Wehikuł czasu - lipiec 2012 (rok 4/41)

Sześćdziesiąt jeden lat temu letni spokój sennego miasteczka burzy ruch w stosunkowo najmniej zrujnowanej zachodniej części miasta. Do koszar zaczynają przybywać pierwsi żołnierze. Obok działającej już od roku we własnej choć jeszcze nie docelowej siedzibie Wojskowej Komendy rejonowej pojawiają się jednostki bojowe. Jako jeden z pierwszych, do koszar w końcu lipca przyjeżdża por. Stanisław Gnatek. Ma przydział do 36 batalionu saperów w którym przez najbliższe lata będzie rozminowywał m.in. bliższe i dalsze okolice. 

Powstaje głogowski garnizon. 

W PRL świętem państwowym był dzień 22 lipca. Z tej okazji odbywały się różnorakie uroczyste imprezy, spotkania i festyny. W trakcie wielu z nich otwierano nowo oddawane do użytku obiekty publiczne, szkoły czy fabryki. Wehikuł relacjonował już wielki wiec z okazji uruchomienia Huty Miedzi Głogów w roku 1971, z udziałem ówczesnych najwyższych władz PRL. Ale nie zawsze tak było, bo na początku… 

 

Wehikuł, obok życzeń wszystkiego najlepszego z okazji 35 lecia Miejskiego Ośrodka Kultury, dołącza zaproszenie na spotkanie w nowym wtedy (ale nie pierwszym) przybytku głogowskiej kultury. Trzydzieści pięć lat temu, w wypełnionej po brzegi sali red. Bartosz Janiszewski, korespondent zagraniczny TVP, opowiadał o kulisach ówczesnej polityki międzynarodowej, po których ze swadą się poruszał. 

 


1290, 16.07., dziś, najprawdopodobniej już w Głogowie, książę głogowski Henryk III nadaje swojemu miastu wsie Brzostów, Ruszowice i Jaczów. Niestety nie zachował się oryginał dokumentu, który był przechowywany w głogowskim archiwum miejskim.

Henryk III do niedawna jeszcze  przebywał we Wrocławiu próbując przejąć nadane testamentem księstwo. Pozostał tam po czerwcowym pogrzebie swojego dobroczyńcy Henryka Probusa. Mieszkał w zamku książęcym na Ostrowie Tumskim, w sąsiedztwie biskupa wrocławskiego. Uczestniczy w pracach sadowych rozstrzygających lokalne spory. Według historyków ok. połowy miesiąca nastąpiło zerwanie poprawnych dotąd stosunków z mieszczanami wrocławskimi.  Miasto postawiło na księcia legnickiego, Henryka Grubego. Ten ostatni wkroczył do opuszczonego przez Henryka III Wrocławia i już 22 lipca potwierdził mu wszystkie dotychczasowe przywileje.

 

 Pieczęć Henryka III.

1488, 13.07., rozpoczęła podróż ze Świdnicy pod głogowskie umocnienia potężna armata. Działo to o oryginalnej nazwie "Świnia", dało się już w 1468 poznać przy obleganiu Bolkowa. Ważyło ok. 8,5 tony, kula miała ciężar 168 kg a ładunek prochu ok. 53 kg [wg miary średniowiecznych - 5 kamieni (5x10,4 kg)]. Wszystkie dane w kilogramach, bo już przeliczone przez prof. Mateusza Golińskiego na nasze – współczesne.

Kaliber tego kolosa to 503 mm czyli było ponad dwukrotnie większe od „atomówki”, której 8 egzemplarzy drzemało w głogowskich garażach w końcu XX wieku. Samobieżna armata Pion (Piwonia) 2S7 miała kaliber 203,2 mm, potrzebowałaby jednak znacznie mniej czasu na pokonanie tej trasy i zasięg miała znacznie większy bo doniosłaby swój pocisk do Nowej Soli, czy na przedmieścia Lubina. Mogła razić cele (niestety, też taktycznymi ładunkami jądrowymi) posyłając 110 kg pociski na odległość ponad 37 500 m w tempie 2 strzałów na minutę.

         Ciągnięta przez 32 konie „Świnia”, zmierzała powoli ku obleganej przez oddziały „Czarnej Armii” [Fekete Sereg] Macieja Korwina, nadodrzańskiej twierdzy. Mimo doświadczenia najemników miasto trzymało się nieźle… 

 

Pawęż ze znakiem Macieja Korwina. Wysokość 115 cm., szer. 62 cm, waga ok. 14 kg.

