Styczeń
1326, 2.01., dziś
datowany jest dokument, w którym książę głogowski Przemko przekazał i
zatwierdził “swoim
wiernym mieszczanom z Głogowa” kolejne przywileje. Zabezpieczył
im tam “po
wsze czasy” pożytki z wyszynku piwa i wina. Monopol dla miasta
dotyczył w praktyce jego władz. Odtąd każdy, kto chciał się zaopatrzyć
w miłe mu trunki, mógł to uczynić tylko w ratuszowym szynku. Ale też książę
potwierdził miastu dochody z handlu śledziami, solą i kamieniami. Już od
kilku lat miasto posiada prawo składu. Ten dokument młodego władcy jest
kolejnym krokiem w umacnianiu jego pozycji w oporze przeciw zakusom czeskim.

Kazimierz
Stronczyński w swojej bogato ilustrowanej książce „Pomniki książęce
Piastów lenników dawnej Polski” z 1888 r. prezentuje
wizerunek pieczęci z dyplomu wystawionego w 1325 r. w Dzierżoniowie.
Wokół patrzącego w lewo orła śląskiego biegnie napis: + S. DUCIS
PRIMKONIS GLOG.
1487, 11.01., dziś ma się odbyć ślub Salomei córka Jana II z
Albrechtem, wnukiem króla Czech, Jerzego z Podiebradów. Albrecht
(2.08.1468-12.07.1511) był pierworodnym synem Henryka I Starszego, księcia
ziębickiego i margrabianki Urszuli brandenburskiej. Rok później, w trakcie
wesela młodszych braci i księżniczek odbędą się w Głogowie pokładziny
młodej pary. (Wybitny znawca śląskich rodowodów prof. Kazimierz Jasiński
uważa, że miały nastąpić jeszcze rok później, a młoda pani miała
przebywać u matki na dworze w Świebodzinie). Książę Albrecht nie angażował
się w głogowskie sprawy Jana II tak jak jego młodsi bracia Jerzy i Karol.
Albrecht
przedmiotem wielkiej polityki stał się już jako czterolatek, w roku 1472.
Ojciec zaręczył go z Barbarą, księżniczką oleśnicką. Tym sposobem
otrzymał 9000 guldenów na ziemiach Koźla, Bytomia Gliwic i przyległości.
Jednak nie doszło do ślubu z racji politycznych zawirowań i wtargnięcia w
spokojny Śląsk Macieja Korwina. A wkrótce potem Barbara zmarła. I kilka
lat później pojawił się kolejny mariaż, z księżniczką żagańską
Salomeą. Tym razem małżeństwo przetrwało próbę czasu. Przerwała je
bowiem dopiero śmierć ks. Albrechta.

Książę
Karol ziębicki był jednym z trzech braci którzy wzięli za żony księżniczki
głogowsko-żagańskie, córki ks. Jana II Szalonego. W latach 1523-1533 był
starostą głogowskim. Na ilustracji z żoną, ks. żagańską Anną [za: S. Głogowski,
Genealogia….]
1500, 17.01., jak wynika ze zbioru dokumentów Gryphiusa, z tą datą
wystawione zostało głogowianom kolejne pismo o poświadczeniu przywilejów.
Władysław król Czech i Węgier oraz książę głogowski Zygmunt
potwierdzili złożenie przysięgi przez tego ostatniego. Zygmunt zatwierdził
również wszystkie prawa i przywileje w księstwie. Władysław z kolei uznając
złożenie przysięgi przez stany obiecał głogowianom szczególną opiekę.

