Wehikuł czasu  - luty 2014 (rok 6/60) 
Luty rozpoczyna się, niespotykaną śnieżną ponową, głównie na wschodzie Polski. Przykryła Lubelszczyznę w niespotykany dawno sposób. Wehikuł dzieli więc czas między podróże a odśnieżanie.Powiększa się i rośnie liczba przyjaciół i sympatyków Wehikułu. Od Damiana Szymczaka z Leszna dotarła przesyłka z owocami lektury  tamtejszych gazet z drugiej połowy lat czterdziestych XX wieku.  Pan Damian przysłał treści ogłoszeń i notki z „Gazety Codziennej”, które jak piszeukazały się w tych nielicznych egzemplarzach, które przetrwały”. Niżej pierwsza z nich.

Wehikuł przez okno

Ostatnie, czyli zamieszczone w styczniu zdjęcie zostało wykonane przez okno w ścianie ruin dawnego kościoła farnego pw. św. Mikołaja. Stanowiło ono oprawę dla ratuszowej wieży odzianej w Mikołajową czapkę.

 

A na zdjęciu dzisiejszym zaśnieżony po raz pierwszy w 2014 r. Głogów widziany przez okno z … ?

 

Kolejna pozycja - Z lektur Wehikułu - i inne lutowe ciekawostki w zakładce Wehikuł czasu - powyżej, a wszelkie pytania i uwagi prosimy kierować na adres wehikulczasuglogow@interia.pl


Z lektur Wehikułu –


W "1945 - roku zwycięstwa", autor, Rosjanin, w przeciwieństwie do wielu poprzedników, bez propagandowego zadęcia, przedstawia główne operacje wojskowe Armii Czerwonej w ostatnim roku wojny. Wehikuł poleca tę książkę w lutym, bo operacja odrzańska – później nazwana dolnośląską rozpoczęła się 8 lutego rano o 9:40. Przygotowanie artyleryjskie trwało jak na warunki rosyjskie krótko, bo tylko 50 minut. Brakowało amunicji ciężkiej. Pogoda krzyżowała szyki pułkom lotniczym. Natomiast Niemcy przedstawili zorganizowany opór. 1 Front Ukraiński do kolejnej operacji przystąpił z marszu. Z wieloma brakami w żołnierzu i materiałach. Ale jak pisze autor , marszałek „Koniew był zdecydowany bić wroga, nim zdążył pozbierać się po naszych styczniowych natarciach i na jego plecach przejechać się dalej na zachód”.
Bieszanow opisując wielkie operacje roku 1945 dba też o szczegóły, przytaczając ich wiele. Poświęcił również chwilę uwagi na przybliżenie czytelnikom faktów o zbrodniczych czynach czerwonoarmistów wobec ludności cywilnej.
[z recenzji i opisu tłumaczy] … książka  Władimira Bieszanowa jest wynikiem jego 10 - letniej pracy nad nowym ujęciem sowieckiej przeszłości, zdecydowanym obalaniem mitów wojennych, pozostałych po stalinowskiej agitacji i propagandzie, bezkompromisową polemiką z oficjalną rosyjską historią.
To gorzka prawda o krwawym roku 1945, który był nie tylko rokiem WygRANym, ale i rokiem straszliwych RAN – nie bez przyczyny wiele wydarzeń ostatnich miesięcy wojny do tej pory pomijanych jest milczeniem, archiwa nie są do końca odtajnione, a najtrudniejsze, „niewygodne” i bolesne pytania do dziś pozostają bez odpowiedzi:
- Kiedy naprawdę zakończyła się II wojna? Dlaczego Berlina nie zdobyto w lutym 1945 roku, lecz trzeba było go szturmować w kwietniu? Czy są uzasadnione ogromne straty radzieckich czołgów, rzuconych w krwawy chaos walk ulicznych, i czy to prawda, że w Berlinie spłonęła nie tylko jedna armia pancerna? Kogo i jak wyzwalały wojska radzieckie w Europie? Jaka była prawdziwa cena zwycięstwa? Kto tak naprawdę zwyciężył w II wojnie światowej?
 

Władimir Bieszanow,
1945 - rok zwycięstwa, Wydawnictwo Inicjał 2013. 