1632, 29.07., pod wały i mury podeszły oddziały protestanckie pod wodza saskiego generała, późniejszego marszałka, Johanna von Arnima, dotąd leżące w okolicach Żagania i Hoyerswerdy. Niespodziewanie pojawiły się też pod murami twierdzy oddziały brandenburskie i szwedzkie. A za murami znajdowało się prawie 1600 obrońców zakwaterowanych u głogowskich mieszczan. W domach mieszkało nawet do 30 żołnierzy. Rozkładające się na podejściach do twierdzy oddziały szykowały się do regularnego oblężenia.

 

Generał Georg Arnheim, głównodowodzący kontyngentem sasko-brandenburskim, który zdobył twierdzę.

 

1742, 9.07., przyjechał do twierdzy król pruski Fryderyk II. Nie ma informacji, że wtedy już narzekał na podagrę, którą później wielokrotnie w Głogowie też leczył. Należy więc domniemywać, że spędzony tu czas poświęcił też nowej zdobyczy jaką stała się nadodrzańska forteca. A przebywał tu cały dzień i dwie noce, do 11 lipca. Po wyjeździe króla do Frankfurtu nad Odrą, (może na jego wniosek),  podjęto zmiany w nazewnictwie ulicy i Bramy Brzostowskiej. Nadano im nazwy Pruskich. Bramy Brzostowskiej już niema ale jest ulica o takiej nazwie. Natomiast dawna ulica Pruska to dzisiejsza Grodzka.  

 

1849, 1.07., zmarł niespodziewanie dr Gustaw Bail, lekarz miejski, aktywny również na innych polach działalności społecznej. Od kilkunastu dni trwa na ziemi głogowskiej walka z kolejną falą groźnej wtedy choroby jaką była cholera. 

Ta jedna z chorób brudnych rąk jak popularnie się ją nazywa, pojawiła się znienacka. Wiedziano już wtedy, że jest chorobą o bardzo dużym potencjale epidemicznym. Dlatego też najważniejszym celem ochronnym była izolacja chorych i niedopuszczenie do rozprzestrzenienia się bakterii. Miasto więc za kwotę 3500 talarów zakupiło posesję na cmentarzu na Ostrowie Tumskim, na której wybudowany został lazaret cholery. Jednak epidemia jak się pojawiła tak wygasła. Postawiony obiekt był niewykorzystany więc przeznaczono go na sierociniec, funkcjonujący przez wiele lat. 

W Głogowie zanotowano w tym okresie 105 wypadków śmiertelnych, jednym z nich była właśnie śmierć społecznika i medyka, doktora Baila. A w okolicznych miejscowościach jak Przedmoście i Żukowice, zmarło po 100 osób czyli choroba zdziesiątkowała mieszkańców. W innych miejscowościach takich jak: Pruszyce, Retków, Stara Rzeka, Wysoka Cerkiew i Ruszowice wystąpiły pojedyncze wypadki. 

1866, 17.07.,  jeszcze w trakcie wojny toczącej się na terenie niedalekich Czech do twierdzy docierają kolumny jeńców wojennych. Przybywają po  kolejnych przegranych przez wojska austrowęgierskie bitwach: pod Nachodem i Trautenau (27 czerwca), pod Skalicami (28 czerwca) i pod Sadową (3 lipca).

Dziś gazety poznańskie i wrocławskie donoszą z Głogowa o zachowaniu jeńców armii austrowęgierskiej. 

Odmówili oni ciężkiej pracy przy umocnieniach.

Kiedy komendant austriackich jeńców wojennych nakazał im wczoraj odmeldować się do pracy, więźniowie odmówili posłuszeństwa. Od razu na wałach pojawił się komendant twierdzy płk Wollenhaupt wraz z oddziałami żołnierzy i na oczach więźniów wydał rozkaz strażnikom i swoim żołnierzom zarepetowania broni. Na jego wniosek wystąpili przywódcy buntu i przedstawili głośno swoje oczekiwania. Wg nich cesarz zabronił im, przypadku popadnięcia w niewolę, pracy przy kopaniu okopów i innych urządzeniach wojennych. Poskromiono więc dwóch prowodyrów, aresztując i umieszczając w areszcie. Natomiast komendant twierdzy zagroził pozostałym, że w przypadku dalszego odmawiania pracy rozstrzela co dziesiątego jeńca.