Orzeł
jagielloński z konsoli posągu Marii z Dzieciątkiem [za: A. Schultz, Schlesien
Kunstleben im fünfzehnten
bis achtzechnten Jahrhundert, Breslau
1872]
1596, 7.01., cesarz Rudolf II swemu
nadwornemu lekarzowi, dr Bartłomiejowi Schwabemu, nadał specjalny przywilej
wyjmujący spod jurysdykcji mieszczańskiej działkę w Rynku na której
znajdował się jego dom. Właściciel tego domu miał nie podlegać
jakimkolwiek obciążeniom i świadczeniom na rzecz miasta. Dom, wpleciony w
południowa pierzeje Rynku, znajdował się prawie naprzeciwko głównego wejścia
do Ratusza.
1668,
26.01., wystawiono w ratuszu koncesję aptekarzowi Karolowi Augustowi
Goltzowi. Na podstawie tego aktu zezwolono magistrowi na połączenie
dotychczas funkcjonujących dość rachitycznie po apokalipsie wojny
trzydziestoletniej, aptek Miejskiej” i „Ratuszowej”. Nowy
organizm otrzymał miano łączne – „Apteka Miejska i
Ratuszowa”. Jednak jak się później okazało farmaceuta nie był
mieszczaninem bez skazy. Nadużywał swojej wiedzy i kapitału do prowadzenia
szemranych interesów. A fakt zmonopolizowania handlu i produkcji specyfików
pozwolił mu na różne nadużycia. Rada miejska musiała zagrozić
udzieleniem kolejnej koncesji by próbować zdyscyplinować niesfornego
aptekarza. Ten jednak już znał zasady socjotechniki – po prostu
poinformował mieszkańców, ze członkowie rady i pisarz miejski chcą
otrzymywać leki za darmo. Konflikt przycichł, ale donosy trwały nadal.
Burmistrz napisał np. do starosty krajowego, że Goltz utrzymuje wbrew ostrzeżeniom
miejscowego proboszcza kontakty z niewiastą niekatolicką z Brzegu.
1813, 25/26. 01.,
w nocy zmarł adjutant-commandant (pułkownik) Joseph
Silvester Blanquet. Był szefem sztabu 14-tej dywizji piechoty generała
Broussier w 4-tym korpusie Wielkiej Armii. Ranny w bitwie pod Borodino, do
twierdzy trafił w trakcie odwrotu. To kolejny wysoki francuski oficer, który
został nad Odrą na zawsze. Pochowano go na ówczesnym cmentarzu katolickim.
|
|
1919,
7.01., głogowskie więzienia
przez lata służyły m.in. przetrzymywaniu Polaków, również z nieodległych
terenów zaboru pruskiego. Tak też się stało dziś w nocy. Piesza kolumna
przewiezionych z Leszna internowanych, szanowanych obywateli dotarła w środku
nocy z dworca kolejowego do więzienia policyjnego – najprawdopodobniej
tego niedawno wybudowanego przy u. Koszarowej (Kasernenstr.). Dzięki pomocy
leszczyńskiego historyka, Damiana Szymczaka, Wehikuł prezentuje fragmenty
wspomnień dotyczące pobytu Wielkopolan w Głogowie, skąd:
„Po czterodniowym
pobycie w więzieniu pruskiem odesłano internowanych do obozu greckiego w
Zgorzelicach.” – wspominał
ks. Tadeusz Kopczyński.
Jak
pisał dr Bronisław Świderski w „Ilustrowanym opisie Leszna i Ziemi
Leszczyńskiej”. - do
Głogowa w nieogrzewanych wagonach wywiezieni zostali: „Jan
Gałąski, Józef Górecki, Wal. Honorowski, Bolesław Ilski, Ks. Tadeusz
Kopczyński, Jan Michalski,
Stanisław Ratajczak, adw. Adam Ruszczyński, Marjan Stajewski, Dr. Jan Stawicki, Dr. Bronisław Świderski, Stefan
Thomas, Czesław Wilkoński i Wujec. Zwolniono tylko aptekarza
Smyczyńskiego Hieronima, dwóch kupców Szydłowskich oraz chorego obywatela Bresińskiego.”
