Listopad
1219,
21.11.,
w dziś datowanym dokumencie pojednawczym benedyktynów i premonstratensów (norbertanów)
wymienione jest po raz pierwszy imię głogowskiego
archiprezbitera
i proboszcza. Był nim kanonik Artmodus (Hartmut).
Nieznana jest jego rola w
rozwiązywaniu sporu między dwoma prężnie działającymi zakonami, ale świadectwo,
które dał na tym dokumencie zapewniło mu miejsce w historii miasta.
1460,
29.11.,
stosunki polsko-czeskie nabierają dziś szczególnego wymiaru.
Posłowie czeskiego króla Jerzego z
Podiebradów i polskiego – Kazimierza Jagiellończyka podpisują umowę w której „dwie
strony zobowiązują się żyć z przyjaźni i nie zawierać z nikim sojuszów czy
porozumień skierowanych przeciw drugiemu sygnatariuszowi układu, a wręcz
odwrotnie, mają starać się wedle „ich najwyższej możności” popierać wzajemne swe
dobro i cześć”. Wśród 9 zasadniczych
punktów dokumentu znajduje się ogłoszenie, że wiosną 1462 roku
królowie
zjadą się osobiście w Głogowie a ewentualny następny zjazd obu władców winien
się odbyć w Polsce. Tam również miałaby zostać również załatwiona
sprawa
zamków i twierdz, o których aneksję król czeski oskarża króla polskiego
(Oświęcim, Siewierz, Zator), ma być załatwiona na przyszłym zjeździe głogowskim.
Do spotkania w Głogowie odłożono tez załatwienie kwestii posagu Elżbiety, a
właściwie pretensji polskich do jego części ciążącej na Czechach.
1499, 27.11.,
Władysław Jagiellończyk, król Czech i Węgier
przekazał w Budzie (obecnie Budapeszt) swojemu młodszemu bratu Zygmuntowi władzę
nad księstwem
głogowskim. Udało się bowiem wreszcie uregulować stosunki własnościowe z
poprzednim księciem głogowskim, obecnym królem Polski, również Jagiellończykiem,
Janem Olbrachtem. Książę Zygmunt nie śpieszył się z wyprawą na Śląsk.
Korespondencję z Głogowem prowadził w jego imieniu sekretarz Rafał Leszczyński.
Pierwszą decyzją personalną było zwolnienie namiestnika Olbrachta, Jana
Karnkowskiego. Był on znienawidzony przez mieszczaństwo głogowskie. A następnym
postanowieniem nowy książę mianował na wakujące stanowisko oddanego sobie
Mikołaja Pieska.
1576,
30.11.,
przed chwilą rozpoczęło się w kościele farnym nabożeństwo którym inaugurował
swoją posługę proboszcz głogowski, Kasper
Wunderlich.
Ale atmosfera w mieście nie sprzyjała katolickim uroczystościom. Nagle wtargnęła
do świątyni „grupa
protestanckich pachołków sukienników. Zakłócili Służbę Bożą przez hałas i
śpiewy. Przepędzili katolików i popełniali do następnego rana różnorodne
zuchwałości. Dopiero przez wkroczenie rady miejskiej udało się przywrócić spokój.”
Narastający konflikt religijny o wykorzystanie kościoła podzielił miasto.
Powiększająca się społeczność protestancka dążyła do odzyskania tego co wg niej
było dziełem poprzedników. A proboszcz katolicki został wprowadzony na urząd
przez archidiakona kilka dni później. I w następnym roku skierował list do
swojego biskupa we Wrocławiu w którym opisał dolegliwości trapiące kolonię
katolików szykanowanych przez ewangelików, którym przewodził pastor Joachim
Specht. Wśród problemów i zachowań ideowych i religijnych przeciwników wymieniał
takie:
Założony
przez Spechta cmentarz miał kolidować z katolickim, a ponieważ obydwaj nie
porozumieli się w sprawie terminów pochówków więc „jego
pogrzeby mieszają się podczas pogrzebów katolickich. Przekraczają przez sam
środek katolickich osób noszących żałobę”.