Determinacja obersta Wollenhaupta uspokoiła  ludzi i powrócili do swoich zajęć."

To był jeszcze czas przed napisaniem i przyjęciem przez wiele państw konwencji o traktowaniu jeńców wojennych. Na razie w 1864 na skutek starań H. Dunanta przyjęto konwencje o rannych i znaku czerwonego krzyża. Konwencja dotycząca praw i zwyczajów wojny lądowej, tzw IV konwencja haska powstała dopiero w 1907 roku.

Ale jeszcze w tym miesiącu, 26 lipca, podpisano preliminaria pokojowe, a ostateczny traktat 23 sierpnia 1866 r. w Pradze. Wojna nazywana później „niemiecka szybko się zakończyła.”

 

Lato 1866 r., jeńcy wojenni w drodze do miejsc odosobnienia, przejazdem na dworcu we Wrocławiu.

1945, 11.07., dzień ponoć zaczynał się jak to w lipcu bywa. Niebo było bezchmurne, temperatura się podnosiła, wiał lekki wiaterek, kiedy w Kotli, z budynku posterunku Milicji Obywatelskiej we wczesnych godzinach porannych wyszli Komendant Powiatowy Milicji Obywatelskiej Władysław Osina-Palko i jego gospodarz – Józef Krościk. Wybierali się do pobliskiego gospodarstwa milicyjnego. Zaraz też natknęli się na „10 robotników kolejowych którzy rowerami jechali po tretuarzejak opisywał później zdarzenie Józef Krościk. Osina, zatrzymując rowerzystów zwrócił mu uwagę na nieprzestrzeganie zasad ruchu i źle utrzymywany porządek na terenie gminy: „ponieważ ludzie jeżdżą chodnikami, to znaczy wbrew przepisom o ruchu drogowym”. Odesłali tych ludzi na posterunek do dalszego wyjaśnienia. Po powrocie Osina zaczął na nich krzyczeć. Dwóch kolejarzy się obruszyło i zażądało zwolnienia. Zostali pobici, według świadków „trzciną, którą zawsze za sobą nosił. Bił ich dość silnie gdzie mu się udało …”. Po tym „przesłuchaniu” zwolnił ich wszystkich i udał się do Sławy.

Kiedy kolejarze wracali, tuż przed miasteczkiem, na poboczu natknęli się na spacerującego poboczem komendanta. Jeden z nich, Wański,  się go zapytał dlaczego ich pobił. Osina miał chwycić za pistolet ale kolejarze go obezwładnili, jednak nie pobili, nie mieli też broni palnej.

Chwilę później nadbiegli powiadomieni przez towarzyszkę Osiny milicjanci. Aresztowano 4 kolejarzy – „kilkunastu milicjantów zawiodło aresztowanych do komendy”. Wśród nich byli szczególnie aktywni w sporze z komendantem, Wański Mieczysław i Maćkowski Stanisław. Ci już na samym początku zostali dotkliwie pobici. Od tego momentu zaczęła się miesięczna gehenna zatrzymanych.

W sprawie aresztowanych odbywała się procesja proszących o ułaskawienie. Dwóch z nich po pewnym czasie zwolniono. Świadek zeznał, że jego ojciec wręczył komendantowi sowitą łapówkę. Natomiast Wański i Maćkowski maltretowani psychicznie i fizycznie trwali w sławskim areszcie milicyjnym. W ich obronie miał stanąć też komendant posterunku w Sławie, Józef Włodarczyk. Nie pozwolił na wyprowadzenie aresztantów z budynku. Wtedy pokazał tez swoje oblicze ppor. Osina-Palko – „… wyciągnął pistolet i zwrócił się z nim do mnie, no to ja również sięgnąłem po pistolet i milicjant Łabud, który był ze mną też to samo uczynił ale do wymiany strzałów nie doszło.”

Najgorsze dla uwięzionych miało dopiero przyjść…

 

Posterunek w Kotli [fot. z 1998 r., Sławomir Majewski]

 

1946, lipiec, dnia 22 tego miesiąca mijała 2 rocznica ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego. Wehikuł obserwuje jak zapisywali w swoich dokumentach ten fakt ówcześni notable. Meldował swoim przełożonym komendant powiatowy MO, ppor. Karol Tabakiernik: „wiece, demonstracje i pochody nie miały miejsca. Władze administracyjne nie urządzały żadnych zebrań ani odczytów w dniu 22 lipca rb. t.j. w rocznicę wydania manifestu PKWN-u. Bierność swoją tłomaczyli opóźnieniem rozkazów które oczekiwane były od wyższych rozkazów”.