/…/

Leszczyńscy
internowani – fotografia pamiątkowa [zbiory D. Szymczaka]
I
dalej dr Świderski kontynuował:
”… nikt z
internowanych po
wyruszeniu pociągu z
dworca leszczyńskiego nie wiedział, dokąd ich wiozą. najpierw jeden z
eskortujących żołnierzy zdradził tajemnicę, że zabranych
osadzą w Głogowie, dokąd ich rzeczywiście odstawiono. Przybitych
na duchu i strasznie zmęczonych fizycznie po dość długim
postoju na otwartym wietrznym peronie odstawił silny odwach
głogowski do więzienia, wbrew danym przyrzeczeniom, że
w razie zesłania internowanie nastąpi tylko w domach prywatnych
lub po hotelach. Już bardzo wrogo zachowująca
się publiczność na ulicach Głogowy
nie wróżyła nic dobrego. Wybiła właśnie północ, gdy internowani wstąpili
na ciemny ganek więzienny. Wąsaty inspektor, sądząc, że ma do czynienia z niebezpiecznymi opryszkami, przyjął zesłanych
niezbyt grzecznie w swym, gościnnym „Hotel Sauer", jak na wstępie
swoje gniazdo nazwał. Podzieliwszy przybyszów na partje, rozkazał
zaprowadzić ich mimo protestów do cel więziennych.
Zziębnięci i znużeni, okrywając się nędznemi derami, spoczęli
wreszcie po niecodziennych
przygodach na twardych leżach więziennych.
Nazajutrz dość wcześnie nakazano uprzątnąć cele i podano ciepły napój,
nie zasługujący na miano "czarnej kawy" ze suchym wojennym chlebem. Na obiad jakiś
współtowarzysz więzienny o wyglądzie i ruchach skończonego
bandyty roznosił po celach coś w rodzaju grochówki. Na
żądanie dostarczenia obiadu z hotelu, odpowiedział inspektor, że nie ma
żadnych w tym kierunku zleceń od soldatenratu z Leszna. /…/ Długie
wieczory spędzano w więzieniu, oczywiście siedząc bez światła,
na opowiadaniu ostatnich przeżyć, zapominając
chociaż na krótko o swej biedzie, by po długich, całą
wieczność przypominających godzinach, zasnąć wreszcie snem, choć
niespokojnym, lecz dającym przez godzin kilka możność wypoczynku starganym nerwom.
Dziesiątego stycznia, reagując widocznie na telegramy, zjawił
się w więzieniu Wollburg [nadburmistrz] z Leszna, któremu zarzucano nierozumne
postępowanie obywateli i władz leszczyńskich, grożąc, że ono wywołać musi
represje ze strony polskiej wobec obywateli niemieckiej narodowości. Polecając
w końcu specjalnej
opiece burmistrza rodziny internowanych i oświadczając mu, że za
bezpieczeństwo internowanych ich żon oraz wszystkich Polaków w Lesznie całe niemieckie obywatelstwo Leszna swem
mieniem i życiem odpowiada, pożegnano delegata magistratu z zapewnieniem, iż wszelkie dotychczasowe poczynania
Niemców leszczyńskich są niepotrzebną tragikomedją,
gdyż sprawa przynależności Leszna z całą Wielkopolską i
Pomorzem do przyszłego Państwa Polskiego już dawno na korzyść Polaków
jest przesądzona.