 


1234, 3.02., do wsi Goscichowo (dzis. Gościkowo), zwanej też Paradyżem, pod Międzyrzeczem przybywa wraz z 12 cystersami opat Henryk z pobliskiego, brandenburskiego klasztoru cystersów w Lehnin. Przejął nadany fundacją komesa Mikołaja Bronisza 29 stycznia 1230 roku teren, na którym cystersi mieli wznieść kompleks klasztorny.

Akcent głogowski w tej historii może stanowić osoba Bronisza. Wojewoda wielkopolski w latach 1230-1234 wraz z bratem Sędziwojem miał zginąć z tatarskich rąk w bitwie pod Legnicą w 1241 r. Pochowanemu w klasztorze poświęcono tablicę nagrobną widzianą jeszcze w XIX w. w prezbiterium kościoła. Napis na niej brzmiał: „Nicolaus Bronisius Comes posnaniensis et castellanus Glogoviensis” .

W dokumencie z końca XVII w. który znajduje się w Archiwum Państwowym we Wrocławiu znaleziono zapis „fundatione monaster ii ostrii Paradiesiensis Anno 1234, per Nicolaum Bronisium Palatinum Maioris Poloniae et capitaneum Maioris Glogovie.”  Więc z dwóch źródeł poznajemy kolejnego kasztelana głogowskiego. Dotychczas nie wymienianego i nieznanego.

 

Fundator był członkiem znakomitego rodu wielkopolskiego. Tylko którego? Historycy toczą od wielu lat spór. Czy był to Bronisz Doliwa, brat Sędziwoja i Chwała? A może pochodził z rodu Wieniawa jak chce Długosz, albo z rodów Łodzia czy Pomian?. Prof. Joanna Karczewska w najnowszych badaniach umieszcza go w tradycji rodowej rodziny Wieniawa za Długoszem i stwierdza, że „pojedyncze głosy uważają Bronisza za Doliwę. Jednoznaczne stwierdzenie tego faktu jest obecnie niemożliwe”.  Jednak w materiałach pokonferencyjnych, które w 2004 roku wydaje, uczestnicy i referenci dość lekko pokazują tę sylwetkę jako pochodzącą z różnych rodzin.

Dociekliwym i ciekawym czytelnikom Wehikuł poleca więc tę książkę. (Opactwo Cysterskie w Paradyżu, jego rola w dziejach i kulturze pogranicza, red. nauk., Joanna Karczewska, Zielona Góra 2004.)

 

 

Obraz fundacyjny, na którym Bronisz wręcza opatowi Henrykowi dokumenty fundacji klasztoru, autor nieznany, pocz. XVIII w. Widniejący nad siedzącym Broniszem uzywany przez niego znak runiczny dwóch dziewiątek, z których prawa jest odwrócona stał się herbem Paradyża. [M. Walczak Paradyż,]

 

 

1296, 22.02., mijają właśnie dwa tygodnie jak w trakcie porwania przez Brandenburczyków z noclegu w Rogoźnie, zamordowany został król Polski Przemysław II (8.02.1296). Trwają zabiegi o schedę królewską. Od północy obsadzają Zbąszyń i okolice Brandenburczycy, zagrożona jest unia z Pomorzem. Rośnie spór między, księciem  brzesko-kujawskim Władysławem (znanym później jako Łokietek) a Henrykiem głogowskim.

Dziś jeszcze Henryk najprawdopodobniej przebywa w Głogowie szykując się do starcia zbrojnego. Nad Odrę przybywają posiłki sojuszników. Oddziały z Głogowa wyruszają na Poznań tradycyjnym szlakiem komunikacyjnym. Przy przeprawie przez Obrę, nieopodal Krzywinia dochodzi do starć. Zniszczono wtedy jakieś dobra poznańskiego biskupa. I do spotkania oponentów. Zawarta tam ugoda zwana umową krzywińską nie zachowała się w całości. Jej treści przekazuje wydany później  dokument Łokietka. Głogowczykowi przypada ziemia poznańska aż do Obry na całej jej długości i ziemie za Wartą i Notecią. Jak dostępne przekazy mówią: „… linia podziału biegnie [od południa na północ] wzdłuż rz. Obry od jej źródeł do ujścia, a dalej wdłuż rz. Obry od jej źródeł do ujścia, a dalej wdłuż rz. Warty do [ujścia] rz. Noteć”.

Podział Wielkopolski, który wtedy nastąpił oznaczał, jak zauważają historycy, trwały podział krainy na dwie dzielnice pozostające pod zarządem dwóch skłóconych linii piastowskich. Przekreślał też wg T. Jurka prymat Wielkopolski wśród polskich dzielnic.