W przyznanych katolikom kościelnych budynkach w dalszym ciągu mieszkają
nieuprawnione osoby. Rada miejska obowiązana dzwonnikowi dostarczać roczne furę
drewna „tak
dużą że muszą ją ciągnąć 4 konie” dostarcza
deputat dzwonnikowi mgra Spechta. Ze skarbca świątyni wzięto dużą monstrancję na
Ratusz. Powszechnie powątpiewa się czy wróci. Dom parafialny i kościół wymagają
napraw, konserwacji i ponownego poświęcenia.
1625,
3.11., w pomieszczeniach klasztoru
dominikańskiego zainaugurowała działalność wolna szkoła jezuitów. W tym też roku
(do 1627) przeorem głogowskich dominikanów był Jan Paweł Czarnkowski. Wg M. R.
Górniaka była to jedna z najciekawszych indywidualności. Ten lektor teologii był
również uznanym pisarzem i komentatorem postępów luteranizmu. To może dzięki
niemu powstała tu ta szkoła.
1741, 8. 11.,
wracając z Wrocławia do Berlina, do Głogowa przyjechał król Fryderyk II. Spędził
tu również następne 2 dni. Nie śpieszył się na urodziny swojej małżonki
Elżbiety Krystyny Braunschweig-Wolfenbüttel-Bevern.

Fryderyk II (rys. późniejszy)
1848, listopad,
W jedna z listopadowych niedziel miał się odbyć się pod Przemkowem festyn
ludowy. Ale obok zwyczajowych zaproszeń pojawiły się też plakaty z rysunkiem
czarnego kota i propozycją by uczestnicy mieli kieszenie pełne kamieni. Narastał
bowiem sprzeciw wobec zachowań urzędników
majętności barona Hansa Benedikta von Block –
Bibrana. Szczególnie znienawidzony był podskarbi Schmidt i inspektor Sannert.
Wieczorem około godziny 20.00 rozpoczęły się na Rynku koło jatek rozruchy.
Później określono je mianem „Przemkowskiej kociej muzyki” („Primkenauer
Katzenmusik”). Może właśnie od tego kota z plakatów.
Na wezwanie arystokraty, którego
domenie niezidentyfikowani wichrzyciele przysporzyli strat, p
do Przemkowa z garnizonu głogowskiego wymaszerowała
kompania wojska. Jej zachowanie z punktu widzenia mieszkańców zapisano
kilkadziesiąt lat później i wyglądało tak:
„Gdy
tylko baron von Block - Bibran z Modły dowiedział się o zamieszkach, wyprosił w
Głogowie wojskową pomoc, która nadeszła po kilku dniach w postaci 70 - 100
żołnierzy. Chociaż ich przybycie nie było zapowiedziane, rozeszła się wiadomość
o zbliżaniu się wojska i wielu Przemkowian zgromadziło się na górze Mhlberg i
obserwowało stamtąd wkraczanie żołnierzy do miasta. Z naładowaną ostrą amunicją
i opuszczoną jak do ataku bronią, pierwszy oddział wkroczył do miasta na Rynek
przed ratusz, w którym właśnie odbywało się posiedzenie rady miejskiej.
Burmistrz Hennig, został sprowadzony na dół przez delegację i pertraktował z
dowódcą nie dochodząc jednak do zgody. Wówczas dowódca także pozostałym
żołnierzom rozkazał załadować broń ostrymi nabojami. To niepotrzebnie surowe
zachowanie się dowódcy bardzo rozjątrzyło tych w gruncie rzeczy pokojowo
usposobionych mieszkańców, którzy nie mieli nic do czynienia z zamieszkami
tamtej listopadowej nocy. Przemkowscy strzelcy także załadowali swoje strzelby i
czekali w swoich domach na to co się wydarzy. Właściciel cegielni Siebel, który
był jednym z radnych miasta, podszedł do dowódcy wojskowego oddziału i spytał
się go, czy weźmie on odpowiedzialność za to, gdy padną strzały. To byłaby
przecież drobnostka, wybić tych kilku żołnierzy. Do rozlewu krwi nie doszło, ale
mieszczanie odmówili przyjęcia żołnierzy na kwatery i dlatego musieli oni
obozować pod gołym niebem na Rynku. Na południowej stronie Rynku poprowadzili
oni rów, przywlekli słomę na legowiska i zapalili w rowie ognisko. Załadowaną
broń ułożono w rzędach w piramidy. Następnego dnia w pobliskim lesie odpalono
broń i w ten sposób rozładowano. Po kilku dniach przyszło jeszcze więcej wojska.