/../ W oczekiwaniu przyszłych
wydarzeń mijała godzina za godziną. Używano codziennie przez pół godziny
świeżego powietrza
na przewidzianym dla więźniów rannym spacerze po
dziedzińcu więzienia. Podczas przechadzki dnia pewnego odezwał się z
trzeciego piętra głos kobiecy, a Leszczynianie spojrzawszy
w górę, ujrzeli wynurzającą się z okratowanego okna rękę, dającą
jakieś znaki chusteczką. Wkrótce nastąpiło porozumienie; była to
internowana D[okto]rowa Kowalewiczowa ze Wschowy, którą wspólnie z innemi
Polakami tu także uwięziono. Poza Dr. Kowalewiczową, jej córką, synem i
zięciem, Dr. Jeszkem, ujrzano niebawem
na wspólnej przechadzce więziennej
pannę Lasocińską, kupca Jana Metelskiego, sek. Wrzesińskiego z żoną, Müllera,
Voelkla, Nawrockiego, Wenskiego i innych obywateli ze Wschowy. Niejedno
przykre wspomnienie pozostawiło
po sobie więzienie głogowskie, z którego przez zakratowane okna prócz
gołych dachów tylko poszarpane, zawsze chmurami zasłane niebo
ujrzeć było można. W sobotę oznajmiono
Polakom, że wywiozą ich dalej choć w niewiadomym kierunku; wieczorem na dworcu oczekiwały zesłańców
nieogrzewane przedziały III. klasy pociągu, stojącego już pod strażą
wojskową.”
Opowieść
Doktora trwa dalej – o pobycie w Zgorzelcu, obozie koło Żagania, o
zgodzie komendanta głogowskiej twierdzy na przepustke do Leszna. O izolacji
miasta od nie odległej Polski. Tu ciekawostką jest fakt, że kiedy „około 20. marca zaczęli Niemcy wydawać przepustki, wprawdzie tylko w
ważnych wypadkach na podróż do Poznania i to okrężną drogą przez Głogowę,
Frankfurt i Krzyż” – to zważcie, droga wiodła w
przeciwna stronę i trzeba było w tej podróży z Leszna do Poznania zrobić
ogromne koło.
Ale
to już temat na inną wyprawę i kolejną gawędę Wehikułu.
1946,
do 15.01., ludność powiatu miała złożyć
posiadaną przez siebie broń. Było jej bardzo dużo jak wspominają mieszkańcy.
A to polecenie administracyjne było raczej z tych nie do zrealizowania. Wobec
wszechobecnego zagrożenia i powszechnie łatwego dostępu do tych narzędzi,
jeszcze długo rozlegały się w okolicy odgłosy wystrzałów, popłynęło
wiele łez i krwi, wydarzyło się wiele niegodziwości.
1946,
styczeń, w Charzycach jak chce autor, a właściwie
w Chwarzycach, (które później otrzymały nazwę obowiązującą do dziś
– Gaworzyce), powstaje placówka NSZ. Tak uważa Stefan Skwarek w swoich
wspomnieniach. Wehikuł chciałby znaleźć potwierdzenie tego faktu. Też
przy pomocy czytelników.
1982,
6.01., celebrowane jest pierwsze nabożeństwo
dla głogowskich prawosławnych. Tymczasowa świątynia stała się kaplica
cmentarnej przy ul. Legnickiej. Niewielka z początku społeczność prawosławna
licząca ok. 15 rodzin podejmowała od początku starania o przejecie tego
obiektu na cerkiew. Samodzielny obiekt powstał jednak dopiero po zabudowaniu
pruskiego blokhauzu. A kaplica była prawosławnym domem modlitwy aż do 2001
roku. Dzielono ten obiekt wspólnie z katolikami kościoła rzymskiego.
Dlatego też nabożeństwa prawosławne odbywały się w niekanonicznym czasie
bo o godzinie 13.30.
2005,
11.01., na terenie ówczesnego 6 Ośrodka Przechowywania Sprzętu, w
koszarach przy ul. Wojska Polskiego rozpoczęło się specjalistyczne
szkolenie saperów grup rozminowania. Oczyszczają one z niewybuchów i
niewypałów teren powiaty województw dolnośląskiego i lubuskiego. W roku
który się właśnie zakończył saperskie patrole zlikwidowały na tym
obszarze 268 min przeciwpancernych, 126 bomb lotniczych, 1476 pocisków
artyleryjskich, 132 granaty i ponad 4900 sztuk innej amunicji;

Saperski
„urobek” [ze zb. I. Dominiaka]
|