 

 

1365, 25.02.,  Wehikuł opisywał już, ale pod datą o dwa lata wcześniejszą [patrz numer 2/10] ślub Kazimierza Wielkiego z Jadwigą żagańską [Mat/87] , gdzie powołując się na prof. Władysława Semkowicza umiejscawiał wschowski ślub Kazimierza Wielkiego z księżniczką głogowsko-żagańską.

A to wydarzenie miało miejsce, jak twierdzi Marta Małkus, dyrektor Muzeum Ziemi Wschowskiej jednak dziś: - „we wschowskiej farze, król Kazimierz Wielki (55 lata) poślubił młodziutką księżniczkę Jadwigę Żagańską. Jadwiga była córką księcia głogowsko-żagańskiego Henryka V Żelaznego. Przeszło 20 lat wcześniej król zdobył Wschowę w wojnie prowadzonej właśnie z przyszłym teściem. Jadwiga została czwartą z kolei żoną króla (oficjalna bulla papieska wyrażająca zgodę na ten ślub została wydana dopiero w 1368 roku). Długosz wspomina Jadwigę, jako ładną i “przymiotami ozdobioną”.  

1476, 28.02., w środę popielcową, w tydzień po śmierci Henryka XI głogowskiego w Kożuchowie zgromadzili się przedstawiciele stanów głogowskich i miast „osieroconego Księstwa Głogowskiego” jak pisze Felix Matuszkiewicz. Więc zjechali rajcowie Głogowa, Kożuchowa, Szprotawy, Zielonej Góry, Sulechowa, Świebodzina i innych miast księstwa by wspólnie z rycerstwem radzić nad problemem dziedzictwa. Na konwencji zaprezentowano interesy 4 zainteresowanych. Optowali za swoimi kandydatami reprezentanci Macieja Korwina, Władysława Jagiellończyka, króla Czech, kurfirsta brandenburskiego (teścia zmarłego) i żagański Jan II. Zabiegi dyplomatyczne nie przyniosły skutku. Rozpocząć się niebawem miała wojna, która uzyskała przydomek sukcesyjnej.

1582, 27.02., dziedziniec Zamku Książąt Głogowskich był wielokrotnie miejscem wydarzeń wielkich, strasznych, radosnych i tragicznych. Przez wieki. Dziś stal się areną na której odbył się „pojedynek” – między lwem i „dzikim” bykiem. Zwycięsko wyszedł król zwierząt.

 

 1629, 13.02.,  Ferdynand Minsberg w swej historii miasta i twierdzy zanotował za Berndtem kilka cudów, które miały mieć miejsce w głogowskich świątyniach. Dziś rada miejska składająca się z nawróconych przez Dragonów Lichtensteina katolików wydała oświadczenie, że  potwierdza swym autorytetem twierdzenie wiarygodnych mieszczan  Hansa Senftlebena i Fryderyka Schoepsa. Dopiero teraz przyznali, że wiosną dwa lata temu w zamkniętej i pustej farze zobaczyli wysoko w oknie znajdujący się obraz Matki Boskiej. Miał być otoczony promieniującym blaskiem i widocznym z daleka.  

 

1776, 13.02., dopiero dziś wszedł w życie na Śląsku papieski dekret kasacyjny (sprzed 3 lat) likwidujący zakon jezuitów. Na jego podstawie zakonnicy głogowscy a było ich pięciu stali się księżmi świeckimi z podległością hierarchii. Majątek klasztorny i kolegium jezuickiego został przejęty przez Państwo i sprzedany. Pieniądze, które uzyskano, przeznaczono na potrzeby protestanckich uniwersytetów w Frankfurcie, Halle i Królewcu.            Tradycje kolegium jezuickiego w obiekcie klasztoru pojezuickiego dziedziczyło gimnazjum katolickie finansowane po wielu reformach przez państwo.   