         Ale by poznać punkt widzenia drugiej strony, zobaczmy co w tym samym czasie wicestarosta Kazimierz Gliński zanotował w swojej Kronice:

 W dniu wczorajszym w niektórych miejscowościach powiatu odbyły się lokalne obchody 2 rocznicy P.K.W.N. W Sławie obchód ten odbędzie się w dniu 28 bm. w połączeniu ze Świętem Morza, jakie organizuje Liga Morska.”

 

1947, lipiec, Ubezpieczalnia Społeczna w Lesznie przedstawiła tymczasową organizację lecznictwa w powiecie głogowskim. W dwa lata po zakończeniu wojny na terenie powiatu ordynowało 7 lekarzy, w tym 4 Niemców, którzy za chwilę opuszczą Polskę:

 

W Głogowie Ambulatorium mieściło się przy Szpitalu Powiatowym i codziennie w godzinach 9-14.00 przyjmowali na zmianę dr Wiesław Juszkiewicz, Guenther Muller i Karl Barthel.

W Sławie w przychodni na pl. Daszyńskiego przyjmował  w godz. 9-12 i 14-16, dr Józef Pluciński.

W Bytomiu Odrzańskim na ul. Dworcowej w godz. 10-12 i 14-16 (ale z wyjątkiem wtorków i piątków) przyjmował dr Władysław Morasiewicz.

          W Gaworzycach, codziennie z wyjątkiem wtorków w godz. 8,30-13 przyjmował dr Kurt Schindler.

         W Grębocicach w godzinach 9-11 i 15-16, dr Walter Neumeister.

Najbliższa pomoc dentystyczna znajdowała się we Wschowie, przy Kilińskiego 17 w godz. 9-15, ale jak informowano, w sierpniu lek dent. Larysa Celewicz będzie urlopowana, więc pozostawała podróż do Leszna.

Pomoc położniczą na terenie powiatu oferowało 7 pielęgniarek – położnych w tym trzy niemieckie. Panie położne mieszkały w Krzepowie, Głogowie, Sławie Bytomiu Odrzańskim i Gaworzycach.

Recepty realizowane na rachunek Ubezpieczalni Społecznej realizowały 3 apteki w powiecie (w Głogowie – Apteka Nowa, w Sławie Śląskiej i w Bytomiu Odrzańskim). Przepisane leki można było również otrzymać w aptekach Wschowy i Leszna.

 

Obchód w głogowskim szpitalu, przy chorej, dr Wiesław Juszkiewicz.

 

1973, 20.07., zakończono budowę Osiedla “Hutnik”. Właśnie teraz oddany został do użytku kompleks handlowo – usługowy zwany od wielkiego neonu jednego ze sklepów “Skarbek”. Przez wiele lat można było załatwić „na Skarbku” prawie wszystko. Choć i dziś znajduje się tam poczta, przychodnia, apteka czy restauracje i różne sklepy, to wśród tych ostatnich wtedy była np. księgarnia. Dziś wyparta przez sklep meblowy, nie ma też sklepu rybnego (popularnej „Centrali Rybnej”). I kto jeszcze pamięta klub osiedlowy „Azuryt”? I to że azuryt to m.in. bardzo atrakcyjny i ceniony kamień ozdobny o niebieskich kryształach choć rzadko wykorzystywany w jubilerstwie? 

Centrum szczególnie urokliwie wyglądało po zmierzchu. Malał wtedy ruch, zapalały się latarnie, rzucające ciepłe światło. Podkreślało ono urodę tego miejsca. Pachniały róże z klombów. Zaglądający z drugiej strony ulicy Budowlanych Park stwarzał też aurę tajemniczości. 

Kilka lat później „Skarbek” taką lipcową nocą stał się łakomym kąskiem dla wędrownego włamywacza. Wehikuł powróci w najbliższym czasie do tej sprawy i zacytuje wspomnienia głogowskiego dzielnicowego oraz przygody śledczych zasadzających się na gwałciciela z Parku.

 

Centrum handlowe „Skarbek”.




Wykonanie: ŁUKASZ JEDYNAK FOTOGRAFIKA