluciński.
W
Bytomiu Odrzańskim na ul. Dworcowej w godz. 10-12 i 14-16 (ale z wyjątkiem
wtorków i piątków) przyjmował dr Władysław
Morasiewicz.
W Gaworzycach, codziennie z
wyjątkiem wtorków w godz. 8,30-13 przyjmował dr Kurt
Schindler.
W Grębocicach w godzinach 9-11 i 15-16, dr Walter
Neumeister.
Najbliższa
pomoc dentystyczna znajdowała się we Wschowie, przy Kilińskiego 17 w godz.
9-15, ale jak informowano, w sierpniu lek dent. Larysa Celewicz będzie urlopowana, więc pozostawała podróż do
Leszna.
Pomoc
położniczą na terenie powiatu oferowało 7 pielęgniarek – położnych
w tym trzy niemieckie. Panie położne mieszkały w Krzepowie, Głogowie, Sławie
Bytomiu Odrzańskim i Gaworzycach.
Recepty
realizowane na rachunek Ubezpieczalni Społecznej realizowały 3 apteki w
powiecie (w Głogowie – Apteka Nowa, w Sławie Śląskiej i w Bytomiu
Odrzańskim). Przepisane leki można było również otrzymać w aptekach
Wschowy i Leszna.

Obchód
w głogowskim szpitalu, przy chorej, dr Wiesław Juszkiewicz.
1973,
20.07., zakończono budowę Osiedla “Hutnik”. Właśnie teraz
oddany został do użytku kompleks handlowo – usługowy zwany od
wielkiego neonu jednego ze sklepów “Skarbek”. Przez wiele lat można
było załatwić „na Skarbku” prawie wszystko. Choć i dziś
znajduje się tam poczta, przychodnia, apteka czy restauracje i różne
sklepy, to wśród tych ostatnich wtedy była np. księgarnia. Dziś wyparta
przez sklep meblowy, nie ma też sklepu rybnego (popularnej „Centrali
Rybnej”). I kto jeszcze pamięta klub osiedlowy „Azuryt”? I
to że azuryt to m.in. bardzo atrakcyjny i ceniony kamień ozdobny o
niebieskich kryształach choć rzadko wykorzystywany w jubilerstwie?
Centrum
szczególnie urokliwie wyglądało po zmierzchu. Malał wtedy ruch, zapalały
się latarnie, rzucające ciepłe światło. Podkreślało ono urodę tego
miejsca. Pachniały róże z klombów. Zaglądający z drugiej strony ulicy
Budowlanych Park stwarzał też aurę tajemniczości.
Kilka
lat później „Skarbek” taką lipcową nocą stał się łakomym kąskiem
dla wędrownego włamywacza. Wehikuł powróci w najbliższym czasie do tej
sprawy i zacytuje wspomnienia głogowskiego dzielnicowego oraz przygody śledczych
zasadzających się na gwałciciela z Parku.

Centrum
handlowe „Skarbek”.
|