1945, 12.02.,  Prąd w wioskach otaczających Głogów wyłączono już w styczniu, więc oświetlano wnętrza przy pomocy świec, których chybotliwe światełko wykrzywiające kształty ludzi i przedmiotów pogłębiało tajemniczość nocy. Szczególnie robiło to wrażenie na psychice nastoletniego chłopca obudzonego w środku nocy kiedy:

 … piec w naszej sypialni wygasł zupełnie, w izbie zrobiło się zimno. Na dworze wiał wiatr i prószyło śniegiem, słychać było lekkie trzaskanie okna… wszędzie panowała grobowa cisza, słychać było jedynie wiatr. Na plebanii, tam gdzie jeszcze przed godzinami żołnierze Wehrmachtu spali na słomie lub innych rzeczach lub na podwórzu, gdzie zajęci byli swoimi pojazdami, wszędzie było cicho… Żołnierze niezauważenie opuścili wioskę. Ich zniknięcie musiało się odbyć w dużym pospiechu. Niektórzy z nich zapomnieli drobnych rzeczy osobistych. Nawet czerwone druty telefoniczne nie zostały zabrane i zwisały jeszcze z okien plebanii

Tak zapamiętał noc zamykania okrążenia wokół Głogowa Hans Breske mieszkający u swojego wuja, proboszcza katolickiego w Kurowie Wielkim. Sam moment wejścia zdobywców, spędził wraz z kobietami w zamaskowanym, wcześniej przerobionym grobowcu pod kościołem. Rosjan przyjmował sam ksiądz Breske (po wojnie pozostając w parafii spolszczył swoje nazwisko na Brzeski). Była to jakaś czołówka, która po pobieżnym splądrowaniu plebanii i kościoła opuściła parafię. Kolejnego dnia przyjechali dopiero oficerowie na przesłuchanie księdza, wraz z nimi w okolicy roztasował się jakiś oddział.  Głośno wydawane rozkazy mieszały się ze śpiewem żołnierzy i krzykami zarzynanych kur by w kuchni przygotować je do pieczenia” (zachowano język oryginału, - J. Brzeski, Z Hansem nie rozmawiam, 2011).

 

 

Szkic grobowców przebudowanych na ukryty schron pod kościołem w Kurowie Wielkim.

 

1947, luty, w „Gazecie Codziennej” ukazującej się w Lesznie, a wydawanej przez tamtejszy  Blok Stronnictw Demokratycznych, wydrukowano taki anons złożony przez głogowską elektrownię: Elektrownia w Głogowie poszukuje zaraz buchaltera samodzielnego do prowadzenia księgowości zakładu. Kierownika administracyjno-handlowego. Dwóch urzędników do biura płacy i pracy. Referenta personalnego. Zgłoszenia pisemne wraz z życiorysem, kierować należy do Zjednoczenia Energetycznego oddziału dolnośląskiego, do elektrowni w Głogowie.”

 

1949, 12.02., referent sekcji I Powiatowego urzędu Bezpieczeństwa Publicznego informuje swojego przełożonego w WUBP we Wrocławiu, że w dniu dzisiejszym „przystąpiono do rozpracowywania obiektowego skupisk autochtonów na terenie powiatu”. Oceniano, że na terenie powiatu pozostało 120 osób uznanych za autochtonów – przeważnie byłych obywateli niemieckich zamieszkujących tu do 1945 r. Oceniano, że „mogą posłużyć jako baza nasadzienia obcej agentury wywiadowczej” [słownictwo oryginału]. Posiadano w tym nielicznym środowisku dwóch agentów - „Wolfa” i „Szarego”, którzy mimo jego znajomości nie inwigilowali wszystkich. Postulowano więc o rozszerzenie agentury. Ze spisów zrobionych dla gmin i gromad wynika, że w każdej było po kilka rodzin lub gospodarstw wspólnych. Większość z tych osób nosiła polsko brzmiące nazwiska.

 

1988, 02.02., biskup ordynariusz gorzowski Józef Michalik (w latach 1986–1993, od 1992 r., biskup ord. zielonogórsko-gorzowski), zgodnie z regułami prawa kanonicznego, eryguje nową parafię w Głogowie - p.w. Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Jej proboszczem zostaje ks. Ryszard Dobrołowicz, budowniczy parafialnej  świątyni. Łączy nowe obowiązki z dotychczasowymi. A na budowie „kopernikańskiego” (bo na osiedlu Kopernik) kościoła w tym miesiącu rozpoczyna się najważniejsze przedsięwzięcie roku – montaż posadzki.

 

 

 

Nieeksponowany często od tej strony fragment świątyni, w krasie i oprawi jesiennej roślinności 2013 roku.

 




Wykonanie: ŁUKASZ JEDYNAK FOTOGRAFIKA