Wojsko to zostało przez mieszczan przyjęte na kwatery, podczas gdy żołnierze,
którzy przybyli najpierw, odmaszerowali z powrotem do Głogowa. Później także
pozostali odeszli i znów miasto wyglądało pokojowo jak dawniej. Przywódcy
nocnych zamieszek zostali surowo ukarani; otrzymali oni kary wieloletniego
więzienia względnie osadzenia w twierdzy głogowskiej”.
Jak to bywa w takich sytuacjach, według ocen świadków, wśród
ukaranych znaleźli się przypadkowi ludzie a z kolei główny winowajca uniknął
kary ratując się ucieczką. Jeszcze przez wiele lat opowiadać się miało o tej
rewolucyjnej nocy w Przemkowie. Aż na pocz. XX wieku wspomnienia te spisano i
opublikowano.

Ewolucja mundurów pruskiej piechoty w II poł. XIW w.,
(wg. R. Knoetla).
|
|
1919,
listopad, na mocy umowy paryskiej, w Głogowie
miało przebywać trzech polskich oficerów łącznikowych. Wehikuł próbuje znaleźć w
Centralnym Archiwum Wojskowym relację z ich pobytu w niemieckim sztabie i
mieście.
1945,
14.11., zastępca
Komendanta Powiatowego Milicji, chor. Tadeusz Kopeć pisze kolejny raport
sytuacyjny. Tym razem za okres 5-15 listopada 1945 r. Chorąży od miesiąca pełni
obowiązki Komendanta Powiatowego po tym jak aresztowano
poprzednika – W. Osina-Palko.
Jak informuje odręczna notatka adresata na pierwszej stronie,
raport oceniony został we Wrocławiu jako
niedostateczny. Zawiera jednak interesujące informacje. Dokument jest
jednocześnie dowodem i świadectwem zachowań i ocen ówczesnej władzy nie do końca
jeszcze wykorzystanych przez historyków. Więc zobaczmy kilka wybranych punktów z
tego dwustronicowego materiału:
„Z
powodu przybycia większej liczby krów na każda gminę pow. Głogów ludność z coraz
większym zaufaniem odnosi się do władz, gdyż widzi, iż wszyscy pracują dla
polepszenia bytu ludności wiejskiej.
Zwrócono się do
partii PPR w sprawie ścisłej współpracy – dotychczas bez rezultatu. Partie na
terenie naszego powiatu nie przejawiają żadnej działalności.
Do PUBP oddano …
dwóch niemców z których jeden miał pistolet automatyczny.
w dniu 13.X.45
pożyczono od Spółdzielni w Sławie 5 tysięcy złotych celem wykupienia surowicy,
ażeby zwalczyć chorobę świń, panująca w majątku milicyjnym.
W czasie patrolu
nocnego milicjant Kucharski postrzelił w majątku milicyjnym Niemkę, która na
wezwanie „stój” zaczęła uciekać. Odwieziono ją do szpitala w stanie lekkim.
Komenda Powiatowa prosi o przesłanie na
wakujące stanowisko Komendanta i kilku zast. pol.-wych. na posterunki”
Zachowana pisownia i słownictwo oryginału

Budynek na sławskim rynku, jedna z
siedzib Komendy MO w Sławie. Przedwojenny obiekt policyjno-administracyjny.
(widok z
2012 r.)
1956,
listopad, w hotelu „Odra” oddano do użytku
Łaźnię Miejską. Jednak warunki w których funkcjonowała – w piwnicy, z
odpychającym stanem higienicznym i odległością od skupisk mieszkańców
spowodowały, że nie cieszyła się popularnością. Inicjatywa dość szybko upadła.
1991,
2.11., 30 minut po północy dyspozytor
głogowskiej straży pożarnej otrzymał zgłoszenie o wybuchu w Cukrowni Głogów. 6
minut później wjeżdżający na teren Cukrowni strażacy, zastają straszną tragedię.
Nastąpiła eksplozja warnika z cukrzycą. Ważący 35 ton warnik i wypełniony 60
tonami cukrzycy przebił dach hali, uniósł się kilkanaście metrów w górę i spadł
100 metrów dalej, obok wartowni. Warnik wbił się na metr w betonowy plac. Gorąca
cukrzyca była wszędzie.
Jak potężna była to eksplozja świadczą słowa świadków
zdarzenia:
„W
nocy obudził mnie huk. Z parapetu zleciały wszystkie kwiaty. Jakiś kawał blachy
wybił mi okno.”
„To
było niesamowite. Obudził mnie wstrząs. Podbiegłam do okna. Otworzyłam je i
wyjrzałam. Z ciemności wyłoniła się kilkumetrowa blacha lecąca wprost na mnie.”
”Przewróciło
mnie. Poczułem gorąco... Nie mogłem zdjąć ubrania. Było sztywne od cukrzycy.
Całe szczęście, że miałem długie włosy, one zatrzymały gorącą ciecz. To jest
moment. Potem już tylko instynktownie chroniłem się przed wrzątkiem.”
„Coś
nas pchnęło, chyba podmuch. Nie mogłam się jednak ruszyć. Melasa zalała mi już
nogi. Nie było gdzie uciekać.”
Na miejscu zginęło 3 pracowników (39,
41, 50 lat), 13 osób odwieziono do szpitala w Głogowie, z czego 1 osoba (60 lat)
zmarła, 3 pracowników w najcięższym stanie, zostało przewiezionych na oddział
oparzeń do szpitala chirurgicznego w Legnicy. Niestety wszyscy zmarli w okresie
6-15 listopada. Bilans
był tragiczny: 7 osób śmiertelnych, 9 osób w stanie cięższym i kilkanaście lżej
poparzonych, w tym osoby niosące pomoc. W akcji ratunkowej brało udział 8
strażaków zawodowej straży pożarnej w Głogowie, 10 strażaków OSP Szczyglice i
OSP Serby, 15 pracowników Cukrowni, Pogotowie Ratunkowe i Policja.

Rozbity warnik. (za: Konkrety)
Tyle Paweł Dziadosz z głogowskiej komendy Straży Pożarnej,
który przekazał Wehikułowi powyższe opracowanie powstałe na podstawie doniesień
prasowych i meldunku Nr 92/706/91 z działań ratownictwa technicznego
znajdującego się w archiwum KP PSP w Głogowie.
Mimo, że to tragiczne wydarzenie doczekało się już licznych
publikacji, brakuje kompetentnego studium, które analizowałoby raporty komisji,
wypowiedzi specjalistów i autorytetów oraz opinie żyjących jeszcze świadków tego
zdarzenia – byłych pracowników Cukrowni. Wojewoda Legnicki inż. Andrzej
Glapiński powołał w dniu 4.11.1991 r. komisję do ustalenia przyczyn katastrofy i
zbiorowego śmiertelnego wypadku przy pracy oraz zniszczenia fabryki. Wypadek
badała też od 5.11.1991 r., komisja rządowa.
I pozostały w pamięci ludzkiej obraz tamtych dni. Jak choćby
ten:
„Rozruch
produktowni po modernizacji był prowadzony w sposób bałaganiarski, nieporadny i
nieskoordynowany -
pisał
Leszek Wochna, kierownik jednego z
działów, w relacji opublikowanej 8 lat później w specjalistycznym piśmie
Bezpieczeństwo Pracy-Nauka i Praktyka (R:1999, nr
10,s. 24-25) -
Zbliżał się dzień Wszystkich Świętych i
niedziela - od 30 października do wypadku produktownia pracowała bez nadzoru
głównego technologa. W dniu 1.11. pracowałem na ranną zmianę a późnym
popołudniem przyszedłem do fabryki... by zobaczyć jak funkcjonuje mój wydział.
Dowiedziałem się, że są kłopoty ze spuszczeniem waru – otwarciem przepustnic”.
Według autora wspomnień prace odbywały się w warunkach znacznego
zagrożenia wypadkiem i w atmosferze zdenerwowania. Kiedy przebywał już w domu,
usłyszał „…huk,
byłem przekonany, że to
wybuch ….”. Autor zadaje pytania
na które nie ma odpowiedzi do dziś.
|